Rape Day na Steamie i wszystko, co dozwolone
Przekroczona granica.
Valve wyraźnie nie może się zdecydować, gdzie postawić granicę grom na Steamie. Z jednej strony, jest kwestia wolności słowa i wyrażania się, której oczekują twórcy, ale z drugiej - bez precyzyjnie określonych zasad, platforma szybko może zamienić się w „śmietnik” i zniszczyć budowany od lat wizerunek.
Zgodnie z najnowszą polityką Valve, na Steam mogą trafić wszystkie gry, o ile nie łamią prawa i nie są „trollingiem” (innymi słowy, powstały wyłącznie dla żartu i nie mają na celu zapewnienie rozrywki).
Jak się okazuje, wszystko nie jest jednak dozwolone. Valve zakazało dystrybucji Rape Day - produkcji, która mimo swojej kontrowersyjnej natury, nie łamała żadnego z punktów regulaminu. O zbanowaniu gry - jeszcze przed premierą - zadecydowały więc inne czynniki. Ludzka ocena tego, co jest jeszcze przyzwoite, a co nie. A o tym nie było mowy w polityce „wszystko dozwolone”.
Problem w tym, że dla każdego granica przyzwoitości biegnie w innym miejscu. Dla jednej osoby Rape Day (w którym mordujemy i gwałcimy kobiety podczas apokalipsy zombie) jest niedopuszczalnym tworem, który nie powinien nigdy ujrzeć światła dziennego. Ktoś inny przejdzie obok gry obojętnie, samemu trzymając się jednak z daleka. Znalazły się też pewnie osoby, które dodały Rape Day do listy życzeń na Steamie, gdy karta produktu była jeszcze dostępna.
Usunięcie omawianej gry z bazy Steam na pewno wywoła kolejne kontrowersje - tym razem posunięcie Valve skrytykują osoby, które przede wszystkim cenią wolność twórczą. Przypomnijmy, że żądanie przez firmę pozbycia się treści erotycznych z gier typu visual novel spotkało się ze zdecydowanym sprzeciwem. To jeden z czynników, który doprowadził do zmiany zasad dystrybuowania gier na platformie.
„To nie Valve powinno decydować. Nie powinniśmy wybierać za graczy, co mogą i czego nie mogą kupić. Nie powinniśmy wybierać za deweloperów, jaką treść mogą tworzyć. Te decyzje powinny należeć do was. Naszą rolą powinno być zapewnienie narzędzi wspierających dokonywanie tych wyborów w sposób dla was komfortowy” - napisali wtedy przedstawiciele firmy w komunikacie.
A jednak, w przypadku Rape Day, to Valve zadecydowało. Według przedstawicieli firmy, gra „może się wiązać z kosztami lub innym rodzajem ryzyka”. To dość lakoniczne tłumaczenie. Czy gdyby o grze nie napisały dziesiątki branżowych portali internetowych, ta mogłaby spokojnie zadebiutować w sklepie?
Pojawienie się gry, której ocena kontrowersyjności nie będzie już tak łatwa, jak w przypadku Rape Day, to przecież tylko kwestia czasu. Nie można jednoznacznie nakreślić granicy tego, co w grze przedstawić wolno, a tego, co nie.
Valve stoi obecnie przed bardzo trudnym zadaniem. W dzisiejszych czasach trudno jest zadowolić wszystkich, a algorytmy bywają zawodne. Czasami wymagana jest ocena człowieka, ale to z kolei rodzi problem subiektywnej decyzji i pytania o granicę cenzury.