Skip to main content

Recenzja Call of Duty: Infinite Warfare - podróż do gwiazd

Świetna kampania, rozczarowujący multiplayer.

Świetna, różnorodna kampania fabularna to tym razem najmocniejsza strona gry. Rozczarowuje natomiast tryb multiplayer.

Po tym, jak seria Call of Duty przerobiła już wszystkie wyobrażalne współczesne konflikty, twórcy postanowili uciec w kosmos i rzucić bohaterów do walki z fanatycznymi żołnierzami z Marsa. Choć pomysł brzmi banalnie, w Inifinity Warfare został zrealizowany naprawdę świetnie. Siedmiogodzinna kampania fabularna to najmocniejsza strona tegorocznej odsłony, a całość uzupełnia solidny tryb kooperacyjny z zombiakami oraz nieszczególnie wciągający multiplayer.

Scenariusz przygody rzuca nas od razu na głęboką wodę. Z bliska poznajemy głównego wroga - w złego wciela się znany z „Gry o Tron” Kit Harrington. Odtwórca roli Jona Snowa sprawdza się całkiem nieźle jako czarny charakter. Infinite Warfare to po raz kolejny filmowa opowieść, gdzie dużą rolę przykłada się do reżyserii, aktorów i narracji.

Ruszamy w dość karkołomną podróż po całym Układzie Słonecznym, by z bliska przyjrzeć się Księżycowi, Tytanowi czy prażącej się w promieniach słońca asteroidzie. Twórcy co chwila rzucają nas w nowe, interesujące otoczenie, przeplatając walki w kosmosie i na powierzchniach planet zwiedzaniem surowych wnętrz marsjańskich statków. Dzieje się dużo, a scenografia i obrazy potrafią zachwycić.

Walki w przestrzeni kosmicznej to świetne urozmaicenie - nawet gdy nie siedzimy za sterami statku bojowego Szakal

Chociaż akcja w oczywisty sposób prowadzi nas po sznurku, nigdy nie jest to zbyt dużym problemem. Dobre tempo rozgrywki, możliwość wykorzystywania otoczenia podczas walki - na przykład szyby, by wyssać przeciwników w kosmos - i różnorodność scenerii sprawia, że ciężko przejmować się brakiem rozwidleń scenariusza.

Ukryte w większości misji zbrojownie - pozwalające ulepszyć bojowy kombinezon i zdobyć kilka nowych modeli broni - oraz zróżnicowane misje poboczne, stanowiące krótką, lecz ciekawą odskocznię od głównej linii fabularnej, zgrabnie wypełniają przerwy między kolejnymi strzelaninami. W nasze ręce trafia też pokaźny arsenał o bardzo zróżnicowanych dodatkach oraz kilka ciekawych zabawek, takich jak narzędzia do hakowania czy granaty-pająki samodzielnie namierzające ofiarę.

Jednym z najmniej przyjemnych elementów kampanii są okazjonalne starcia z bossami - silniejszymi mechami, występującymi w dwóch wariantach. Ubijanie skrywających się za tarczami robotów i ich gigantycznych kumpli to żmudna praca, na dłuższą chwilę zatrzymująca akcję w miejscu. Nawet fakt, że roboty możemy wykończyć na kilka sposobów, nie zaciera złego wrażenia wywołanego przez paniczne bieganie między osłonami w poszukiwaniu kolejnej rakietnicy, która pozwoli nieco osłabić potężnego i dość uciążliwego wroga.

Świetnie natomiast sprawdza się walka w zerowej grawitacji, gdzie poza wymianą ognia z odzianymi w grube kombinezony wrogami, możemy też użyć zamontowanego w naszym stroju haka. Wyrzutnia liny pozwala nie tylko szybko pokonywać przestrzeń między jedną osłoną a drugą, stwarza także możliwość przyciągania przeciwników i wykańczania ich w widowiskowy sposób. Kiedy znudzi nam się machanie karabinem, możemy natomiast wskoczyć do myśliwca zjednoczonej armii Ziemi - Szakala.

Zobacz na YouTube

Model latania trudno nazwać realistycznym, jednak w żaden sposób nie czyni to go mniej przyjemnym. Walka powietrzna, podczas której śmigamy między kominami fabryk na Tytanie czy przypuszczamy ataki na okręty liniowe jest szybka i wciągająca. Kiedy na polu bitwy pojawiają się najlepsi piloci wroga, starcia stają się naprawdę sporym wyzwaniem.

Tradycyjnie powraca też kooperacyjny tryb Zombie - w tym roku bardziej kolorowy niż zwykle. Humorystyczne podejście do tematu i klimat lat 80. mają duży wpływ na przyjemność płynącą z rozgrywki. Z nieumarłymi walczymy w parku rozrywki, gdzie czekają na nas punkty ulepszeń, broń do kupienia, a nawet sympatyczny robot, któremu możemy pomóc odnaleźć głowę.

Zmagania z zombie są nieco łatwiejsze w początkowych fazach, w porównaniu do poprzednich odsłon, ale dzięki temu możemy oswoić się z różnymi nowinkami - choćby kartami umiejętności, które wybieramy przed rozpoczęciem zabawy. W końcu jednak wyzwanie rośnie, w szczególności, gdy na ekranie pojawiają się koszmarne, wybuchające klauny.

Tryb dla wielu graczy to nerwowa, chaotyczna szarpanina, w której zdani jesteśmy w znacznym stopniu na refleks, a w mniejszym na strategię czy kontrolę mapy. Szaleńcza pogoń za przeciwnikami i szansa, że zginiemy nawet od pierwszego trafienia sprawiają, że przyjemniej gra się w jeden ze specjalnych wariantów rozgrywki - „Gun Game” czy „Kill Confirmed” - gdzie konieczność zbierania nieśmiertelników spowalnia nieco rozgrywkę.

Roboty mogą czasem kontynuować walkę nawet po straceniu głowy

Absurdalne tempo rzuca się w oczy szczególnie, kiedy zasiadamy do trybu multiplayer w ulepszonej wersji Modern Warfare. Starszy kolega najnowszej odsłony Call of Duty daje graczowi chwilę, by zorientować się w sytuacji, kładąc nacisk nie na nerwowe pociąganie za spust za każdym razem, gdy coś mrugnie na ekranie, a zbalansowaną, nieco bardziej taktyczną rozgrywkę.

Zabawa w sieci w Infinite Warfare to jednak nie tylko olbrzymie tempo, ale także kombinezony zmieniające to, jak zachowujemy się na polu bitwy i posiadające zróżnicowane, specjalne umiejętności. Potężna spawarka, pozwalająca roztapiać całe grupy wrogów, potrafi w znaczący sposób wpłynąć na balans sił, a satysfakcjonujące mlaśnięcia towarzyszące wybuchającym ciałom, przynoszą poczucie, że dobrze sobie radzimy.

Wybór kombinezonu w znacznym stopniu uzależniony jest od preferencji gracza. Cięższe, wolniejsze zbroje dają mniejsze możliwości poruszania się i skakania, jednak zwiększona wytrzymałość pozwala stawić czoła bardziej mobilnym pancerzom. Duże znaczenie ma dobór wyposażenia, na które możemy przeznaczyć określoną liczbę punktów - to, czy będziemy mieć dwa rodzaje granatów, więcej cech specjalnych czy lepszą broń pomocniczą zależy wyłącznie od tego, jak rozdamy dostępne żetony.

Tegoroczny tryb Zombies to wciągający i przyjemny dodatek

Balans kombinezonów pozostawia nieco do życzenia. Wziąwszy pod uwagę, że z pomocą kupowanych lub zdobywanych za postępy w grze kluczy możemy odblokowywać skrzynki zawierające unikalne bronie o dodatkowych cechach, rozgrywka może być trudna do wyważenia. Premie uzyskiwane za zdobycie serii zabójstw są odczuwalnie silniejsze niż ich odpowiedniki z Modern Warfare - wiszący nad polem bitwy okręt wsparcia może poważnie utrudnić poruszanie się po otwartej przestrzeni, a do tego pokrywa naprawdę duży fragment mapy.

Call of Duty: Infinite Warfare to tym razem naprawdę świetna kampania fabularna, solidny tryb z zombie oraz dobra obsada aktorska. Jest jasne, że twórcy wiele wysiłku włożyli właśnie w kampanię, przez co rozczarowujący jest z kolei tryb wieloosobowy. Warto też przemyśleć zakup nieco droższej edycji - Legacy, Legacy Pro lub Digital Deluxe. Otrzymujemy tutaj odświeżone, znakomite Modern Warfare, które cieszy zarówno podczas zabawy w kampanii, jak i wtedy, gdy decydujemy się zmierzyć z żywymi przeciwnikami w sieci.

8 / 10

Zobacz także