Recenzja serialu „Andor”. Nietypowe spojrzenie na „Gwiezdne Wojny”
Prequel do filmu „Łotr 1”.
Po świetnym „Mandalorianinie”, „Obi-Wanie” i nieco gorszej „Księdze Bobby Fetta” na platformie Disney + zadebiutowały trzy pierwsze odcinki serialu „Andor”, przedstawiającego losy postaci znanej z uniwersum „Gwiezdnych Wojen”. Produkcja zachwyca niekonwencjonalnym podejściem do całej historii.
Akcja rozgrywa się pięć lat przed wydarzeniami z „Łotr 1”, w ponurym miejscu zwanym Morlana One. Nasz główny bohater, czyli Cassian Andor (Diego Luna), poszukuje pewnej osoby pochodzącej z jego rodzinnej planety Kenari. W międzyczasie wikła się w kłopoty i zmuszony jest uciekać przed funkcjonariuszami policji korporacyjnej.
Od tego momentu narracja została podzielona na kilka wątków. Pierwszym z nich jest historia Cassiana, a druga dotyczy poszukiwań miejscowej policji korporacyjnej. W drugim odcinku pojawia się z kolei wątek kupca Luthena Raela (Stellan Skarsgård), który przybył na zaproszenie przyjaciółki Cassiana, czyli Bix Caleen (Adria Arjona). Handlarz chciałby zakupić niezwykle cenny i zarazem tajemniczy przedmiot, należący do Imperium.
W tle obserwujemy także retrospekcje dotyczące lat dzieciństwa naszego głównego bohatera. Tu zostaje włączony motyw wysiedlenia i kolonizacji. Plemię Cassiana żyło spokojnie w puszczy na planecie Kenari, aż do momentu, gdy pojawiły się korporacje i zaczęły budować nowy dystrykt. Serial pełen jest historii ludzi cierpiących niedostatek, uciskanych przez właścicieli wielkich korporacji. Mieszkańcy większości lokacji to zbieracze złomu, górnicy, pomniejsi handlarze, próbujący przetrwać za wszelką cenę.
Podczas seansu widzimy dużą różnorodność ras, gatunków i wiele ciekawych charakterów. W „Gwiezdnych Wojnach” zwykli ludzie umykają naszej uwadze ze względu na jaskrawość postaci pierwszoplanowych. Okazuje się, że nie są oni tylko tłem dla opowiadanej historii, ale stanowią jej integralny element. Mnóstwo jest tu także szczegółów i smaczków. Uwagę przyciągają również detale strojów oraz rekwizytów, którymi posługują się bohaterowie.
Myślę, że postać Cassiana i jego portret psychologiczny jest bardzo ciekawy, ponieważ już jako dziecko musiał uciekać i ukrywać się przed korporacjami. W serialu obserwujemy jego losy jako tułacza, poszukującego swojego miejsca w galaktyce. W przypadku bohaterów wcześniejszych serii „Mandalorianin” i „Księga Boby Fetta” czyli Dina Jarina i Boby Fetta, mamy do czynienia z innym scenariuszem. Mandalorianin i słynny najemnik też co prawda żyją na marginesie społeczeństwa, ale nie są przywiązani do jednego miejsca i zazwyczaj szybko przemieszczają się po całej galaktyce.
Inaczej też wygląda sprawa Obi Wana, ponieważ znamy jego motywacje i wiemy, dlaczego udaje się na wygnanie. Cassian natomiast stale się ukrywa i nie ma możliwości skonfrontowania z władzami takimi jak korporacja czy Imperium. Z początku jest bezsilny wobec wszechobecnej niesprawiedliwości, ale tylko do czasu, ponieważ z każdym kolejnym odcinkiem widzimy jego przemianę.
Zatrzymajmy się jeszcze nad kompozycją serialu. Tak jak w „Mandalorianinie”, „Księdze Bobby Fetta” i „Obi-Wanie” serial poprzedza krótkie intro. Tym razem przedstawia nam historię postaci, którą znaliśmy z „Łotra 1” z tą różnicą, że doskonale wiemy co się stanie z Cassianem. Reżyser (Tony Gilroy) podzielił serial na 12 krótkich odcinków (pierwsze trzy zostały już opublikowane). Jednocześnie zapowiedział w rozmowie na portalu „The Wrap”, że powstanie także drugi sezon.
Na uznanie bez wątpienia zasługują zdjęcia, wykonane z dużą starannością i dbałością o szczegóły. Kolorystyka poszczególnych scen bliska jest szarości, odzwierciedlając życie uciskanej ludności. Pomimo tej smutnej scenerii serial jest pełen zabawnych, ale niebanalnych scen, rozmów i postaci. Widzimy, że twórcy bawią się pewnymi stereotypami, które narosły wokół „Gwiezdnych Wojen”, ale to wszystko odbywa się z korzyścią dla całej produkcji. Akcja jest dynamiczna, zawiera wiele scen walki, pościgów i intryg.
Przystępując do oglądania serialu „Andor” fani „Gwiezdnych Wojen” powinni pamiętać, że jest to produkcja inna, niż dotychczasowe odsłony z tego uniwersum. Nie znajdziemy tu widowiskowego bohaterstwa, baśniowości, patosu, scen walki na miecze świetlne. Zobaczymy natomiast coś całkowicie innego, czyli losy ludzi stanowiących tło dla dobrze znanej walki dobra ze złem, czyli rebeliantów i imperium.
Bardzo długo czekałem na „Andor” i już w zapowiedziach przedpremierowych przebijały się głosy, że będzie to serial nietypowy, ale właśnie takiego spojrzenia z innej perspektywy potrzebuje uniwersum „Gwiezdnych Wojen”! Niecierpliwie czekam na kolejne odcinki i jestem przekonany, że po udanym początku będziemy mogli zobaczyć spektakularny finał serii.