Raptor: Call of the Shadows - Retrospektywa
Myśliwiec z przyszłości.
John Braddock nigdy nie podejrzewał, że zostanie samotnym najemnikiem. I do tego ze swoim własnym myśliwcem odrzutowym F-22 Raptor. Tak się jednak poukładało, że po jednym locie zakochał się w podniebnych manewrach. Kiedy wchodzi do kokpitu, często wraca myślami do swoich lotniczych początków. Zaduma odchodzi jednak w zapomnienie od razu po starcie.
Pierwsze sekundy lotu są zawsze spokojne. Adrenalina pojawia się dopiero, kiedy na radarze pokażą się cele. Pomimo wieloletniego doświadczenia, Braddock nadal dostaje niezłego kopa, gdy widzi zbliżających się wrogów. Nie wie, ilu ma ich już na swoim koncie. Setki? Tysiące? Nie ma to jednak żadnego znaczenia, bo kiedy tylko na horyzoncie pojawi się przeciwnik, palec samoistnie zaciska się na spuście i nie schodzi z niego, aż do końca walki.
Wydany w 1994 roku Raptor, to klasyczny przedstawiciel tak zwanych scrolling shooterów, w których ekran przesuwa się stale w jedną stronę, a naszym zadaniem jest zniszczenie wszystkiego, co stanie nam na drodze. Autorzy nawet nie próbowali silić się na jakieś ambitne tło fabularne. Akcja rozgrywa się w przyszłości, a my wcielamy się w pilota-najemnika, walczącego z siłami organizacji MegaCorp.
„Wydany w 1994 roku Raptor to klasyczny przedstawiciel tak zwanych scrolling shooterów, w których ekran przesuwa się stale w jedną stronę."
I w sumie to wystarczy, bo w tej produkcji najważniejsza jest rozgrywka. Swoją drogą równie nieskomplikowana, co fabuła. Zasiadamy za sterami tytułowego myśliwca F-22 Raptor i siejemy spustoszenie w oddziałach wroga pokazujących się na ekranie. Obraz przewija się cały czas z góry na dół, a my latamy po całym obszarze i prujemy we wrogów ze wszystkiego, co znajduje się pod ręką.
Początkowy arsenał ogranicza się jedynie do szybkostrzelnych karabinów. Z czasem otrzymujemy dostęp do różnego rodzaju rakiet, bomb, działek plazmowych oraz osłon. Możemy kupować je w zbrojowni między misjami lub znajdować podczas samych zadań, najczęściej po zniszczeniu specjalnych zbiorników.
Najfajniejsze jest to, że dzięki stopniowemu ulepszaniu maszyny, czuć wzrastającą moc myśliwca. Kiedy otrzymujemy pierwszy zestaw podstawowych rakiet, to jesteśmy wniebowzięci. Jednak po odblokowaniu kolejnego ich rodzaju widzimy, jak słabe były poprzednie. Odczucie to potęguje również coraz większa liczba silniejszych wrogów w kolejnych etapach. Broń, która sprawdzała się nieźle na słabszych rywali z nowymi nie radzi sobie tak dobrze.
Władcą przestworzy nie można się jednak poczuć, nawet po odblokowaniu najpotężniejszego oręża. Chwila nieuwagi i nawet najlepiej uzbrojony Raptor runie na ziemię w kłębach ognia. Podstawą do uniknięcia katastrofy jest refleks i koncentracja. I to już od pierwszych etapów, zwłaszcza na wyższych poziomach trudności wymagających wielu godzin treningu.
Aby nie było zbyt monotonnie, przygotowano trzy kampanie. Możemy je przechodzić w dowolnej kolejności, chociaż należy pamiętać, że każda kolejna jest trudniejsza od poprzedniej. Różnice między nimi zaznaczają się też w pejzażach i rodzajach wrogów. A tych jest prawdziwe zatrzęsienie - od śmigłowców, poprzez statki kosmiczne i łodzie patrolowe, kończąc na działkach przeciwlotniczych i obowiązkowym bossie na końcu każdej misji.
Teoretycznie, do Raptora można zasiąść, jak do tytułu rozprężającego po ciężkim dniu. Jest to bardzo złudne, ponieważ każda porażka sprawia, że od razu próbujemy ponownie zaliczyć dany etap. Misje przechodzi się w zaledwie kilka minut, co wywołuje nieustanną chęć rewanżu i często zmienia się w długie godziny zabawy. A kiedy wreszcie uda nam się przebrnąć dalej, to od razu pragniemy przejść kolejną misję. I tak w kółko - Raptor po prostu uzależnia!