Recenzja Stray - najbardziej oczekiwana gra na Steamie to majstersztyk
Wyjątkowe kocie przygody.
BlueTwelve Studio pracowało nad tym tytułem od siedmiu lat i właściwie trudno było się dokładnie spodziewać, jak będzie wyglądać efekt końcowy pracy tego francuskiego zespołu. Podchodząc do Stray bez jakichkolwiek oczekiwań, a nawet nieco sceptycznie, muszę przyznać, że jestem pod ogromnym wrażeniem tej gry. Doceńcie wagę, gdyż to słowa ciężko przechodzące przez gardło komuś, kto od zawsze woli psy od kotów.
Wcielamy się w rudego futrzaka, którego życie w małym radosnym stadku zostaje zaburzone, gdy kotek po pechowym skoku spada w nieodkrytą dotąd przepaść. Pod pełną natury powierzchnią kryją się resztki upadłej ludzkiej cywilizacji. Koci bohater eksplorując mroczne zakamarki podziemia natrafia na ogromne siedlisko humanoidalnych robotów, które prowadzą pod powierzchnią normalne życie. Z pomocą małego robocika, o imieniu B-12, przemierzamy świat w poszukiwaniu drogi na powierzchnię.
Zobacz także: Stray - Poradnik, Solucja
Historia przedstawiona w Stray nie jest niczym odkrywczym i wpasowuje się w znany kanon postapokaliptyczny. Z prostej opowieści udało się jednak wyciągnąć sporo morału, a historie poukrywane gdzieś na uboczu i kocie harce, to główne wartości tej gry. Świat robotów imituje ten żywy w tak wielu aspektach, że prawdziwą różnicę stanowią jedynie jego mieszkańcy. Zwiedzamy więc slumsy oraz inne miejsca, a wszystko stylizowane jest na cyberpunkowy miks kultur. Warto zaznaczyć, że mamy do czynienia z grą, której oprawa wizualna przypomina tytuły wysokobudżetowe, a do tego wszystko działa niezwykle płynnie.
Obserwowanie świata z perspektywy małego zwierzęcia to bardzo ciekawy zabieg, który pozwala na ekspozycję piękna ignorowanego przez nas samych. Dla małego kocurka wszystko wydaje się ogromne i ciekawe, i ten ogrom autorzy zaprojektowali w niezwykle interesujący sposób. „Koty chodzą własnymi ścieżkami” - to popularne stwierdzenie sprawdzamy więc w praktyce, gdy sami zaczynamy skakać po szafkach, rynnach, przemierzamy dachy czy przeciskamy się przez najmniejsze dziury odkrywając całe mieszkania, niedostępne inną drogą.
To właśnie to kocie szwendanie się stanowi piękno Stray, a twórcy doskonale oddali urok ich spokojnego i wolnego życia. Gra prawie nigdy nas nie pogania, a masa punktów interakcji stanowi typowe kocie aktywności. Przeciągamy pazurki i drapiemy meble, masujemy łapkami włochate dywany, ganiamy za kolorowymi kulkami i oczywiście: zrzucamy rzeczy ze stołów.
Zdarzają się nawet zabawne, z góry zaprojektowane scenki, kiedy zachowamy się dokładnie tak jak koty z internetowych memów i wskoczymy na stół, na którym jakiś robot układał sobie domek z kart, albo zrzucamy naczynia na złość metalowemu barmanowi. Oczywiście kotu wszystko się wybacza, gdyż jest uroczy i swoim miaukiem rozczula nawet nieorganiczne istoty. To zabawne, jak ocierający się kot zmienia nastrój robota, wyrażany przez serduszko, które pojawia się na monitorze imitującym jego twarz. Odpowiadając młodszym pokoleniom graczy: całkiem UwU.
Bycie kotem jest super i brakowało mi gry, w której zamiast ratować świat i strzelać do zastępów bestii, mogę po prostu zwinąć się w kłębek na jakiejś poduszce i drzemać wydając z siebie kojące pomruki. To ciekawe przypomnienie, że świat może i nie jest taki, jaki chcielibyśmy by był, ale to nie oznacza, że nie możemy cieszyć się chwilą i „zatrzymać na moment, by powąchać kwiaty”. Stray prostym zabiegiem, jakim jest doświadczanie świata z perspektywy kota, podkreśla ignorowane przez nas drobne przyjemności.
Martwiło mnie przed premierą, czy aby na pewno gra będzie ciekawa, jeżeli będzie oparta jedynie na takim ganianiu za własnym ogonem. Wszak to wciąż gra przygodowa i gracze oczekują przygód! Wszystkie spokojne i bardziej eksploracyjne poziomy porozdzielane są etapami mroczniejszymi, w kanałach, tajemniczych kompleksach czy fabrykach, i to one oferują lekki skok adrenaliny i przygodę, która naprawdę wciąga.
Czasami musimy walczyć o życie, uciekając przed hordami krwiożerczych stworków, często pędząc przed siebie po krętych ścieżkach, aż nie dotrzemy do azylu. Etapy skradania się też są całkiem ciekawe i wykorzystują wszystkie atuty bycia małym futrzakiem. Niejednokrotnie unikając wykrycia chowamy się za osłonami, wskakujemy do kartonów (!), wspinamy wysoko poza zasięg widoczności, a dzięki B-12, to nawet i hakujemy urządzenia.
Jednocześnie rozgrywka opiera się na co i rusz napotykanych zagadkach, gdzie kot musi coś przestawić, by dostać się dalej, albo rodem z dawnych przygodówek, pomóc jakiejś osobie, za co otrzyma istotny przedmiot i będzie mógł go podarować komuś innemu, by pchnąć fabułę do przodu. Kiedy indziej trzeba odszukać cyfry do sejfu, co może nastręczyć trochę problemów. Słowem: to nie jest gra o chodzeniu kotem, a rozgrywka w połączeniu z tajemnicą, którą chcemy rozwikłać, tworzą wyjątkowo spójną całość.
Gra ma około ośmiu godzin długości, a więc dostatecznie, by piękno kociego życia się nie nudziło, a sekwencje akcji i łamigłówki odpowiednio podbijały tempo. Finał rozgrywki nie jest żadnym zaskoczeniem, ale tu nie o finał chodzi. Stray polubiłem za detale, za urok i możliwość oderwania się od codzienności w innym niż zazwyczaj stylu. Kota nie obchodzi, czy ma do czynienia z ludźmi, czy robotami - jego świat nie krąży wokół nas. Gra, oprócz przyjemności i zabawy, pozostawia nas z pewną refleksją. Czego chcieć więcej?
Platforma: PC, PS4, PS5 - Premiera: 19 lipca 2022 - Wersja językowa: polska (napisy) - Rodzaj: gra przygodowa - Dystrybucja: cyfrowa - Cena: 170 zł - Producent: BlueTwelve Studio - Wydawca: Annapurna Interactive.
Recenzja Stray została przygotowana na podstawie egzemplarza dostarczonego nieodpłatnie przez wydawcę.