Recenzja finału „Zadzwoń do Saula”. Na takie zakończenie czekaliśmy
Jak wypada ostatni odcinek serialu o lubianym prawniku.
„Zadzwoń do Soula” (ang. „Better Call Saul”), jeden z najlepszych seriali ostatnich lat, doczekał się odcinka domykającego historię. Służy on zarówno za podsumowanie serii, jak i prezentację zaskakującej przemiany tytułowego bohatera.
UWAGA NA SPOILERY - OMAWIAMY FABUŁĘ I ZAKOŃCZENIE SERIALU.
Vince Gilligan jest mistrzem budowania suspensu. Doskonale znamy to z „Breaking Bad”, w którym reżyser korzystał z krótkich ujęć początkujących każdy odcinek i prezentujących jakiś przedmiot, zjawisko czy osobę, do których fabularnie wracamy dopiero pod koniec epizodu. Taki był właśnie 6. sezon „Better Call Saul”, w którym celowo budowane napięcie ostatecznie prowadzi do rozwiązania. A to z kolei - w moim przekonaniu - jest zaskakujące i niespodziewane.
Twórcy serialu niejednokrotnie zadziwiali swoich widzów niekonwencjonalnymi zwrotami fabularnymi. Druga część sezonu była zresztą skomponowana w taki sposób, aby już w pierwszych odcinkach zakończyć wątek Gustavo Fringa (Giancarlo Esposito) zmagającego się z kartelem, a zwłaszcza z niepokornym reprezentantem rodu Salamanków, czyli Lalo (Tony Dalton). Po gwałtownym przyspieszeniu na początku drugiej części sezonu nastąpiło nagłe zwolnienie akcji, tak jakby twórcy przygotowywali nas na wielkie podsumowanie.
I tak oto, spośród wielu wątków i postaci, które odciągały uwagę od głównej gwiazdy, wyłania się postać kluczowa dla całej serii, czyli sam Jimmy McGill, a więc Saul Goodman, znany też potem jako Gene Takovic (w tej roli Bob Odenkirk). Przez pewien czas udało nam się zapomnieć o jego śliskim charakterze i kłopotach, w jakie wpędzał swoich najbliższych. Ostatnie odcinki sezonu były poświęcone tylko jemu.
Z każdym kolejnym odcinkiem drugiej części 6. sezonu przyglądaliśmy się losom Gene’a Takovica, które zostały przedstawione w czarno-białej scenerii. Jest to pewnego rodzaju „życie po życiu”, które prawnik wiedzie na marginesie społeczeństwa w Nebrasce, ukrywając się jednocześnie przed służbami. To już historia, która chronologicznie dzieje się po wydarzeniach z „Breaking Bad”. Saul ucieka z Walterem (dzięki anonimowemu facetowi od odkurzaczy) i z dala od Albuquerque żyje incognito, ale do czasu. Ostatecznie zostaje rozpoznany przez swoją niedoszłą ofiarę Marion (Carol Burnett) i po raz kolejny ucieka. W tym momencie zakończył się przedostatni odcinek 6. sezonu.
Z kolei w ostatnim możemy zobaczyć, że Saul próbuje za wszelką cenę się ratować, jednak to wszystko na nic. Zostaje schwytany przez policję, zaprowadzony na komisariat, a następnie przed sąd. Tam prosi o telefon do swojego prawnika, którym będzie Bill Oakley (Peter Diseth), jego były adwersarz z czasów, gdy jeszcze jako Jimmy McGill był tzw. „adwokatem z urzędu”. W międzyczasie pojawia się także wdowa po Hanku Schraderze (Dean Norris), czyli Marie (Betsy Brandt), nadal poszukująca pocieszenia po śmierci męża i domagająca się sprawiedliwości.
Na początku mogliśmy mieć wątpliwości, czy rzeczywiście po raz kolejny Saul wyślizgnie się i uniknie kary. Zapał i ekscytacja widzów zostaje szybko ostudzona, ponieważ Goodman nie ma już kart, którymi mógłby zagrać o swoją wolność. Jedyne, co może zaproponować prokuratorowi, to zrzucenie winy na swoją byłą żonę, czyli Kim Wexler (Rhea Seehorn) za udział w zabójstwie Howarda Hamlina (Patrick Fabian), jednak tego nie robi. Mimo rozwodu i wielu lat rozłąki Kim jest dla niego jedyną osobą, której nie mógłby skrzywdzić.
Stoi zatem na rozdrożu: albo on i tylko siedem lat odsiadki, albo ona i dożywocie. Decyzja jest - jak we wszystkich dziełach Vince’a Gilligana - odroczona. Dopiero na sali sądowej dochodzi do momentu kulminacyjnego, w którym Saul Goodman przechodzi przemianę. Z Goodmana, prawnika dbającego raczej tylko o siebie i górę pieniędzy, powraca do swojego pierwotnego wcielenia: Jimmy'ego McGilla. Mamy tu do czynienia z odwróconym scenariuszem sądowym. Oskarżony Saul Goodman nie tylko przyznaje się do winy, ale publicznie wyznaje i piętnuje własne przewiny (obwinia się za śmierć swojego brata), przyznaje się do udziału w zorganizowanej grupie przestępczej i do swojej roli w zabójstwie Howarda Hamlina.
Mamy do czynienia tu z przedziwną sytuacją, której nie było w poprzednich odsłonach „Better Call Saul”, ani nawet w „Breaking Bad”. Otóż wszyscy bohaterowie, którzy w jakiś sposób zaplątali się w przestępczy półświatek, przechodzili pewną wyraźną przemianę. Walter White z nauczyciela chemii stał się szefem narkotykowego imperium, co przyczyniło się do jego moralnego upadku i wyrządzenia wielu krzywd jego bliskim. Jessie Pinkman także przechodzi swoistą transformację, odbywając drogę od niepoważnego ćpuna do dojrzałego i doświadczonego przez los człowieka, zmagającego się ze swoją przeszłością. Takich postaci można wymienić wiele, ale zasada była zawsze prosta: przemiana zawsze prowadziła do potępienia, a nie do odkupienia. Saul Goodman jako jedyny uzyskał takie odkupienie, ponieważ poświęcił swój los za spokojny żywot Kim Wexler.
Widać to wyraźnie w retrospekcjach, które otrzymujemy w ostatnim odcinku. W nich z kolei Saul zadaje to samo pytanie niektórym postaciom z serii i brzmi ono tak: „Gdybyś miał machinę czasu, co byś zmienił?”. Mike odpowiada, że chciałby się cofnąć do momentu, w którym po raz pierwszy wziął łapówkę, Walter chciałby powrócić do czasów, gdy miał jeszcze wpływ na własne badania naukowe i plany związane z rozwojem firmy „Gray Matter”. To pytanie o podróż w czasie wywołane jest wspomnieniem rozmowy Jimmy'ego ze swoim bratem, którą także widzimy w tym odcinku. Pojawia się tam stwierdzenie Chucka: „Jeśli nie lubisz kierunku, w którym podążasz, nie ma w tym nic złego, aby zawrócić i zmienić swoją drogę”. Oznacza to, że Jimmy był świadomy możliwości dokonania zmiany w swoim postępowaniu, ale nigdy się na nią nie zdecydował.
Poza tym w 6. sezonie dwukrotnie (w pierwszym i ostatnim odcinku) pojawia się zbliżenie na książkę Herberta Georga Wellsa pt. „Wehikuł czasu”, co może oznaczać, że twórcy potraktowali ostatni sezon, a może nawet cały serial, jako swoistą machinę czasu, która pozwoliła powrócić do wątków znanych z „Breaking Bad”, przywrócić po kilku latach postacie Waltera White’a i Jessiego Pinkmana, ale także poznać faktyczne motywacje, które kierowały każdą z nich.
Sam ostatni odcinek ujawnia wiele ciekawych szczegółów, przede wszystkim wskazujących na rozwój postaci Saula. Zakończenie, jak mogliśmy się tego spodziewać, przyniosło widzom zaskakujący i satysfakcjonujący zwrot akcji, ukazało nam przemianę Jimmy'ego, której się nie spodziewaliśmy. Wielu fanów, zwłaszcza po ukazaniu się tytułu ostatniego odcinka („Saul gone”), spodziewało się rychłej śmierci głównego bohatera - nic takiego się jednak nie stało.
Ważny jest także przekaz symboliczny, który w cyklu Gillinghama jest niezwykle bogaty. Nie jest to tylko kwestia poszukiwania „easter-eggów” czy serialowych ciekawostek, ale świadomie pozostawionych szczegółów, których odkrycie i odszyfrowanie prowadzi do zrozumienia całości. Warto było czekać na finał, zwłaszcza, że był to ostatni i w dodatku tak efektowany występ Saula.