Recenzja Beacon Pines. Gra, której wybaczyłem prawie wszystko
Kubuś Puchatek odwiedza Twin Peaks.
Beacon Pines to urocza gra niezależna, która urzeka baśniowym światem, ręcznie rysowaną grafiką, intrygującą fabułą i (z pozoru) ciekawą mechaniką podejmowania decyzji. Jednak podobnie jak miasteczko, w którym rozgrywa się historia, tak i sama gra, szybko okazują się nie być tym, za co je braliśmy. Po ukończeniu czułem się przez twórców w jakimś sensie oszukany.
Od strony technicznej nie można jednak dziełu studia Hiding Spot nic zarzucić. Gra nie tylko pięknie się prezentuje, ale i nie natknąłem się na żadne błędy, które przeszkodziłoby w zabawie. Rozgrywka jest płynna, a sterowanie z pewnością intuicyjne nawet dla najmłodszych graczy.
Wydarzenia śledzimy z lotu ptaka, kierując poczynaniami uroczego jelonka, Luki. Twórcy stworzyli świat złożony z kilku odrębnych, malowniczych lokacji. Miejsca, które przychodzi nam odwiedzić, przypominają trójwymiarowe obrazki z książek dla dzieci. Zresztą sama gra jest czymś w rodzaju interaktywnej baśni. Przez całą zabawę towarzyszy nam ciepły głos narratorki, a w niektórych momentach rozgrywki jesteśmy przenoszeni na stronnice książki, by tam uzupełniać brakujące słowa opowieści. I właśnie ten element gry rozczarował mnie najbardziej.
Na pozór wygląda to dobrze. Oto pojawia się przed nami otwarta księga, a zapisany tekst opowieści jest niedokończony. To od nas zależy, które z dostępnych słów (charms) wstawimy w puste pole. Dokonywane decyzje zapisują się w postaci drzewka, do którego możemy wracać, by wybierać inne słowa, a tym samym zmieniać bieg wydarzeń. Niestety, szybko okazuje się, że nasza sprawczość od początku była fikcją. Ostatecznie i tak musimy zapoznać się z każdym wariantem historii, by uzyskać dostęp do kolejnych rozgałęzień baśni i ukończyć grę.
Twórcy określają swoje dzieło jako połączenie Kubusia Puchatka i „Twin Peaks”. Mieszkańcy Beacon Pines to antropomorficzne zwierzaki i z każdym z nich możemy zamienić podczas gry parę słów. Niestety, twórcy nie zdecydowali się na wykorzystanie aktorów głosowych. W grze zabrakło też polskiej lokalizacji, więc niezbędna jest dobra znajomość języka angielskiego.
Mimo skojarzeń z Kubusiem Puchatkiem, życie głównego bohatera to nie bajka – cierpi on z powodu śmierci ojca i tajemniczego zniknięcia matki. Wychowywany przez babcię, próbuje radzić sobie z trudną codziennością i nie tracić pogody ducha. Jego historia rozgrywa się w małym miasteczku, którego pocztówkowa beztroska okazuje się być tylko iluzją, pod którą rozgrywa się prawdziwie telewizyjna intryga. Kryzys finansowy, skorumpowani lokalni politycy, niebezpieczne toksyny, niepokojący ankieterzy i wątpliwej jakości dżemy – kto zna serial o Laurze Palmer, ten nie powinien mieć problemu z odczytaniem aluzji twórców.
Niestety, bardzo szybka gęsta intryga schodzi na boczny tor. Druga część przygody – całość łącznie trwa cztery godziny – upłynęła mi głównie na przeklikiwaniu się przez mało wnoszące dialogi oraz żmudnym powracaniu do już dobrze znanych lokacji. Główny wątek powrócił dopiero pod koniec zabawy.
Pozór wyboru, powtarzalność rozgrywki oraz scenariuszowe niedociągnięcia sprawiają, że po pierwszym zachwycie przychodzi znudzenie i frustracja. A jednak kilka godzin po ukończeniu gry zdążyłem już puścić większość złych wspomnień w niepamięć. Może to kwestia rozkosznych postaci z wielkimi oczami, ale ostatecznie nie potrafię się na tę uroczą produkcję długo gniewać. Nie żałuję spędzonych z nią czterech godzin, chociaż drugi raz na pewno gry nie ukończę.
Platforma: PC, Xbox One, Switch - Premiera: 22 września 2022- Wersja językowa: angielska - Rodzaj: przygodowa - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: 72-92 zł (dostępna w Game Pass) - Producent: Hiding Spot Games - Wydawca: Suprise Attack Games / Fellow Traveller