Powrót do Resident Evil 4 - najlepsza odsłona serii?
„Is that all, stranger?”
Trudno o jednoznaczną opinię fanów Resident Evil na temat najlepszej części cyklu. Niektórzy z pewnością wskażą jeden z klasycznych tytułów, a inni preferują współczesne rozwiązania z nowszych gier. Jedno jest jednak pewne - czwórka to Resident najbardziej wyjątkowy.
Żadna inna odsłona popularnej serii Capcomu nie ma takiego specyficznego i wyróżniającego się charakteru. Zawsze mamy do czynienia z lekkim horrorem - choć może też nieco cięższym w przypadku części siódmej - i pewnymi absurdalnymi rozwiązaniami fabularnymi. Mowa tu choćby o tajnych laboratoriach złych organizacji pod opuszczonymi posiadłościami i podobnymi motywami godnymi filmów klasy B.
Resident Evil 4 zaoferowało jednak nie tylko sporą dawkę takiego właśnie poniekąd „kiczowatego” klimatu, ale było też tych różnych absurdów najbardziej świadome. Przejawia się to przede wszystkim za sprawą scenariusza i reżyserii kolejnych scen. Bardzo ważny jest także główny bohater.
Leon Kennedy z tej części różni się od tego, którego zapamiętaliśmy z drugiej odsłony. Rzuca ironiczne komentarze, które wprowadzają komediowy aspekt - to tak zwane „one-linery”, charakterystyczne między innymi dla filmów akcji z lat 80. i 90.
„Gdzie się wszyscy wybierają? Grać w bingo?” - pyta agent zaraz po walce z dużą grupą opętanych wieśniaków, którzy wycofali się do kościoła, kiedy zabrzmiał dzwon.
Ten Leon jest pewnym siebie luzakiem, co widzimy już w otwierającej scenie, gdy rozmawia z lokalnymi stróżami prawa, podkreślając, że nie wybrali się z nim przecież do tajemniczej wioski, żeby śpiewać „Kumbaya” przy ognisku niczym skauci.
Również adwersarze nie są typowo poważnymi ponurakami, którym zależy na władzy nad światem. Ramon Salazar bywa wręcz komiczny, bo jego dziwny, nieco groteskowy wygląd kontrastuje z tym, jak ważną personę próbuje zgrywać, a jednocześnie zachowuje się niczym rozkapryszone dziecko.
Najlepszym przykładem tego specyficznego ducha Resident Evil 4, którego na próżno szukać w kolejnych grach z cyklu, jest słynny Handlarz. Sama jego koncepcja jest po prostu śmieszna. Oto kupiec sprzedający towary „zza pazuchy” czeka w najbardziej nieoczywistych miejscach, gdzie dookoła zazwyczaj nie brakuje niebezpieczeństw.
Takich elementów nie ma w Resident Evil 5 czy 6, chociaż bohaterowie przeżywają bez zadraśnięcia katastrofy samolotów, walczą z często śmiesznie groteskowymi oponentami, a cut-scenki pełne są kiczu. Tylko że kicz bez humoru jest o wiele gorszy.
Oczywiście Resident Evil 4 to nie tylko inna atmosfera i charakter postaci. To także ogromna zmiana w podstawach rozgrywki w porównaniu do poprzednich części. Począwszy od innej perspektywy i ujęć kamery, aż po więcej akcji i strzelania niż kiedykolwiek wcześniej.
Pożegnaliśmy się też - przynajmniej na jakiś czas - z tradycyjnymi i sprawdzonymi zombie, które zawsze były obecne w serii. W tej grze na początku nie spotykamy wrogów przypominających żywe trupy, ale raczej zwykłych ludzi. Może tylko nieco bledszych i bardziej otępiałych.
Gonado - zarażeni pasożytem Plagi - byli szybsi i bardziej inteligentni niż przeciwnicy, do których byliśmy przyzwyczajeni. Walka z nimi stanowiła miłą odmianę. Starcia cały czas wymagały skupienia i uwagi. Nie mieliśmy nagle do czynienia ze zwykłą strzelanką, bo odpowiednie ustawienie i dbanie o amunicję wciąż było ważne. Świetnym urozmaiceniem była możliwość strzelania wrogom w nogi, żeby się przewrócili.
To jednak nie walka stanowi o wyjątkowości tej gry. Gdyby chodziło tylko o strzelanie, to pewnie Resident Evil 5 byłby wspominany równie dobrze, albo i lepiej. Chodzi jednak o całokształt. O charakter i styl - a tego Resident Evil 4 ma najwięcej, co bez problemu można dostrzec nawet dziś. Kolejne odsłony położyły większy nacisk na poważny ton, nawet jeżeli otoczka pozostała - jakby się nad tym dłużej zastanowić - niemniej absurdalna.
Taki Resident już zapewne nie powróci, ale na szczęście czwarta część jest dostępna na większości współczesnych platform. Na PC trwają nawet prace nad nieoficjalnym modem, który znacznie zwiększy jakość oprawy graficznej. Jeżeli więc nigdy nie mieliście jeszcze z czwórką do czynienia, polecamy sięgnąć po nią w wolnej chwili - warto przekonać się, dlaczego jest wyjątkowa.