Recenzja The Turing Test - prawie jak Portal
Zagadki w kosmosie.
The Turing Test już na pierwszy rzut oka kojarzy się z tytułami takimi jak Portal czy Talos Principle, gdzie zazwyczaj niemy bohater musi z pomocą jakiegoś wymyślnego urządzenia rozwiązywać kolejne zagadki. Mimo że skojarzenie to nie jest mylne i rozgrywka sprowadza się do rozgryzania przestrzennych łamigłówek, produkcja studia Bulkhead Interactive - dzięki zgrabnie poprowadzonej fabule i poruszaniu ciekawych problemów - absolutnie nie może być nazwana wtórną.
Akcję gry osadzono na księżycu Jowisza, Europie. Ava Turing - bohaterka - zostaje tam wysłana, by zbadać stację badawczą, z którą urwał się kontakt. Korzystając z rad i wsparcia sztucznej inteligencji imieniem Tom, musimy przebrnąć przez serię zagadek, po drodze szukając śladów zaginionych naukowców.
Napotykane po drodze problemy obracają się wokół zasilania - specjalny pistolet pozwala wyciągać energię z paneli otwierających drzwi czy napędzających wyposażenie i przekazywanie ładunku do innych urządzeń. By przejść dalej, musimy zazwyczaj po prostu odgadnąć sekwencję, w jakiej należy włączać i wyłączać sprzęt.
Nie uświadczymy zbyt wielu oryginalnych pomysłów czy zagadek, nad którymi spędzimy więcej niż parę minut - zadania mają raczej zająć gracza na dostatecznie długo, by zdążył odsłuchać całą rozmowę między Avą a Tomem, niż stanowić prawdziwe wyzwanie.
Najciekawiej prezentują się opcjonalne zagadki, odblokowujące dodatkowe szczegóły historii i przybliżające perypetie zaginionego zespołu, bowiem dopiero tutaj twórcy zachęcają do nieco mniej szablonowego myślenia. Wykorzystanie praw fizyki w jednej z łamigłówek było dość ciekawą odmianą od przerzucania kul energii, do którego sprowadza się większość zabawy.
The Turing Test to jednak przede wszystkim historia, zbudowana wokół dyskusji kobiety i SI. Nie mamy do czynienia z zimną, obojętną na los ludzi maszyną, a bohaterka też nie jest niechętna komputerowej logice. Dwójka postaci uzupełnia się nawzajem, a Tom pełni raczej funkcję mentora i towarzysza, a nie antagonisty. Łatwo jest zrozumieć i nawet zgodzić się z perspektywą maszyny, zgrabnie argumentującej dlaczego pewne decyzje są lepsze niż te sugerowane przez Avę.
Największą wadą fabuły jest to, że zbyt szybko możemy dotrzeć do jej rozstrzygnięcia. Już w ciągu pierwszej godziny twórcy rzucają poszlaki wskazujące, co mogło się stać z zespołem, a z nieco bardziej ukrytych informacji możemy wręcz wprost dowiedzieć się, co czeka nas na końcu. W grze opartej o eksplorację, w której wręcz zachęca się nas do czytania każdej notatki, oglądania rzeczy osobistych załogi i odsłuchiwania dzienników załogi, takie zdradzanie tajemnic trudno uznać za dobry pomysł.
Odpowiedni dobór filtrów i oświetlenia sprawia, że The Turing Test prezentuje się fantastycznie. Przecinające ekran wiązki światła, skrawki naturalnego środowiska Europy, które oglądamy na początku i w środku gry sprawiają, że przyjemnie patrzy się na ekran. Niestety, elementy te to raczej wyjątki od niemal sterylnych, białych pomieszczeń, w których spędzamy większość czasu.
Do produkcji Bulkhead Interactive warto usiąść dla dobrze zrealizowanej fabuły i okazji do posłuchania nieźle zrealizowanych dialogów. Nieco mniejszą wartość ma logiczna strona rozgrywki - w porównaniu z najciekawszymi przedstawicielami gatunku, zagadki w The Turing Test są co najwyżej rozgrzewką.