Skip to main content

Przyszłość grania w chmurze. Co oznacza porażka Stadii?

Czy to początek końca cloud gamingu?

Jeszcze w lutym tego roku Google zapewniało o „wspaniałej przyszłości” Stadii i obiecywało dodanie do usługi dziesiątek nowych tytułów. Kilka miesięcy później ogłoszono zamknięcie platformy. Skąd tak nagła zmiana i co to wszystko oznacza dla innych usług streamingowych?

Problemy Stadii wyszły na jaw jeszcze przed oficjalnym debiutem. Okazało się, że usługa nie będzie w stanie zaoferować wszystkich obiecanych funkcji (Stream Connect, Stat Share, Crowd Play), a do tego katalog dostępnych gier był na start wyjątkowo ubogi. Później było tylko gorzej. Liczby aktywnych użytkowników okazały się znacznie niższe od oczekiwanych, sprzedaż dedykowanych kontrolerów rozczarowywała, a twórcy gier coraz niechętniej chcieli dostosowywać swoje produkcje pod mało popularną platformę. Firma zaczęła zamykać swoje studia, a co stało się potem, wszyscy dobrze wiemy.

Wkrótce dzięki usłudze Microsfotu zagramy również w gry spoza biblioteki Game Pass.

Wiedzą także właściciele konkurencyjnych usług. Jeszcze w 2019 roku szef Xboxa, Phil Spencer, twierdził, że powstanie Stadii „jest potwierdzeniem słuszności obranej przez Microsoft dwa lata temu drogi”. A skoro tak, to i porażka platformy Google raczej nie wróży obranej drodze zbyt dobrze. Na pewno nie nastraja też optymizmem ogłoszenie rezygnacji z prac nad projektem Keystone, czyli przystawką do telewizorów, służącą do grania w usłudze Xbox Cloud Gaming. Czy zatem platforma „zielonych” podzieli losy Stadii?

Niekoniecznie. W tym samym roku, gdy Spencer chwalił decyzję Google, otwarcie wyrażał sceptycyzm wobec technologii strumieniowania gier. I nie ma w jego postawie sprzeczności. Dla abonentów Game Passa chmura od początku miała stanowić wyłącznie jedną z opcji. Tym, na czym Microsoftowi zależy najbardziej, jest dotarcie z abonamentem do jak najszerszego grona graczy. A cloud gaming to tylko jedno z narzędzi, które umożliwia wejście na tereny dotąd Xboxowi obce, jak urządzenia mobilne czy PC-ty. Takie podejście pozwala też firmie na dywersyfikację przychodów, która chroni ją przed powtórzeniem scenariusza Stadii.

GeForce NOW pozwala już grać w rozdzielczości 4K i 120 klatkach.

Dobra pozycja GeForce NOW wydaje się jednak przeczyć tezie, że Stadia zbyt mocno uwierzyła w cloud gaming. W końcu platforma NVIDII również stawia wyłącznie na granie w chmurze. Dużym problemem Stadii była jednak obawa graczy (jak się okazało, obawa zupełnie uzasadniona) o utratę dostępu do zakupionych tytułów w przypadku zamknięcia usługi. Tymczasem NVIDIA po prostu omija ten kłopot, dając graczom dostęp do ich bibliotek na Steamie czy w Epic Store.

Przewagę tego podejścia paradoksalnie potwierdza też finansowa porażka chmury Shadow w 2021 roku. Stojąca za nią francuska firma Blade nie padła ofiarą braku zainteresowania, ale właśnie silnego wzrostu popytu na usługę, która daje możliwość strumieniowania gier ze swoich prywatnych kolekcji. Wzrostu tak silnego, że przedsiębiorstwo nie było w stanie za nim nadążyć. Szybka restrukturyzacja pomogła jednak firmie wydobyć się z kłopotów i wrócić na rynek, stając się poważną konkurencją dla największych platform.

Netflix już od jakiegoś czasu próbuje wyrwać kawałek gamingowego tortu.

Wystraszyć nie dał się również Square Enix, który zainwestował w Blacknut Cloud Gaming – serwis, choć mało znany polskim graczom, jest już dostępny w 45 krajach i oferuje katalog 500 gier. Nad własną usługą pracuje także Netflix. Wiceprezydent Mike Verdu uspokoił jednak, że firma planuje wejść na nowy rynek małymi krokami i z rozwagą.

A zdaje się, że to właśnie brak rozwagi był gwoździem do trumny platformy Google. Choć twórcy trafnie rozpoznali potencjał streamingu, to ich propozycja okazała się po prostu zbyt rewolucyjna. Ale jeśli odległa przyszłość branży będzie wyglądać tak, jak ją sobie wymarzyli pomysłodawcy Stadii, to stanie się tak właśnie dzięki ich porażce. Nauka, jaka z niej płynie, zostanie zapamiętana na długo.

Zobacz także