Rebel Galaxy - Recenzja
Kosmiczni kowboje.
Solidne rockowe brzmienia, widowiskowe starcia i klimat kosmicznego dzikiego zachodu to fantastyczna baza dla Rebel Galaxy. Niestety, trochę za szybko odczuwamy powtarzalność rozgrywki, przez co przyjemność z zabawy spada.
Akcję osadzono w bliżej nieokreślonym zakątku kosmosu, a gracz wciela się w początkującego pilota okrętu, który przybywa do pełnego bandytów rejonu galaktyki, by odnaleźć zaginioną ciotkę.
W odróżnieniu od wielu podobnych symulatorów, początkowy statek to nie drobny myśliwiec o zerowej ładowności i niewielkiej sile ognia, ale dość przeciętny transportowiec. Już od pierwszych minut możemy bawić się w handlarza, przemytnika czy łowcę nagród.
Oczywiście, w miarę postępów przesiadamy się na coraz większe, lepiej opancerzone i mniej zwrotne jednostki, począwszy od fregat a skończywszy na potężnych kosmicznych okrętach liniowych. Jedyne drobne statki to myśliwce i bombowce pełniące funkcję eskorty dla cięższych kolegów oraz statki najemników, których możemy zatrudniać do pomocy. Szczególnie w początkowych fazach zabawy ich wsparcie jest nie do przecenienia.
Rebel Galaxy to symulator kosmiczny z jednym, dość nietypowym dla przedstawiciela tego gatunku obostrzeniem: wszystkie planety, stacje kosmiczne i inne interesujące miejsca znajdują się w jednej płaszczyźnie. Ograniczenie to zaburza co prawda w pewnym stopniu wrażenie, że faktycznie poruszamy się w kosmosie, jednak na dłuższą metę nie odbija się poważnie na rozgrywce.
Jedynym aspektem sprawiającym, że odczuwamy brak możliwości latania w górę i w dół jest walka, przypominająca bardziej bitwy żaglowców. Podczas starć musimy pozostawać w ciągłym ruchu, starając się zwrócić do przeciwnika bokiem, by wystrzelić z baterii rufowych, jednocześnie manewrując tak, by żadna ze stron statku nie pozostawała zbyt długo pod ostrzałem.
Poza potężnymi działami bocznymi wszystkie okręty posiadają także określoną liczbę miejsc na wieżyczki, jednak przez większość czasu pozostają one pod kontrolą sztucznej inteligencji, która radzi sobie całkiem sprawnie ze śledzeniem krążących dookoła nas myśliwców.
Zdecydowanie najsłabszym elementem fabuła. Prosta i krótka historyjka nie zaskakuje pod żadnym względem i sprowadza się do serii zadań, w których lecimy w wyznaczone miejsce, niszczymy wszystkie cele i wracamy do domu. Podobnie zresztą wygląda większość misji pobocznych, stanowiących główne źródło finansowania.
Alternatywną drogą zarabiania jest handel oraz rabowanie krążących w okolicy statków kupieckich, jednak ładownie pozwalające na przewożenie maksymalnie dwudziestu-trzydziestu sztuk towarów sprawiają, że podróże między portami są żmudne i niezbyt dochodowe.
Dużo bardziej opłaca się sprzedawać łupy zdobyte po bitwach. Gra oferuje także możliwość prowadzenia odwiertów w asteroidach, jednak dochody z tego procederu są potwornie niskie, a ustawienie statku tak, by laser górniczy był w stanie sięgnąć dryfującej skały lub kawałka lodu często wymaga sporo kombinowania.
Produkcja Double Damage Games ma wkrótce ukazać się także na konsolach, a chociaż gra zadebiutowała na komputerach stacjonarnych, sterowanie zaprojektowano z myślą o padach. Dziwnie przypisane klawisze, menu zaprojektowane tak, by nie używać w nim myszy - to wszystko odczuwalnie zmniejsza przyjemność z gry szczególnie, że niektóre opcje rozlokowano niezbyt intuicyjnie.
Oprawa graficzna nie powala na kolana, jednak sprytne zastosowanie filtrów i świateł powoduje, że całość wygląda całkiem przyjemnie. Nieźle zrealizowano także modele postaci kupców, najemników i piratów, z którymi rozmawiamy, jest ich jednak na tyle mało, że kosmos zdaje się być wypełniony klonami pięciu osób.
Zdecydowanie największym atutem Rebel Galaxy jest muzyka, główny czynnik tworzący fantastyczny klimat. Dynamiczne, rockowe kawałki świetnie budują tło dla wielkich bitew pełnych eksplozji i rozbłysków laserów. Nieco spokojniejsze utwory sprawiają, że czas płynie bardzo przyjemnie.
Double Damage Games przygotowało grę, która może służyć za przyzwoite wprowadzenie do gatunku symulatorów kosmicznych i jest jednocześnie wystarczająco interesująca i klimatyczna, by przyciągnąć nawet weteranów. Szkoda tylko, że powtarzalność po jakimś czasie zaczyna przeszkadzać, a westernowy czar pryska.