Skip to main content

Red Dead Redemption daje radę nawet dzisiaj, ale zwykły port to za mało

Jak gra sprawdza się na Switchu i PlayStation.

OPINIA | Trzynaście lat temu z wypiekami na twarzy biegłem do domu z kopią Red Dead Redemption na Xboksa 360, mając zarezerwowane kilka dni na westernową przygodę. Wtedy losy Johna Marstona zrobiły na mnie tak kolosalne wrażenie, że po kilku latach znów przeżywałem jego historię, tym razem na PS3. Nie przypuszczałem, że jeszcze kiedyś wrócę do tej gry.

A jednak, po zapowiedzi Red Dead Redemption na PlayStation 4 i Nintendo Switch wróciły wspomnienia i postanowiłem sprawdzić wersję dedykowaną tej drugiej platformie - choć na PlayStation 5 też grałem, ale o tym później.

Drugiej takiej gry na Switcha nie ma. Wielki western na małym ekranie

Wiecie już doskonale, że port Red Dead Redemption nie spełnił oczekiwań graczy. Nie dostaliśmy 60 klatek na sekundę, nie ma trybu multiplayer czy widocznych ulepszeń jakościowych. Jednak podobnych gier jest na Nintendo Switch jak na lekarstwo, a ja właśnie takich szukam. Tutaj rozmach, narracja i klimat wysuwają się na pierwszy plan. Choć to tylko port kilkunastoletniej gry, to rozgrywka nie zestarzała się tak bardzo, a łapanie bandytów na lasso pędząc na wiernym rumaku wciąż dostarcza mnóstwo frajdy.

Po 13 latach efekty pogodowe ponownie zapierają dech w piersiach i wyglądają świetnie na małym ekranie

Owszem, są aspekty, które aż prosiły się o poprawę i najbardziej doskwierały mi podczas zabawy. Przestarzałe sterowanie i czasami komiczne ruchy bohatera powinny być na szczycie listy rzeczy do ulepszenia, podobnie jak leciwe przerywniki filmowe czy tylko trzy miejsca na zapis stanu - w tak ogromnej grze to zdecydowanie za mało. Na szczęście przygody Johna Marstona mają wiele innych pozytywów, które nawet po latach przyciągają do gry jak magnes.

Pełna napięcia narracja i wciągający świat nawet w 2023 roku zasługują na komplementy. Postaci są genialnie napisane (Marston, świr Seth, Bonnie MacFarlane, szeryf Johnson) i z pewnością zapadną w pamięci nowym graczom. Fabuła też nie pozwala się nudzić, co rusz zaskakując ciekawymi wątkami. Odbijanie pędzącego pociągu z rąk bandytów, zasadzki z użyciem dynamitu, szturm na Fort Mercer czy niegościnne powitanie na meksykańskiej ziemi to ponadczasowe misje.

Bandyci i dzikie zwierzęta to nie wszystkie zagrożenia, jakie stają nam na drodze

Jestem też pod dużym wrażeniem efektów pogodowych (zachody słońca, burze, noc z księżycem w tle), które po ponad dekadzie od premiery wciąż wyglądają majestatycznie. Malownicze zakończenia dnia, strzelaniny w spalonych słońcem meksykańskich dolinach czy podróż przez wielki kanion w czasie wyładowań atmosferycznych stały się niezapomnianymi wirtualnymi przeżyciami. W tym aspekcie Rockstar wyprzedził czasy Red Dead Redemption, więc nawet dzisiaj wygląda to dobrze.

RDR na PlayStation zasługuje na więcej. Warto jednak zagrać

W ten klasyczny western grałem też na PlayStation 5, ale na wielkim ekranie bardziej niż na Switchu zaczęły przeszkadzać mi leciwe cutscenki, mała ilość detali w lokacjach czy niesławne 30 FPS. Wysoka rozdzielczość i wspaniałe efekty pogodowe to nie wszystko, bo 60 klatek na sekundę powinno być standardem. Na tle Red Dead Redemption 2 - które miało być w oczach fanów wzorem rzekomego remake'u - RDR1 w oryginalnej wersji wypada po prostu dość słabo.

Meksyk, mocne charaktery i poker to niebezpieczna mieszanka

Mimo wszystko gracze mający za sobą perypetie gangu Dutcha van der Linde, które pokazano w prequelu, powinny dać szansę starszej produkcji - jeśli jeszcze tego nie zrobili. Dodatek „Undead Nightmare” z umarlakami będący w pakiecie również nie zawodzi i działa płynnie w stałych 30 FPS, co w starciach z liczniejszymi grupami przeciwników powinno cieszyć. Bardziej rozrywkowa forma zabawy jest doskonałym bonusem po ukończeniu głównego wątku.

Małym, ale znaczącym plusem jest też polska wersja językowa (napisy), która wypada solidnie i nie zawiera głupich wpadek, co po niechlujnej rodzimej lokalizacji w The Callisto Protocol wcale nie było takie oczywiste. Teraz długie rozmowy z napotkanymi postaciami i czytanie artykułów w gazetach nabierają rumieńców.

Recepta na wirus zombie? Garść ołowiu

Port Red Dead Redemption to ukłon w stronę graczy, którzy ukończyli prequel i chcieliby poznać dalszą część historii. Niestety zwykły port w czasach remasterów i remake’ów to dziwna decyzja - tym bardziej że cena nie jest adekwatna do proponowanej zawartości i brakuje trybu multiplayer. Z drugiej strony western z tak bogatą narracją i wciągającym otwartym światem to prawdziwy diament nawet dziś. Ja polecam, ale musicie się zastanowić, czy nie poczekać na promocję.

Zobacz także