Recenzja Redout - najlepszy duchowy następca Wipeout
Need for speed.
Wipeout to, obok F-Zero, król futurystycznych wyścigów. Choć pierwsza część ukazała się 21 lat temu, żaden naśladowca nie zdołał dorównać tej kultowej serii. Redout prawie się to udaje - gra jest bez wątpienia najlepszym duchowym spadkobiercą cyklu.
Doznania towarzyszące rozgrywce są jedyne w swoim rodzaju. Jeżeli podczas jazdy bujamy się na fotelu przed ekranem, zachowując się tak, jakbyśmy naszymi ruchami chcieli w magiczny sposób pomóc pędzącej maszynie i walczyć z przeciążeniem, to wiemy, że mamy do czynienia ze świetną „ścigałką”.
Wybieramy jeden z kilku dostępnych pojazdów i rozpoczynamy karierę. To seria wyścigów i przejazdów na czas po różnorodnych, błyszczących, neonowych torach. Trasy są wielopoziomowe, często zjeżdżamy z wielkich wzniesień, czasem nawet przeskakujemy nad przepaściami, by efektownie wylądować i mknąć dalej - lub rozbić się, wypadając poza drogę.
Deweloperzy przygotowali ponad dwadzieścia tras i podobną liczbę maszyn. Nie ścigamy się autami, ale - na wzór wspomnianego wcześniej Wipeout - unoszącymi się nad powierzchnią ścigaczami, których kontrolowanie przypomina bardziej sterowanie łodzią motorową niż samochodem.
Niektórych być może odrzuci fakt, że rozgrywka jest szalenie wymagająca, jednak to właśnie wysoki poziom trudności jest gwarantem wielkiej satysfakcji towarzyszącej udanemu pokonywaniu zakrętów i biciu kolejnych rekordów czasowych. Wywalczony w pocie czoła sukces smakuje najlepiej.
Opanowanie sterowania wymaga cierpliwości. Tutaj nie tylko skręcamy, przyspieszamy i zwalniamy - musimy też kontrolować nachylenie pojazdu, by w odpowiednich momentach przeciwdziałać efektom przeciążenia i nie wytracać prędkości. Operujemy więc dwoma gałkami analogowymi jednocześnie, do czego trzeba się przyzwyczaić.
Nauka nie jest jednak monotonna, bo każde powtórzenie sprawia frajdę - tak dobry jest model jazdy. Znaczenie ma też świetnie wykonana oprawa. Daleki zasięg rysowania obiektów w oddali pomaga budować poczucie ogromnej szybkości, na które duży wpływ ma też niezwykła płynność rozgrywki. Nie doświadczamy nawet najdrobniejszych spadków liczby klatek na sekundę.
Kariera to kilkanaście godzin adrenaliny i emocjonujących momentów, ale przygotowano też opcję „szybkiej gry” w jednym z ośmiu różnych trybów. Każdy znajdzie tu coś odpowiedniego - mamy wyścigi tradycyjne, próby czasowe, a także zawody, w których ostatni uczestnik na linii mety po każdym okrążeniu automatycznie odpada z rywalizacji.
Deweloperzy nie zapomnieli o specjalnych mocach i bonusach. W miarę postępów zdobywamy punkty, za które możemy wykupić różne talenty. Może to być pasywne zwiększenie wytrzymałości bolidu, ale też zdolność aktywacji ładunku EMP, który osłabi oponentów. Korzystanie z tego rodzaju ulepszeń jest jednak tylko dodatkiem, a nie tak integralną częścią doświadczenia, jak - powiedzmy - w Mario Kart. Nie używamy ich co chwilę.
Jest również multiplayer - chyba jedyny aspekt gry, który budzi wątpliwości. Do rywalizacji sieciowej nie warto bowiem podchodzić, dopóki nie odblokujemy lepszych pojazdów. W przeciwnym razie możemy mieć małe problemy z dogonieniem rywali w szybszych maszynach.
Redout zachwyca płynnością i niesamowitym poczuciem prędkości. To świetna propozycja dla perfekcjonistów. Choć jest grą szalenie wymagającą i potrafi sprawić, że zaczniemy zgrzytać zębami przy kolejnych okrążeniach, to perfekcyjne przejazdy są źródłem niepowtarzalnych wrażeń.