Prosto z Japonii - graliśmy w Fist of the North Star i Valkyria Chronicles 4
Różne, ale równie wciągające.
W sierpniu mieliśmy okazję przetestować dwie debiutujące tej jesieni w Europie produkcje firmy Sega. Obydwie różnią się od siebie niemal pod każdym względem, ale wywarły na nas naprawdę dobre wrażenie.
Fist of the North Star: The Lost Paradise
Kultowe anime, choć mniej rozpoznawalne niż „Cowboy Bebop”, doczekało się adaptacji, za którą odpowiadają twórcy serii Yakuza, co naprawdę mocno czuć już od samego początku - i świetnie!
System walki, struktura misji i postępów, ekwipunek i wykonanie dialogów przywodzą na myśl cykl o japońskich gangsterach. To wcale nie zarzut o zbytnią wtórność, bo efekty są fascynujące.
Okazuje się, że zmiana otoczki na post-apokaliptyczną wystarczy, by odczuć przyjemny powiew świeżości. Starcia są też bardziej brutalne, bo wrogowie mogą rozpadać się na kawałki, a czasem eksplodują im głowy - bohater jest potężny i często możemy to zauważyć.
Stosujemy ataki lekkie i silne, a wraz z odblokowywaniem talentów, mamy dostęp do coraz większej liczby kombosów, a także specjalnych ataków i wykończeń. Ofensywę urozmaicają też talizmany z dodatkowymi mocami. Okładanie oprychów seriami ciosów jest wyjątkowo przyjemne, a likwidacje szalenie efektowne. Fani anime będą zachwyceni.
Ducha Yakuzy czuć tu nawet w aktywnościach pobocznych. W jednej bawimy się w barmana, gdzie przygotowujemy drinki podczas rytmicznej mini-gry, a w innej leczymy ludzi akupresurą, dostosowując akcje do muzyki. Nie sposób się nie uśmiechnąć.
W grze występuje pojazd, rodem z „Mad Maxa”, dzięki któremu przemierzamy puste, rozległe tereny poza miastem. Pomyślano nawet o wyścigach, choć model jazdy nie jest szczególnie przyjemny. Otrzymamy też tryb fabularny, który ma być bardziej poważny niż różne opcjonalne wątki, ale tego aspektu gry nie mogliśmy sprawdzić.
Fani absurdalnych scen, specyficznego humoru i efektownej walki z pewnością mają na co czekać. Fist of the North Star: Lost Paradise debiutuje 2 października na PS4.
Valkyria Chronicles 4
Seria Valkyria Chronicles obchodzi w tym roku 10 urodziny. Doczekała się już kilku części, w których otrzymujemy nową historię, ale rozgrywka od lat trzyma się utrwalonej formuły. Nie inaczej jest w przypadku czwartej odsłony.
Fabuła ponownie związana jest z konfliktem zbrojnym między dwoma frakcjami, luźno inspirowanymi Aliantami i siłami III Rzeszy. Oprócz głównego wątku, nacisk położono też na mocne nakreślenie bohaterów, których wysyłamy na pole bitwy.
Rozgrywka jest jedyna w swoim rodzaju i już charakterystyczna dla Valkyria Chronicles. Otrzymujemy bowiem gameplay z podziałem na tury, ale kamera umieszczona jest za plecami postaci, niczym w grze akcji TPP.
Po kolei poruszamy się kilkoma żołnierzami, a w odpowiednim momencie wybieramy broń i celujemy do przeciwnika, prawie jak w strzelance. Tutaj znaczenie ma jednak położenie, odległość, obecność osłon i inne modyfikatory. Nie wystarczy celne oko.
Dostępne klasy są bardzo zróżnicowane. Bohater z pistoletem maszynowym będzie niezwykle efektywny na bliski dystans, a snajper okazuje się nieodzowny do szybkiego eliminowania wrogów trudniej dostępnych i ukrywających się za przeszkodami. Jest nawet żołnierz ze steampunkowym moździerzem.
Błędy są mocno karane, a do misji często podchodzimy więcej niż raz. Pierwsza próba to zazwyczaj dobre poznanie mapy i rozstawienia oponentów, a dopiero później przychodzi czas na satysfakcję z idealnie przeprowadzonych akcji. To bez wątpienia gra dla miłośników wyzwań, która może przypaść do gustu szczególnie niezaznajomionym z serią - weterani mogą odnieść lekkie wrażenie powtórki z rozrywki.
Valkyria Chronicles 4 debiutuje 28 września na PC, PS4, Xbox One oraz na Switchu.