Ratchet & Clank: Załoga Q - Recenzja
Bohaterska ekipa w natarciu.
Spasiony superbohater z przerośniętym ego - na pokładzie. Skrzypiący blaszak w wolnych od pracy chwilach robiący za ekspres do kawy - jest. Futerkowy gryzoń z giwerą w łapkach - obecny! Załoga Q zwarta i gotowa do akcji. Przygodo, nadciągaaaamy!
Ratchet i Clank są jednymi z tych postaci ze świata gier - obok Daxtera, Jaka czy Spyro - które od zawsze pozytywnie kojarzą się z konsolą PlayStation. Do zabawy przekonuje nie tylko absurdalny humor i kolorowa grafika, ale i fakt, że wszystko to podane jest w jednym z moich ulubionych gatunków - gry platformowej.
Mijający 2012 to rok, w którym seria Ratchet & Clank obchodzi rocznicę 10-lecia istnienia. Z tej okazji twórcy przygotowali dla fanów dwa prezenty. Pierwszy to odświeżone trzy pierwsze odsłony gry, wydane pierwotnie na PlayStation 2. Drugi prezent to nowy tytuł, który właśnie mamy okazję opisywać.
Ratchet & Clank: Załoga Q jest grą bardzo specyficzną, nawet jak na serię tworzoną przez Insomniac. Niedobry do szpiku kości Stuart Zurgo atakuje naszych milusiński, a my, by zrzucić zło ku piekielnym otchłaniom, odwiedzamy kilka wrogich planet. Na miejscu otrzymujemy za zadanie odpierać ataki przeciwnika, broniąc własnej bazy. Stawiamy zapory, miny oraz wieżyczki, które ułatwią realizację zadania. Po pewnym czasie przechodzimy do działań ofensywnych i przejęcia fortyfikacji wroga. Jak widać, fabuła nie jest czymś, czym można zaprzątać sobie głowę. Wydaje się, że jej szczątkowe istnienie ma za cel nie przeszkadzać w rozgrywce.
„Nowe przygody Racheta, choć wciąż są platformówką, to niebezpiecznie zbliżają się do popularnego gatunku gier typu tower defense.”
Nowe przygody Racheta, choć wciąż są platformówką, to niebezpiecznie zbliżają się do popularnego gatunku gier typu tower defense. Dlaczego niebezpiecznie? Bo sprawiają, że Ratchet & Clank: Załoga Q to tak naprawdę mini-gierka. Krótki przerywnik w oczekiwaniu na kolejną, dużą grę z ulubionymi bohaterami. W kampanii dla jednego gracza, dostajemy jedynie pięć plansz, których ukończenie łącznie nie zajmie nam więcej niż sześć godzin.
Rozgrywka dla pojedynczego gracza postawiona jest na głowie. Jesteśmy ograniczani przez ciągłe powroty do bazy, a ta, nawet mocno dopakowana, nie poradzi sobie z obroną bez naszego wsparcia. Liczba rodzajów min, wieżyczek i zapór jest niesłychanie mała. Do wyboru dostajemy ledwie po kilka klas. Znacznie lepiej jest z arsenałem ofensywnym Załogi Q. Spluwy nie zawodzą i jest czym siać zniszczenie. O ile umiemy poradzić sobie z jednoczesnym bronieniem bazy i atakowaniem pozycji wroga. W pierwszych misjach nie jest to szczególnie trudne, ale w dwóch ostatnich to już nie lada wyczyn.
Gra nabiera rumieńców w trybie zabawy dla kilku osób. Podczas rozgrywki przez Internet czy po prostu w kooperacji z kolegą siedzącym obok na kanapie. Grając na jednym podzielonym ekranie, pomimo momentami mocno kulejącej płynności gry, bawiłem się całkiem nieźle broniąc bazy wespół z kumplem.
„Gra nabiera rumieńców w trybie zabawy dla kilku osób.”
Wizualnie Ratchet & Clank: Załoga Q prezentuje się średnio. Winę za to ponoszą mało zróżnicowane lokacje, które po chwili grania robią się zwyczajnie nudne. Z planety na planetę dostajemy niemal to samo. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że poprzednia cześć przygód Ratcheta wyglądała znacznie lepiej. Od strony dźwiękowej gra nie zawodzi. Bardzo fajnie wyszedł polski dubbing, na czele z Wojtkiem Malajkatem, który użyczył głosu Ratchetowi.
Do Ratchet & Clank: Załoga Q sugeruję podejść jak do sympatycznej mini-gierki, a nie pełnoprawnej kontynuacji uznanej serii. Wtedy okaże się, że zabawa przyniesie sporo frajdy, szczególnie w grze wieloosobowej. Jeśli spojrzymy z poziomu fana serii, rozkochanego w platformowym singlu, Ratchet & Clank: Załoga Q jest totalnym nieporozumieniem. I nawet fantastyczny humor nie ocali najnowszej produkcji studia Insomniac.