Skip to main content

Upadek legendy. Recenzja Sherlock Holmes: The Awakened

Miał być remake, wyszedł regres.

Pomimo ogromnego sentymentu do serii gier o Sherlocku Holmesie nie miałem złudzeń, że oryginalne The Awakened z 2007 roku wymagało solidnego odświeżenia, by trafić do gustów współczesnych graczy. Niestety, choć wizualnie produkcja przybliżyła się do obecnych standardów, to pod kątem rozgrywki oferuje mniej, niż którakolwiek odsłona cyklu.

Sherlock Holmes: The Awakened to odnowiona wersja kultowej gry detektywistycznej, która szesnaście lat temu spotkała się z ciepłym przyjęciem i trafiła na listę stu najlepszych przygodówek w historii. Remake jest w pełni trójwymiarową grą z widokiem zza pleców, oferującą bogaty, starannie wymodelowany świat. Podczas przygody odwiedzimy m.in. mroczny Londyn, złowieszcze bagna, szpital psychiatryczny w Szwajcarii i urokliwe dzielnice Nowego Orleanu.

Pozmieniało się tu, nie powiem

Graficznie gra utrzymała poziom poprzedniej odsłony z 2021 roku (tej o podtytule Chapter One), za to ogromne wrażenie robią mistrzowsko wyreżyserowane i bardzo klimatyczne przerywniki filmowe. Są to jedne z lepiej zrealizowanych cutscenek, jakie widziałem, co jest tym bardziej godne odnotowania, że mamy tu do czynienia z tytułem AA, a nie wysokobudżetową produkcją.

Tym razem detektyw-konsultant musi rozwikłać sprawę tajemniczych zaginięć, które okazują się być powiązane z kultem przedwiecznych bóstw. Elementy mitologii Cthulu nie narzucają się jednak tak bardzo, jak w innej lovecraftowskiej produkcji studia - The Sinking City. Ich obecność zwiastuje ponury klimat i nastrojowa muzyka, a groza przenika do świata poprzez sny i wyobrażenia bohatera.

Powrót ze słonecznej Cordony do mrocznego Londynu odbił się na zdrowiu psychicznym Sherlocka

Podobnie jak w poprzedniej części, Sherlock Holmes: Chapter One, twórcy bardzo dużo uwagi poświęcili duchowemu życiu wielkiego detektywa. Nie jest on tutaj chłodnym, stonowanym starszym panem z fajką w ustach, lecz człowiekiem złamanym, zwichrowanym i gnębionym przez duchy przeszłości. Jedynym, który chroni go przed osunięciem się w szaleństwo, jest nie kto inny, jak doktor Watson.

Remake wprowadza tu jednak poważną zmianę w chronologii wydarzeń. Oryginalne The Awakened było trzecią odsłoną serii i na tym etapie Sherlock i John byli już dojrzałymi dżentelmenami związanymi głęboką przyjaźnią i wspólną historią. Studio Frogwares zdecydowało się jednak uczynić z tej części bezpośrednią kontynuację Chapter One, które opowiadało o młodości detektywa. Sprawa, którą przychodzi im teraz zbadać, jest więc ich pierwszą wspólną przygodą.

Czasami gra pozwala nam sterować Johnem

Choć ogólnie pomysł bardzo przypadł mi do gustu, to powoduje on pewną niespójność w charakterze Holmesa. W oryginale z 2007 roku jego pewność siebie, a nawet lekka wyniosłość, z jaką traktował innych, były uzasadnione wiekiem, doświadczeniem i wielokrotnym potwierdzeniem własnych zdolności. Tymczasem młody Sherlock zachowujący się w ten sposób jest zarozumiały i bardzo trudno go polubić.

Tym, czego jednak polubić się na pewno nie da, jest rozgrywka - z jakiegoś powodu twórcy zdecydowali się bowiem usunąć z gry absolutnie wszystkie mechaniki, które czyniły oryginał tak wyjątkowym dziełem. Zmiany poczynione w nowej wersji są tak daleko idące, że trudno jest w ogóle zaklasyfikować ją jako grę detektywistyczną. Czym więc jest? Zanim spróbuję odpowiedzieć na to pytanie, oto kilka przykładów regresu, jakiego doświadczył gameplay.

Uwielbiałem eksperymenty chemiczne Holmesa. W remake'u The Awakened po stole laboratoryjnym nie ma śladu

W pierwowzorze dostrzeżony w ziemi odcisk musieliśmy zmierzyć - teraz Sherlock patrzy na niego i od razu wie, że zostawił go człowiek o bucie w rozmiarze 45. Znaleziony materiał kiedyś badaliśmy odczynnikami chemicznymi, korzystając ze szczypiec i skalpela. Teraz detektyw po prostu chowa skrawek do kieszeni i wie o nim wszytko. Z kolei żeby obezwładnić strażnika, trzeba było najpierw znaleźć wymagane elementy i połączyć je odpowiednio w ekwipunku. W remake’u w ogóle nie ma ekwipunku. A to tylko kilka przykładów, z którymi spotkałem się w pierwszych etapach zabawy.

Podobnych rzeczy mógłbym wymieniać dziesiątki, ale wystarczy jeśli powiem, że w nowej odsłonie zabawa ogranicza się do chodzenia i patrzenia na rzeczy, a potem wyciągania wniosków z obserwacji. Przed ostatnim rozdziałem trudno natknąć się na coś, co można by w ogóle nazwać łamigłówką. A jeżeli nawet zadanie wymaga od nas jakiegokolwiek działania, ogranicza się ono do wykonania jedynej dostępnej akcji. Natomiast scena z ostrzami, którą Frogwares chwali się w zwiastunie, to jedyny element zręcznościowy w całej grze. W dodatku zrealizowany bardzo przeciętnie.

Zabrakło nawet regału z książkami. Archiwum jest opcją w menu, występuje w grze dwa razy, a wszystko ogranicza się do wybrania trzech opcji z listy - a to i tak najbardziej rozbudowana mechanika gry.

Warto wspomnieć, że ten regres serii zaczął się już w Chapter One. Tam jednak twórcy próbowali rekompensować brak charakterystycznych elementów sekwencjami walki, otwartą rozgrywką i eksploracją. Koszt tych zmian był zbyt duży i moim zdaniem nie było to warte poświęcenia detektywistycznej formuły, ale gra przynajmniej miała na siebie jakiś pomysł. Można było również decydować o losie oskarżonych, a do tego Holmes musiał korzystać z kamuflażu, by porozmawiać z różnymi osobami lub dostać się do zablokowanych lokacji.

Teraz strojów też nie brakuje, jednak nie mają one żadnego zastosowania. Tylko raz, na samym początku, Holmesa musimy ubrać w płaszcz, by ten mógł opuścić mieszkanie w deszczowy dzień. Później on i Watson sami wybierają odpowiednie odzienie, a my możemy korzystać z dostępnych ubrań wyłącznie w celach kosmetycznych. O walce też możemy zapomnieć - przez całą przygodę oddamy jeden strzał do przeciwnika.

Czym jest zatem Sherlock Holmes: The Awakened? Powiedziałbym, że reprezentantem gatunku interaktywnych opowieści, które czasem określa się prześmiewczo „symulatorami chodzenia”. I choć ogólnie nie jest to zła produkcja, to jednak w historii gier trudno mi znaleźć bardziej nieudany remake. Ze wszystkich możliwości odświeżenia formuły, uczynienia jej bardziej dynamiczną, przystępną i mniej niszową, twórcy zdecydowali się wprowadzić w życie najgorsze pomysły, na jakie tylko dało się wpaść.

Pewną nagrodą za kilka godzin niezbyt angażującej rozgrywki jest przynajmniej naprawdę satysfakcjonujące zakończenie, zupełne różne od tego, które oferował oryginał. Poruszający finał obejrzałem kilkakrotnie, ale do gry na pewno już nie wrócę. A jeśli twórcy zamierzają utrzymać obrany kierunek, to i w kolejną część serii chyba już nie zagram.

Ocena: 6/10

Plusy:
+ Ładnie wymodelowany świat
+ Kapitalne przerywniki filmowe
+ Poruszające i satysfakconujące zakończenie
Minusy:
- Regres rozgrywki względem oryginału - brak łamigłówek, zagadek, mechanik
- Stroje pełnią już tylko funkcję kosmetyczną
- Niekonsekwentne odmłodzenie Sherlocka (jego zachowanie nie ma już uzasadnienia w wieku)

Platforma: PC, PS4/PS5, Xbox One/XSS/XSX, Switch - Premiera: 11 kwietnia 2023 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: przygodowa, symulator chodzenia - Dystrybucja: cyfrowa - Producent: Frogwares - Wydawca: Frogwares Testowano na: PC (AMD Ryzen 7 5700G, AMD RX 6600, 32GB)

Sherlock Holmes: The Awakened Remake - recenzja została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.

Zobacz także