Prey - Recenzja
Udany eksperyment.
Najnowsza gra twórców Dishonored czerpie z klasyków. Odnajdą się tu zarówno miłośnicy System Shock, jak i sympatycy pierwszego Half-Life. Prey, mimo tych porównań, prezentuje unikalny klimat i straszy oryginalnymi obcymi, choć zabawę psuje z czasem konieczność wracania do odkrytych miejsc i drobne błędy techniczne.
Początek jest idealny. Samotny naukowiec zamknięty w nieprzyjaznym środowisku, dzierżący tylko klucz francuski do obrony. Kosmici potrafiący imitować dowolny nieożywiony obiekt czają się na każdym kroku, nie raz przyprawiając o stan przedzawałowy. Z każdym krokiem nieufnie przyglądamy się przedmiotom codziennego użytku.
Ten nieziemski klimat rozmywa się dopiero po kilku godzinach, kiedy do gry wkraczają więksi przeciwnicy, którzy nie lubią się chować. Uzbrojeni w eksperymentalną broń musimy spróbować ich wyeliminować bądź ukrywać się, by pomyśleć i inaczej stawić czoła zagrożeniu.
Główny bohater - Morgan Yu - przemierza stacje naukową Talos I, chcąc opanować inwazję Tyfonów, czyli przybierających różne formy obcych. Kosmici byli głównym obiektem badań, które wymknęły się spod kontroli. Jedyną osobą, która może znać całą prawdę na temat incydentu, jest brat Morgana, Alex.
Morgan aplikuje sobie prototypowe neuromody i eksperymentuje z nimi, w wyniku czego cierpi na amnezję. Musi więc odkrywać tajemnice stacji stopniowo - razem z graczem. Opowieść zdaje się dość sztampowa, jednak z czasem rodzi wiele intrygujących pytań i pozytywnie zaskakuje odpowiedziami na kilka z nich. Czytanie notatek i wiadomości w komputerach owocuje zbieraniem garści smaczków wzbogacających uniwersum.
Zobacz: Prey - Poradnik, Solucja
Zdecydowanym atutem gry jest urok i atmosfera zwiedzanej lokacji. Talos I to stary kompleks, rozbudowywany od późnych lat sześćdziesiątych, a fragmenty obiektu to również dawna radziecka placówka. Taki „składak” odwzorowuje współczesny model modułowych stacji kosmicznych i pozwala na różnorodność lokacji. Gdy nacieszymy już oczy ciekawymi sektorami, to zawsze pozostaje kosmiczny spacer. W ten sposób możemy również skracać drogę do znanych miejsc, gdy pootwieramy odpowiednie śluzy - całkiem przyjemne rozwiązanie.
Mówiąc o rozgrywce trzeba podkreślić, że Prey nie jest klasyczną strzelanką. Mimo widoku z oczu bohatera i możliwości dzierżenia broni palnej, gra stawia raczej na kreatywniejsze rozwiązania. Wraz z rozwojem postaci i ekwipunku oraz przeprogramowaniem mózgu za pomocą neuromodów, zyskujemy nowe moce i umiejętności.
Są też nietypowe rodzaje broni - eksperymentalne prototypy, które zawsze mają dodatkowe zastosowanie, jak chociażby miotacz kleju, który poza chwilowym spowolnieniem Tyfonów może pomagać we wspinaniu się po ścianie. Dysponując takimi narzędziami nie myślimy już tylko o walce, ale o możliwym zastosowaniu naszych zabawek.
Zamiast strzelać i tracić cenne naboje rozglądamy się za innymi rozwiązaniami dylematów, przed którymi nas postawiono. Nie możemy dostać się do budki ochrony, by uruchomić śluzę do przejścia? Możemy rozwinąć umiejętności hakerskie i złamać kod wejściowy, rozejrzeć się po okolicznych notatkach i komputerach w poszukiwaniu kodu, strzelić z piankowej kuszy w guzik aktywujący drzwi, albo... zmienić się w kubek i wturlać do środka przez małe okienko.
Mnogość rozwiązań i brak jednej słusznej ścieżki to największy atut poziomów w Prey. Mimo strasznych potworów i unoszącej się w powietrzu wrogiej atmosfery, czujemy, że każde odkrywane miejsce to rodzaj łamigłówki, a droga do jej rozwiązania stanowi sedno rozgrywki.
Równie istotny element misji to podejmowane decyzje. Sami dokonujemy wyborów związanych z ewentualnym ratowaniem członków załogi, którzy przeżyli katastrofę. Nierzadko pod presją czasu - przykładowo, jeśli nie zdążymy gdzieś w porę dotrzeć, pomieszczenie straci dopływ tlenu i ktoś się udusi.
Dobór zdolności ma wpływ na rozgrywkę. Gdy zdecydujemy się na używanie mocy kopiowanych od kosmitów, to musimy liczyć się z tym, że roboty na stacji rozpoznają w naszym organizmie cząstki DNA Tyfonów i będą wrogo nastawione. Jeśli spróbujemy ukończyć grę bez posiłkowania się nadprzyrodzonymi zdolnościami, to będziemy na każdym kroku zbierać przedmioty, by dokonać recyklingu i fabrykatorem przerobić je na amunicję.
Najbardziej rzutującym na przyjemność z rozgrywki minusem jest zbyt częsta konieczność powracania do znanych miejsc. W niektórych lokacjach spędzamy kilkadziesiąt minut, za to parę razy zmuszani jesteśmy do biegania z jednego końca stacji na drugi - tylko po to, by odtworzyć jakiś materiał na komputerze czy obejrzeć przerywnik filmowy. Wcześniej oczyszczone obszary zajmują silniejsi wrogowie, a my odczuwamy, że zmusza się nas do powtarzania tego samego, zamiast dać możliwość odwiedzenia zupełnie nowych poziomów.
Ponadto przy okazji niektórych zadań spotkaliśmy się - w wersji na PS4 - z błędem, którego przyczynę trudno odnaleźć, a ogranicza zabawę. Zdarza się, że niektóre misje gubią wskaźnik śledzący, który wraca dopiero po ukończeniu innych zleceń lub nie wraca wcale i musimy się posiłkować poradnikami. Kolejne łatki powinny wyeliminować ten problem.
Mimo odrobinę męczącej momentami bieganiny i wracania do odwiedzanych lokacji, rozgrywka mocno wciąga i bez dwóch zdań zasługuje na pochwałę. Prey nie jest arcydziełem, ale interesujący kosmici, świetny klimat i różne sposoby na osiąganie celów misji sprawiają, że spędzanie czasu na ponurej stacji Talos I to wielka przyjemność.