Recenzja filmu „Sierota. Narodziny zła”. Slasher czy horror?
Esther powraca w nowym filmie.
Jeden z najpopularniejszych współczesnych horrorów doczekał się prequela. „Sierota. Narodziny zła” co prawda odtwarza historię głównej bohaterki z poprzedniego filmu, ale tym razem w całkowicie inny sposób.
Film „Sierota” z 2009 roku opowiadał losy Esther (Isabelle Fuhrman), czyli zabójczyni przybierającej cudzą tożsamość. I choć pozowała na kilkuletnią dziewczynkę, to w faktycznie była ponad trzydziestoletnią kobietą. Mieszkała w domu dziecka i czekała na rodzinę zastępczą. Cała historia nie kończyła się dobrze dla jej nowych rodziców, a samej Esther wszystko uchodziło płazem.
Z kolei w najnowszej produkcji studia Paramount „Sierota. Narodziny zła” mamy do czynienia z wydarzeniami, które rozgrywają się siedem lat wcześniej. Tym razem Esther mieszka nie w Stanach Zjednoczonych, lecz w Estonii. Tak jak w poprzednim filmie, nikt nie zna jej faktycznej tożsamości. Psycholog próbuje pracować nad jej trudnym charakterem i bliżej ją poznać, ale ona wykorzystuje tylko tę okazję, aby zwiać z domu dziecka. I robi to w spektakularny sposób, ponieważ pokonuje dwóch strażników, aż w końcu wydostaje się z kraju. W międzyczasie przybiera kolejną tożsamość - od tego momentu będzie zaginionym dzieckiem pary milionerów Tricii (Julia Stiles) i Allena (Rossif Sutherland) Albrightów.
Oglądając film byłem niemalże w pełni przekonany, że akcja potoczy się konwencjonalnie, tak jak w produkcji z 2009 roku. Esther zastraszy swoich rodziców i za wszelką cenę będzie próbowała osaczyć ich we własnym domu. Nic podobnego! Tym razem to Esther może czuć się zagrożona przez grupę psychopatów, którymi są jej nowi rodzice. Scenariusz nietypowy i nieoczekiwany należy traktować tu jako niewątpliwy atut filmu. To także duża zasługa nowego scenarzysty Davida Coggeshalla i reżysera Williama Brenta Bella.
Film, który pierwotnie był typowym horrorem, w nowej wersji bardziej przypomina slasher. Prawdę mówiąc w czasie seansu o wiele bardziej obawiałem się scen walki czy okrutnych morderstw, niż samych intryg Esther, dobrze znanych z pierwszego filmu. Oprócz tego pojawia się tu znacznie więcej scen humorystycznych. Pozostali bohaterowie, a zwłaszcza przybrana matka, wykpiwają Esther za jej przewidywalność i stosują niepasujące do pierwotnej konwencji dowcipy.
Powróćmy jeszcze na moment do obsady. W „Sierota. Narodziny zła” ponownie wystąpiła wspomniana Isabelle Fuhrman. Sprawa jest o tyle ciekawa, że od premiery pierwszego filmu minęło ponad trzynaście lat i aktorka wcielająca się w rolę głównej bohaterki faktycznie się zmieniła. Paradoksalnie trudno jednak stwierdzić, w której wersji wygląda młodziej - czy w roli sprzed lat czy w tej nowej? To sprawia, że film zyskuje na autentyczności, ponieważ dwudziestopięcioletnia aktorka wciela się w rolę trzydziestoletniej Esther, która z kolei udaje małą dziewczynkę!
Inaczej zostały rozpisane także role rodziców. W pierwszym filmie z serii były to postaci słabe psychicznie, zastraszone przez zabójczą sierotę. Matka (Vera Farmiga) sama mierzyła się z problemami z przeszłości, a ojciec (Peter Sarsgaard) był bezsilny wobec czyhającego niebezpieczeństwa. W „Sierota. Narodziny zła” sprawa wygląda pod tym względem o wiele lepiej. Zwłaszcza Julia Stiles doskonale sprawdza się w roli apodyktycznej matki i jednocześnie rywalki Esther. Gorzej w stosunku do pierwszego filmu wypada rola ojca, nijaka, bezbarwna i traktowana instrumentalnie przez scenarzystę tylko jako obiekt perwersyjnego zainteresowania małej zabójczyni.
W filmie jest wiele rozpoczętych wątków, które nie doczekały się odpowiedniego rozwinięcia. Na przykład kwestia różnic społecznych pomiędzy Esther i jej nową rodziną. Pojawia się tu na przykład syn dwójki milionerów, czyli Gunnar (Matthew Finlan). W rozmowie z główną bohaterką wspomina, że „...z ludźmi takimi jak ja musisz się liczyć, nie ważne kim jesteś”. I oprócz tej jednej kwestii, pokazującej, że ludzie z wyższych sfer nie czują się zagrożeni dziwactwami Esther, ten wątek nie został już rozwinięty. Poza tym pojawia się historia detektywa Donnana (Hiro Kanagawa), ale ta postać w ogóle nie pełni żadnej funkcji. Przewija się tylko w kilku scenach i stanowi pretekst dla pokazania ciemnej przeszłości naszej bohaterki.
Myślę, że dla osób poszukujących historii z dreszczykiem ten film będzie pewnym zaskoczeniem, ponieważ „Sierota. Narodziny zła” wyraźnie różni się od swojego odpowiednika sprzed trzynastu lat i można powiedzieć, że pod wieloma względami jest od niego lepszy. Film obfituje w wiele niespodziewanych zwrotów akcji, umiejętnie korzysta z konwencji slasherowej i od czasu do czasu potrafi nas nieźle wystraszyć i to w nietypowy sposób.
Premiera w Polsce: 23 września 2022 - Gatunek: slasher, thriller, horror - Dystrybucja w Polsce: Kino Świat - Gdzie obejrzeć: w kinach