Popularny leaker planów Nintendo zamknął konto. Wydało się, skąd miał informacje?
Drobna wpadka.
Popularny leaker zajmujący się sprzętem Nintendo zablokował konta w serwisach społecznościowych po tym, jak w sieci pojawiły się sugestie na temat tego, skąd czerpie informacje.
Niejaki „Pyoro” - o nim mowa - za sprawą swojego „procederu” zdobył sporą popularności i ponad 100 tysięcy śledzących go osób w serwisie X. Teraz wygląda jednak na to, że padł ofiarą własnej sławy, ponieważ wypowiedzi dla artykułu serwisu Bloomberg doprowadziły do „upadku”.
Równie popularny Jason Schreier opisuje w tekście obecną „modę” na leakerów, w tym teorię, którą na temat „Pyoro” ukształtowano w ubiegłych tygodniach. Okazało się bowiem, że ten przekazuje tajne informacje Nintendo, ale najpewniej z drugiej ręki, pozyskując je wcześniej od pracownika japońskiej korporacji.
Jak dotarto do tego wniosku? Otóż leaker był zazwyczaj bardzo aktywny przed kolejnymi pokazami z serii Nintendo Direct, ujawniając zaplanowane tytuły jeszcze przed ich prezentacją. Jednak w przypadku ostatniej transmisji milczał. Dlaczego?
Fani szybko zauważyli, że jedyną zmianą ze strony Nintendo było to, że tym razem ogłoszenia nie miały przygotowanych, dedykowanych stron internetowych w sklepie wydawcy. Wniosek był więc prosty: „Pyoro” w przeszłości dostawał przecieki od kogoś, kto miał dostęp do narzędzi administratora w sklepie Nintendo.
Sam „Pyoro” wydawał się potwierdzać to w serwisie Bloomberg. W odpowiedzi na pytanie Schreiera przyznał, że nie ma do końca pewnością, skąd jego źródło czerpie informacje, lecz „teoria o dostępie do informacji ze sklepu brzmi rozsądnie”.
Przy takim nagromadzeniu szczegółów Nintendo będzie miało zapewne ułatwione zadanie, jeśli mowa o próbach wyśledzenia przecieków. Część graczy spekuluje, że to właśnie sam „Pyoro” jest tym pracownikiem japońskiej korporacji, a o otrzymywaniu informacji z drugiej ręki wspominał tylko w ramach zaciemnienia sytuacji.
W odpowiedzi na artykuł Bloomberga leaker zamknął konta w serwisach społecznościowych i przyznał, że nie spodziewał się, iż Schreier opublikuje jego wypowiedź na ten temat (za co dziennikarz też zebrał pewną krytykę).
Wszystko to tylko kolejny i dość skomplikowany krok w obecnej „modzie” na przecieki. Nintendo od zawsze jest na celowniku takich osób, a niedawno wspominaliśmy, że informacje na temat korporacji mogły wyciekać choćby z... wewnątrz Google.