Skip to main content

Powrót do przyszłości i fabuła Call of Duty

Plus: co dalej z wirtualną rzeczywistością?

Ręka w górę, kto oglądał w środę „Powrót do przyszłości”? W drugiej części trylogii Marty McFly i Doc Brown przenoszą się w przyszłość. 21 października 2015 wita ich latającymi samochodami, deskolotkami i zmieniającymi rozmiar ubraniami. W kinach debiutują „Szczęki 19”, zaś prezydentem USA jest kobieta - niestety wiemy już, że nie tak wygląda rzeczywistość.

W jednej ze scen główny bohater trafia do kawiarenki w stylu lat osiemdziesiątych, gdzie odnajduje automat Wild Gunmen. Udaje mu się pobić rekord punktowy, jednak zebrane dookoła dzieci jego wyczyn kwitują lekceważącym: „Musisz używać do tego rąk? Dziecinada!”. Tutaj Zemeckisowi już bliżej do prawdy niż przy przewidywaniu trendów modowych. Co prawda nie zrezygnowaliśmy jeszcze z klasycznych kontrolerów (i dużo wody w Tybrze upłynie, zanim to się stanie), ale coraz mocniej swoją obecność na rynku zaznaczają takie akcesoria, jak gogle wirtualnej rzeczywistości.

PlayStation VR - fajny design, ale gdzie są gry?

Swój sprzęt niezwykle mocno promuje chociażby Sony: PlayStation VR, do niedawna znane jako Morpheus, obecne jest na niemal każdej masowej imprezie poświęconej grom, choćby na trwającym właśnie Warsaw Game Week.

Szkoda jedynie, że za technologią nie idą zapowiedzi ciekawych gier. Poza Adrift, który tworzony jest z myślą o goglach VR właśnie, brakuje mocnych tytułów, które w pełni wykorzystywałyby możliwości wirtualnej rzeczywistości. Gdzie symulator sportów ekstremalnych, gdzie tryb VR w No Man's Sky? Czas pokaże, czy plotki o rzekomym dodatku do Until Dawn, który miałby być klasycznym „celowniczkiem na szynach” wykorzystującym gogle Sony, okażą się prawdą.

Gorącym tematem wciąż pozostaje wykupienie ponad 10 procent akcji Ubisoftu przez Vivendi. Wydawałby się, że to niewiele, jednak przy tak dużym rozproszeniu udziałów, posiadanie jednej dziesiątej wszystkich papierów wartościowych stawia francuskiego potentata medialnego na czele listy akcjonariuszy (przed prezesem Ubisoftu Yvesem Guillemontem z 9,4 procentami). W oświadczeniu wystosowanym przez Vivendi czytamy o „strategicznej inwestycji, mającej na celu konwergencję treści medialnych produkowanych przez Vivendi i gier wideo tworzonych przez Ubisoft”.

Co to może oznaczać? Optymistycznie patrząc - powstanie tytułów opartych na licencjach należących do francuskiego magnata medialnego, chociażby gier muzycznych z udziałem wykonawców współpracujących z Uniwersal Music Group. Pesymiści zaś w powyższym oświadczeniu widzą jedynie PR-owe mydlenie oczu, zaś sam akt wykupywania udziałów jako powtórkę historii z Activision-Blizzard. Przypomnijmy, że w 2013 roku francuski zarząd planował wypłatę dywidendy w wysokości 3 miliardów dolarów z kasy spółki Activision-Blizzard, należącej wówczas do francuskiego koncernu medialnego.

Yves Guillemot z niepokojem patrzący w przyszłość

Czy jest się czym przejmować? Jako gracze raczej nie mamy powodów do zmartwień. Kury znoszącej złote jajka (czyli serii Assassin's Creed) nikt się nie pozbędzie, tak samo jak raczej nie powinniśmy spodziewać się odwołania głośnych zapowiedzi Ubisoftu, takich jak Wildlands czy For Honor. Zagrożona jest za to suwerenność firmy - Vivendi planuje umieszczenie „swojego człowieka” w radzie zarządu Ubi, który jako przedstawiciel najsilniejszego akcjonariusza miałby zapewne forsować pomysły Vivendi. Yves Guillemont zapowiedział już walkę utrzymanie niezależności firmy od podmiotów zewnętrznych, wyrażając jednocześnie troskę o przyszłość Ubisoftu.

O los swojej macierzystej korporacji nie musi się już martwić Hideo Kojima. A to z prostego powodu: od 9 października nie pracuje już dla Konami. Firma-matka zaprzecza tym doniesieniom, informując o urlopie ojca serii MGS, którego kontrakt wygasa dopiero w grudniu. Jakkolwiek nie tłumaczyć sobie absencji Hideo fakt pozostaje faktem - The Phantom Pain to ostatnia gra stworzona przez Kojimę dla japońskiego giganta. Co będzie dalej z reżyserem? To pokaże przyszłość.

Pożegnalna impreza Kojimy, która - według Konami - nie miała miejsca

Ciekawsze na chwile obecną są poczynania samego Konami. Pomimo zapewnień, że jako wydawca nie rezygnuje z produkcji gier AAA, ciężko wskazać kierunek, jaki miałaby obrać firma. Ewentualne kontynuacje Metal Gear pozostają w sferze spekulacji, seria Silent Hill - z racji zawieszenia prac nad Silent Hills - zeszła na boczny tor, Castlevania od dłuższego czasu nie doczekała się porządnej kontynuacji, zaś o Contrze zdaje się zapomnieli już nawet jej ojcowie.

W tej perspektywie optymizmem nie napawa opublikowany wiosną tego roku raport wskazujący zastój w sektorach gier wideo i potężny boom w sektorze Pachinko. Oczywiście raport ten wskazuje, że największy przychód wciąż generują gry wideo i absurdem byłoby twierdzenie, że Konami zrezygnuje z produkcji i dystrybucji gier by zainwestować całość kapitału w - bądź co bądź - niestabilny rynek gier hazardowych. Jednak w obliczu decyzji, podjętych ostatnio przez tokijskiego producenta można spodziewać się przeniesienia zainteresowań firmy w inne, niż gry wideo, obszary rozrywki.

Wartym skomentowania tematem pozostaje decyzja Treyarch względem konstrukcji trybu fabularnego ich najnowszego dzieła, Call of Duty: Black Ops 3. Wszystkie misje będą dostępne od początku, dzięki czemu jako pierwszą będziemy mogli rozegrać misję finałową. Mozliwość taka ma na celu zapewnienie dobrej zabawy osobom, które tryb single player w CoD-ach traktują jako dodatek do multiplayera, a od kampanii oczekują fajerwerków, których - z logicznych powodów - multi zapewnić nie może.

Zobacz na YouTube

Oczywiście, istnieje wciąż możliwość ukończenia gry „jak deweloper przykazał”, a opcja przeskoczenia problematycznych elementów jest tylko alternatywą. Sam do tego pomysłu podchodzę dość sceptycznie: gry wideo od zawsze bazowały na systemie progresu i nagrody - za pokonanie wyjątkowo trudnego etapu raczeni byliśmy efektowną cut-scenką czy zapierającym dech w piersiach poziomem.

Ominięcie konkretnych części gry sprawi, że system ten traci sens; niewypracowana nagroda nie cieszy tak bardzo, jak ta poprzedzona wysiłkiem. Nie wspominam już o konstrukcji fabularnej, która na takim rozwiązaniu cierpi najbardziej, ale nie oszukujmy się - kto gra w Call of Duty dla fabuły? Wracając do przytoczonego na początku „Powrotu do przyszłości”: można ominąć drugą część, mając świadomość, że w trzeciej mamy kowbojów i Dziki Zachód. Pozostaje jedynie pytanie: po co?

Zobacz także