Project CARS zapowiada się świetnie - wrażenia z bety
Ambitny konkurent Forzy i Gran Turismo.
Gry samochodowe przeżywają zaskakujący renesans w ostatnich kilkunastu miesiącach. Wszystko wskazuje na to, że do ścisłej czołówki najlepszych tytułów wyścigowych dołączy Project CARS, w czym utwierdza coraz bardziej dopracowany kod wersji beta.
Przełożenie jesiennej premiery na końcówkę marca wyszło produkcji zdecydowanie na lepsze. Rozpoczynając karierę wirtualnego kierowcy, najpierw określamy poziom zaawansowania naszych umiejętności w prowadzeniu pojazdów oraz stopień podpowiedzi i ułatwień rozgrywki.
Poziomy są trzy: nowicjusz, amator oraz zawodowiec. W pierwszym modelu auta są niezniszczalne i włączono wszelkiego rodzaju wspomagacze, w tym ABS czy wyświetlaną linię z optymalnym torem jazdy. Wersja najbardziej zaawansowana jest tych opcji pozbawiona, stawia na największe wyzwania podczas jazdy.
System pośredni jest zawieszony pomiędzy oboma skrajnymi rozwiązaniami, choć każdą z poszczególnych opcji możemy samodzielnie włączyć lub wyłączyć - wedle naszych upodobań.
Twórcy gry porównują swoje dzieło do słynnych serii wyścigowych: Forza Motorsport oraz Gran Turismo. I nie ma w tym za wiele przesady, bo Project CARS zostało zrealizowane z rozmachem. Zdecydowanie wiele zastosowanych rozwiązań, w tym model jazdy, bliższy jest wyżej wspomnianym produkcjom niż bardziej realistycznej Assetto Corsa.
Nie oznacza to jednak, że nie sprosta on wymaganiom miłośników symulacji, choć warto mieć na uwadze, że nie mamy do czynienia z pełnymi ultrarealistycznymi wyścigami.
Co ważne, komfortowe sterowanie uzyskamy nie tylko dzięki kierownicy, ale także posługując się padem. Sam model jazdy jest przyjemny w odbiorze i zróżnicowany w zależności od tego, do jakiego auta wsiądziemy.
Sztuczna inteligencja jest odważna i agresywna. Przeciwnicy jeżdżą na krawędzi przepisów, co nader często kończy się lądowaniem na bandach. Niemniej, twórcy przewidują jeszcze modyfikacje zarówno modelu jazdy, jak i inteligencji przeciwników, stąd z oceną musimy poczekać do ostatecznej wersji gry.
Podczas rozgrywki usiądziemy za sterami kilkudziesięciu samochodów różnych klas i uznanych marek, od Mercedes-Benz SLS AMG GT3, przez Astona Martina V8 Vantage GT4, skończywszy na BMW M3 GT czy Fordzie Focusie RS.
Liczba udostępnionych aut nie powala, ale jest całkiem znośna. Na tyle, by zadowolić szerokie grono fanów motoryzacji. Co ważne, w testowanej edycji gry nie zostały udostępnione wszystkie samochody, które ujrzymy w finalnej wersji.
Wspomnianymi pojazdami pokierujemy na szeregu realistycznie odwzorowanych torów, a łącznie tras będzie kilkadziesiąt. Pościgamy się po legendarnym Silverstonie czy Monzie. Jest w czym wybierać, kilometrów asfaltów do bicia czasowych rekordów z pewnością nie zabraknie.
Project CARS stworzono wykorzystując dalece zmodyfikowany silnik graficzny Madness Engine, pierwotnie napędzający Need For Speed Shift. Choć technologia ta ma już swoje lata, to autorom udało się wycisnąć z niego wszystko to, co najlepsze. Gra wygląda bardzo atrakcyjnie, efekty pogodowe w postaci deszczu i burzy prezentują się wprost kapitalnie, porównywalnie do tych z Drivecluba.
Tory, po których przyjdzie nam się ścigać, prezentują się całkiem dobrze, choć już nie imponują tak jak samochody
Rozbryzgujące się na przedniej szybie krople i wyrzucane spod kół pędzącego przed nami pojazdu fale wody zalewające maskę, potęgują doznania z pędzenia sporo ponad 200 km/h. Szczególnie przy ustawieniu kamery z widoku z kasku kierowcy.
Bolidy odwzorowano z dużą dbałością o detale, wyglądają po prostu bajecznie, mieniąc się w słońcu odbijanym od asfaltu. Wielokrotnie przełączałem się na widok z kamery znad pojazdu, by jedynie podziwiać pracę grafików.
Tory, po których przyjdzie nam się ścigać, prezentują się całkiem dobrze, choć już nie imponują tak jak samochody. Są surowe, okalające je trybuny statyczne, a wokół niewiele się dzieje. Niemniej, ogólny odbiór warstwy wizualnej gry jest bardzo dobry i bezsprzecznie Project CARS to produkcja godna nowej generacji.
W tytule od Slightly Mad, zgodnie z zapowiedziami, zaimplementowano model zniszczeń. Poziom zaawansowania dobierzemy w menu - od całkowitego ich wyłączenia, przez model wizualny, aż po pełne uszkodzenia. Wybierając jedną z dwóch ostatnich opcji jesteśmy w stanie niemal całkowicie roztrzaskać auto.
Samochód jest wyraźnie mocniejszy niż w rzeczywistości i byle puknięcie go nie uszkodzi, a jedynie zadrapie lakier. Tymczasem po potężnych dzwonach odpadnie nam zderzak albo stracimy światła, co wybitnie utrudni jazdę nocą. Jadąc dalej po omacku urwiemy koło lub zniszczymy silnik, uniemożliwiając sobie dalszą zabawę.
Od strony wizualnej niczego nie można zarzucić modelowi zniszczeń. Auta zarysowują się, szyby i reflektory pękają - aczkolwiek nie tłuką się w drobny mak - a karoseria finezyjnie gnie się w każdą ze stron.
Im bliżej premiery, tym bardziej widać, że do naszych rąk trafi bardzo dobry tytuł wyścigowy, który pogodzi doświadczonych oraz początkujących fanów torowych wyścigów, plasując się gdzieś po środku: między zręcznościówką a symulatorem.
Finisz prac nad Project CARS jest bliski i choć jeszcze nie wszystko zostało dopieszczone, a do wielu funkcji nie mieliśmy dostępu, ten ambitny projekt ma duże szanse spełnić wysokie wymagania i zagrozić monopolowi Forzy Motorsport oraz Gran Turismo na ich rodzimych konsolach.
Premiera 17 marca - na PC, PS4 i Xbox One.