Przyjemna kontynuacja - graliśmy w Sniper Elite 4
Z lunetą w Italii.
Po kilku godzinach spędzonych z wczesną wersją Sniper Elite 4, można powiedzieć jasno: dostaniemy więcej tego samego, a do tego garść ulepszeń. Rebellion korzysta ze sprawdzonych pomysłów i rozwiązań, by osadzona w słonecznej Italii gra była większa i lepsza wizualnie, ale jednocześnie bardzo podobna do poprzednich części serii.
Dostępna podczas pokazu mapa, po której skradaliśmy się, by wyeliminować oficerów SS i generała Luftwaffe, imponuje nie tylko pod względem rozmiaru, ale też tego, jak otwarty jest teren. Do każdego z celów misji mogliśmy zakraść się z kilku stron, a wybierając odpowiednie podejście, byliśmy w stanie eliminować cele z bliska, jak i ze sporej odległości.
Cieszy wolność, jaką proponują twórcy. Praktycznie każdy sposób pozbycia się wrogów jest premiowany. Niezależnie od tego, czy postanowimy po cichu wybijać patrolujących strażników, czy nie przejmując się zbytnio raz za razem strzelać do wszystkiego w polu widzenia, możemy być pewni, że zostaniemy nagrodzeni punktami doświadczenia.
Nie brakuje także okazji, by powodować wypadki, zrzucając na głowy wrogów wiszące na dźwigu skrzynie, czy psując pracujące gdzieniegdzie prądnice tak, by wybuchły. Na Karla Fairbourna czeka też szereg wybuchających beczek, samochodów, które możemy wysadzić w powietrze oraz kilka rodzajów min.
Choć większość czasu spędzimy oglądając wrogów przez lornetkę lub lunetę karabinu, arsenał sztuczek pozwalających zmniejszyć dystans do celu robi wrażenie. Udostępniona na pokazie lokacja była pełna różnych skrótów i ukrytych przejść.
Nie zabrakło jednego z największych atutów serii, czyli filmików pokazujących z bliska, jakie spustoszenie sieją nasze najlepsze trafienia. Chociaż flaki nie wybuchają tutaj na nowe, oryginalne sposoby, zbliżenia wciąż robią spore wrażenie i dają niemałą satysfakcję z eliminowania wrogów.
Zobacz: Sniper Elite 4 - Poradnik, Solucja
Duże, otwarte przestrzenie wiążą się też z dodatkowymi zagrożeniami. W wypadku wykrycia musimy się liczyć z faktem, że wrodzy snajperzy są w stanie nas trafić nawet ze sporej odległości, a przyzwyczajenia z innych gier akcji, gdzie będąc odpowiednio daleko od wroga możemy czuć się bezpieczni, w przypadku Sniper Elite 4 lepiej wyrzucić do kosza.
Wersja, w którą mieliśmy okazję zagrać, oferowała możliwość przechodzenia misji z kampanii z drugim graczem. Taka zabawa może znacznie ułatwić zabawę, ale wcale nie jest mniej angażująca. Jest także tryb Przetrwania, niezwiązany z fabułą.
Powstrzymywanie fal wrogów z trzema kolegami z początku wydaje się łatwe, ale kiedy na scenie pojawiają się żołnierze z kamuflażem i wrodzy snajperzy, poziom trudności skacze odczuwalnie, oferując całkiem ciekawe wyzwanie.
Przyjemnie gra się także w trybie dla wielu graczy, gdzie dwie drużyny walczą o kontrolę nad pojawiającymi się na mapie punktami. Przyczajony snajper osłaniający biegających po mapie kolegów potrafi tu wyrządzić spore szkody, przynajmniej do momentu, aż zostanie wykryty.
Najnowsza odsłona serii Sniper Elite wygląda bardzo obiecująco, zarówno pod względem rozgrywki, jak i scenerii. Barwne zabudowania są miłą odmianą po monotonnej wizualnie wizycie w Afryce, a otwarte przestrzenie powinny pozwolić rozwinąć skrzydła wirtualnym snajperom.
Gra debiutuje 14 lutego - na PC, PS4 i Xbox One.