Redakcyjne środy: Scena, która wycisnęła łzę z oka
Czy gry mogą wzruszać?
Uwaga na spoilery!
Niniejszy artykuł zawiera spoilery i szczegóły zakończenia następujących gier: Half-Life 2, To the Moon, Call of Duty: Modern Warfare 3, Mass Effect 3, The Walking Dead, Mafia 1, Ni no Kuni, Spec Ops: The Line, Another World.
*
Karabiny, bomby, huk granatu - podążamy przed siebie i strzelamy, wszak cóż lepszego można robić w grze wideo? A jednak, nawet tam, gdzie jest czysta rozrywka, może pojawić się interesujące przesłanie czy pełne emocji zakończenie.
Czy jakakolwiek gra naprawdę potrafiła nas wzruszyć? Może nawet gdzieś pod powieką pojawiła się łza, może delikatnie spłynęła policzkiem?
Jeden temat kontra redakcja i czytelnicy. W poprzednim tygodniu wspólnie zastanawialiśmy się nad najciekawszym zadaniem pobocznym w grze RPG.
Dziś spróbujemy przypomnieć sobie scenę, która wycisnęła łzę z oka.
Żaden z nas nie zna wypowiedzi kolegi. Oczywiście, tradycyjnie zapraszamy do podzielenia się własnym spostrzeżeniami i przemyśleniami w komentarzach.
Jeśli macie pomysły na kolejne „Redakcyjne środy”, także zachęcamy do pozostawienia propozycji.
*
Byłem przekonany, że perfekcyjna w każdym calu historia, będzie miała odzwierciedlenie w równie fantastycznym finale. Nie myliłem się, chociaż nie sądziłem, że będę zmuszony strzelać do dawnych przyjaciół. Był to dla mnie jeden z tych momentów, gdzie jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że to tylko gra, a jednocześnie nie chciałem naciskać spustu. W głowie kłębiło się mnóstwo pytań: czy naprawdę musiało się tak stać? Czy Tommy nie miał innego wyboru? Czy...?
Istnieje niewiele gier, które zmusiły mnie do tak głębokich, jak w przypadku Mafii, przemyśleń. Prawdziwy finał gry miał miejsce wraz z podjechaniem czerwonego krążownika szos. To zabawne, że mała pomyłka, odwrócenie się na wspomnienie starego nazwiska wystarczyło, aby otrzymać śmiertelny strzał z obrzyna. Wsypanie całego gangu Salieriego pośród sądowych ław, wymagało od Tommy'ego wielkiej odwagi. Brakuje mi tak mocnych zakończeń i rewelacyjnych historii w dzisiejszych grach. Może przyniesie je Mafia 3?
*
Scenę jego śmierci wspominam do dziś. Nie chodzi nawet o sam fakt, że Eli został zamordowany, ale bardziej o okoliczności. Wszystko wydarzyło się nagle, uczucia satysfakcji i zadowolenia z końcówki Epizodu Drugiego nagle zderzyły się z wielkim zaskoczeniem. Napięcie, dramat, panika, a w końcu ogromna niepewność - co będzie dalej? Smutek nie do opanowania.
Valve, nie możecie tak tego zostawić. Half-Life 3 musi powstać. Po prostu musi.
*
Być może to z powodu ówczesnego wieku, może z racji niezwykłej filmowości platformówki, a może - znów - z powodu tego, że wiele rzeczy rozgrywa się w naszej wyobraźni.
Gdy opowieść zmierza ku końcowi, czas zatrzymuje się w miejscu. Ponownie ratuje nas niezmordowany obcy - przyjaciel - ale tylko na chwilkę. Teraz wszystko zależy od nas. I gdy już jesteśmy na szczycie, gdy już jesteśmy niemalże wolni, padamy nieprzytomni, kilka kroków od celu.
Przyjaźń to nie słowa, a Another World jest grą o przyjaźni właśnie. Tej bez słów, gdzie liczą się czyny i prawdziwe oddanie drugiej osobie.
Nasz obcy przyjaciel znów przychodzi nam z pomocą. Podnosi nas i wspólnie odlatujemy, pozostawiając za sobą wspaniałą przygodę. Piękny i wzruszający obraz. Nigdy go nie zapomnę.
*
Thane Krios niestety cierpiał na śmiertelną chorobę - Syndrom Keprala - która dotykała liczną część jego rasy (Drell). Pod koniec trylogii Thane wymaga już stałej opieki medycznej i nie może wesprzeć Sheparda w ostatecznym konflikcie. Udaje mu się jednak zapobiec atakowi na członków Rady, ale zostaje przebity ostrzem agenta Cerberus - Kai Lenga.
Nie udaje się zapewnić dostatecznej ilości krwi drellów w szpitalu i zostaje nam jedynie pożegnać się z towarzyszem. Odwiedza go również jego syn Kolyat, który razem z nami odmawia modlitwę do bogini łowów Amonkiry, a Thane po ostatnich słowach zasypia na wieki.
Zdarzyło mi się już kilka razy widzieć tę scenę (w różnych drobnych modyfikacjach zależnych od decyzji gracza) i za każdym razem nie mogłem powstrzymać napływu łez. Jest w niej coś niesamowicie pięknego i czystego, a zarazem przepełnionego żalem - nawet najwięksi zabójcy nie obronią się przed absolutem. Piękne.
*
Do samego końca wahałem się, czy wybrać wstęp do najnowszej gry studia Naughty Dog, The Last of Us, czy może zakończenie The Walking Dead od Telltale Games, które niedawno skończyłem. Policzyłem jednak łezki, zebrane podczas obu tych sytuacji. Zwyciężyło to drugie.
Domyślałem się, jak skończy się przygoda Lee Everetta i małej Clementine już na samym początku. Końcówka czwartego epizodu przygody potwierdziła moje domysły. Wiedziałem. Po prostu wiedziałem - skwitowałem wydarzenie. Westchnąłem i zacząłem piąty rozdział. I zaczęło się.
Tak jak do wielu rzeczy podchodziłem obojętnie, tak ostatnie chwile spędzone z głównymi bohaterami The Walking Dead mnie złamały.
Dopiero w ostatnich minutach poczułem, że nie chcę, by tak to się skończyło. Chcę tam dalej być. Chcę dalej opiekować się...
Po policzkach płynęły mi strugi łez. To chyba pierwsza gra, która pozwala przeżyć tak intymny moment, nie zabierając graczowi kontroli - do samego końca sami decydujemy jacy jesteśmy, jak chcemy wszystko zakończyć.
A potem napisy końcowe i jeszcze bardziej wzruszająca nuta. I kolejne łzy.
Będę za Tobą tęsknił, Clem.
*
W grze wcielamy się w dwójkę nietypowych doktorów, którzy posiadają możliwość wchodzenia we wspomnienia umierających osób. Po co? Aby umożliwić im „przeżycie” swojego życia na nowo w celu spełnienia największych, ukrytych marzeń.
Jedną z takich osób jest leżący na łożu śmierci starzec imieniem Johnny. Odkrywanie poszczególnych fragmentów jego życia i próba ich zmieniania stanowi wspaniałą przygodę, w której tragizm przeplata się ze wzruszeniem, śmiechem i miłością.
Czytając opisy filmów, książek czy gier, w których przewijają się slogany o „historiach przepełnionych miłością, przyjaźnią i zaufaniem” jakoś nigdy nie daję im wiary. Stanowią dla mnie zwyczajny marketingowy chwyt, a w rzeczywistości często nie potrafią pokazać prawdziwych uczuć i emocji.
To the Moon jest pod tym względem wyjątkowy. Pomimo skromnej oprawy cudownie pokazuje najpiękniejsze ludzkie doznania często targane prozą trudnego, codziennego życia. W ten tytuł się nie gra, tylko się go przeżywa. I nawet najwięksi twardziele pękną, kiedy w kluczowym momencie usłyszą wspaniale wykonaną, wzruszającą muzykę. Już samo wspomnienie o tej produkcji sprawia, że rozglądam się za chusteczkami.
*
Sympatyczny Szkot towarzyszył osobom, które nie mają jeszcze dość kampanii fabularnych w Call of Duty, od pierwszego Modern Warfare z 2007 roku. W Johna wcielaliśmy się niemal w całej grze, a później także w końcówce Modern Warfare 2, z fantastycznym zakończeniem z generałem Shepherdem włącznie.
Tymczasem Activision skomplikowało sprawę w Modern Warfare 3. Dynamiczny pościg za Makarovem kończy się śmiercią bohatera, w atmosferycznej scenie z inną ikoną serii - Price'em. „Przepraszam” - tylko tyle zdołał wydusi z siebie kapitan. Kto tu kroi cebulę?
Bez względu na opinie graczy na temat „coroczności” serii czy zacofanie techniczne, twórcom Call of Duty trzeba oddać honor - po tylu latach nadal potrafią stworzyć niesamowite, filmowe „doświadczenie”, jak to mówią sami deweloperzy. Co roku wydaje mi się, że nic mnie już nie zaskoczy, ale Infinity Ward i Treyarch nadal dają radę. Tylko dlaczego Soap?
*
Jego mina, krzyk i rozpacz... Szczególnie gdy dociera do niego, że mógł przyczynić się do jej śmierci. Cóż, kto by się nie wzruszył dramatem tego uroczego dziecka?
Mocna scena, wyciskacz łez, jakich - tak myślę - za mało jest w dzisiejszych super produkcjach za setki milionów dolarów. Szczera i autentyczna, i mimo wszystko nieprzepełniona patosem historia Olivera na długo zapadnie mi w pamięć.
Więcej takich chwil spędzonych w wirtualne rzeczywistości, bym sobie życzył.
*
Pod koniec gry uświadamiamy sobie, że wiele zdarzeń podczas wędrówki przez Dubaj nie przebiegło do końca tak, jak nam się wydawało, a do Walkera zaczynają docierać pewne rzeczy, które dotychczas skrzętnie ignorował.
Żadna chyba gra nie zmusiła mnie do zrobienia rachunku sumienia w związku z paskudnymi rzeczami, które w niej popełniłem. Było to coś... świeżego. Muszę przyznać, że wiedząc wszystko, czego się dowiedziałem i patrząc na sytuację, w jakiej wylądowałem, niezbyt wiedziałem, co zrobić na widok żołnierzy, którzy po mnie przyjechali.
*
A Ty? Czy jest jakaś wzruszająca scena, którą pamiętasz z gry wideo?