Redakcyjne środy: Najbardziej zadziwiająca lokacja w grze wideo
Plus wyniki ankiety sprzed tygodnia.
Jeden temat kontra redakcja i czytelnicy - poznajemy się! W ubiegłym tygodniu wspólnie zastanawialiśmy się nad grami jesieni. Teraz czas na kolejne arcytrudne wyzwanie intelektualne: „Najbardziej zadziwiająca lokacja w grze wideo”.
„Lokacja?!” - już słyszymy te pytające głosy purystów językowych. „To pojęcie jest używane niepoprawnie! Obszar, miejsce, plansza, etap, ale nie lokacja.” A jednak - nic tak piękniej nie oddaje natury rzeczy, jak właśnie słowo lokacja - używamy go więc z premedytacją i godnym powagi poszanowaniem języka.
Lokacje w grach są różne. Ukryta jaskinia z potworami, dwuwymiarowa platforma z pięknym widokiem w tle, tajne laboratorium albo niekończące się pustkowia Dzikiego Zachodu. Wybrać jedną jedyną to nie tylko ciężka próba, ale i zadanie przykre - jest przecież tyle wspaniałych miejsc, które pozostaną w naszej pamięci na długo.
A Ty? Czy jesteś w stanie wybrać jedną, najbardziej zadziwiającą lokację z gry wideo? Podziel się swoim przeżyciem w komentarzach pod tekstem - mile widziany obrazek lub fragment z YouTube'a.
Zaczynamy!
PS. Na końcu znajdują się wyniki ubiegłotygodniowej ankiety oraz najciekawsze z Waszych wypowiedzi.
*
Było to całkiem niedawno, bo na początku 2008 roku. Wtedy miałem pierwszy kontakt z Mass Effect. Może się to wydawać zabawne, ale cały mój ogólny zachwyt nad tym wspaniałym uniwersum przyćmiła jedna wycieczka w lokację, o której marzyłem jako dziecko.
Zawsze chciałem stanąć na Księżycu i spojrzeć na Ziemię z tej kompletnie innej perspektywy. Wylądowałem M35 Mako na powierzchni naszej naturalnej satelity i zamiast wykonywać misję poboczną, ja jeździłem dookoła spełniając wizję, którą trzymałem tylko w swojej wyobraźni.
Wjechałem na jedno ze wzniesień, wysiadłem moją drużyną na zewnątrz, przeszedłem kilka kroków i spojrzałem na naszą planetę. Piękna, spokojna i jeszcze bezpieczna. Czułem pewien rodzaj spełnienia drobnego chłopięcego marzenia i satysfakcję. Wracam tam czasami, gdy mi smutno. Trzymam cały czas ten jeden zapisany stan gry z wizytą na Księżycu.
*
Mroźna zima, rok 2001. Agent DEA - niejaki Max Payne - wyrusza na stację Roscoe Street, by spotkać się ze współpracownikiem. Coś jest jednak nie tak. Person jest opustoszały, a już pierwszym pomieszczeniu znajdujemy ciało strażnika. Później akcja już tylko się zagęszcza - podziemna stacja okazuje się być miejscem napadu na bank. Max wskakuje do kolejki i rusza, by - w zwolnionym tempie - odstrzelić kilku mafiosów. No i te ślady po kulach na glazurze... Kto tego nie pamięta?!
Ja pamiętam początek gry bardzo dokładnie. Z pewnością nie jest to jednak zasługa tylko samej lokacji. Wychodzę z założenia, że nawet najciekawsze miejsce jest niczym, jeśli sama gra nie budzi pozytywnych emocji. Również Roscoe Street nikt by dzisiaj nie pamiętał, gdyby nie fakt, że pierwszy Max Payne był grą wybitną (podobnie zresztą jak druga część).
Opisywane tunele metra są zresztą tak charakterystyczne, że zostały odtworzone w jednym z DLC do Max Payne 3 - jako mapa w trybie dla wielu graczy. Jeszcze ciekawszą wersję lokacji przygotowano na potrzeby filmu „Max Payne”, a w samej scenie w metrze nie zapomniano nawet o wyeliminowaniu dwóch narkomanów.
*
Wówczas byłem tak zakochany w tym tytule, że znałem każdy zakamarek bazy na Shadow Moses jak własną kieszeń. Żadne przejście, strażnik czy sztuczka z kartonem nie była mi obca.
Dlatego powrót na tę wyspę w Metal Gear Solid 4: Guns of the Patriots stanowi dla mnie rzecz wyjątkową.
Czas zmienił to miejsce, ale ślady, które tam zostawiłem jako Solid Snake pod koniec 1999 roku wciąż widać. Czy to lądowisko, na którym po raz pierwszy spotykamy się z rosyjskim helikopterem typu Hind-D, czy też jego wrak; wnętrza budynków, na przekradaniu się przez które schodziły mi całe godzin, czy muzyka w tle - wszystko to sprawia, że w oczach pojawia się łezka.
Wisienkę na torcie stanowi wprowadzenie do lokacji, którym jest... w pełni grywalny, oryginalny Metal Gear Solid! Choć ograniczony do sekcji wspomnianego lądowiska.
Miejsce to stanowi swoisty tunel między tym, co było, a tym, co jest - prawdziwa podróż w czasie. To zdecydowanie najbardziej zadziwiająca lokacja, jaką odwiedziłem w grze.
*
Gaj Druidów jest niczym enklawa - kontrastuje z bagnami swą wspaniałością i harmonią, gwarantuje bezpieczeństwo i spokój. W trakcie gry wiele razy po prostu spacerowałem po tym niewielkim skraju, wręcz czując przepływającą przeze mnie magię i wyjątkowość chwili.
To jest lokacja, którą doceniamy ze względu na jej naturę, na sposób realizacji. Obraz łączy się harmonijnie z dźwiękiem, ale istotą pozostają emocje, które wiążą nas z tym miejscem. Przyznam, że zrobiło to na mnie kolosalne wrażenie. Nie mniejsze, niż poznana na miejscu, cudna Morenn (patrz poniżej).
Jest więcej tego typu zadziwiających lokacji w innych grach komputerowych. Wybrałem Wiedźmina, ponieważ na odbiór sceny wpłynęły także emocje, które towarzyszyły całej grze - nadzwyczajna sytuacja, kiedy obrazy wykreowane w trakcie lektury powieści nagle ożywają na ekranie. I są naprawdę piękne.
*
Przed premierą Half-Life 2 starałem się oglądać jak najmniej trailerów i nie czytać zbyt wielu informacji prasowych. Być może dlatego City 17 zrobiło na mnie tak ogromne wrażenie. Budynki łudząco podobne do tych, które mijamy codziennie, a dodatkowo motywy zaszczucia i państwa policyjnego. Pierwsze kroki w tym miejscu stawiałem ostrożnie, w ogóle nie korzystając ze sprintu. Oszołomiła mnie przeszywająca do szpiku kości atmosfera miasta.
Dziś mam wrażenie, że gdyby City 17 było wtedy miastem wolnym, nawet bym go nie zapamiętał. Stało się jednak inaczej. Dzięki produkcji Valve choć na chwilę miałem okazję poczuć się zagubionym, stłamszonym i pragnącym wolności człowiekiem, a wszystko to w kadrach jakże znanych każdemu mieszkańcowi Europy Wschodniej.
*
Różnorodność, kompletna odmienność od Azeroth, mnóstwo tajemniczych miejsc i zjawisk, to wszystko naprawdę mnie urzekło. Wydaje mi się, że duża część graczy WoW-a wspomina ten „kosmiczny kontynent” podobnie.
Outland to tak naprawdę kolorowa mieszanina drastycznie odmiennych terenów. Są tam zielone pola, pustynne czerwone pustkowia, skaliste góry, a w jednym miejscu trafiamy nawet na szklaną kopułę, pod którą znajduje się dżungla z dinozaurami. Dodatkowo, na urok tej krainy wpływa niesamowita historia, jakiej jesteśmy świadkami wykonując fabularne zadania.
Niektórzy weterani MMO od Blizzarda krytykują Outland za brak tematu przewodniego, zbytnią chaotyczność, twierdząc, że jest „bezsensownym zlepkiem dziwnych pomysłów”. Ja deweloperom dziękuję, że stworzyli lokacją tak wyjątkową, w której można poczuć się jak w kalejdoskopie.
*
Gdy rozmyślam nad pracami grafików i programistów na myśl przychodzi mi tysiące obrazów - od pięknych krain fantasy, poprzez rozbudowane bazy na Marsie znane z DOOM-a i cudownie odwzorowane miasta w Assassin's Creed, kończąc na postnuklearnych pustkowiach z Fallouta.
W mętliku, jaki powstał w mojej głowie, szczególnie mocno przebija się jedna nazwa - Rapture. Podwodna metropolia znana z BioShocka zachwyciła mnie od samego początku i to pod każdym możliwym względem. Sam widok ogromnego miasta leżącego na dnie oceanu sprawia niesamowite wrażenie, jednak dech w piersiach zapiera dopiero kryjąca się w budynkach historia.
Nie umiem wskazać jednego, konkretnego pomieszczenia czy lokacji w Rapture. To nietypowe miasto jest dla mnie jednolitym organizmem odzwierciedlającym w pewien sposób naturę człowieka. Założeniu metropolii towarzyszyły bowiem wzniosłe i szlachetne idee ludzkiego rozumu. I kiedy wydawało się, że utopijna kraina jest już na wyciągnięcie ręki, nagle wszystko runęło.
Odkrywanie historii podwodnego miasta i jego mieszkańców to niepowtarzalna przygoda oraz niesamowite doświadczenie dla oczu, uszu i umysłu. Rapture jest po prostu majstersztykiem, który z chęcią odwiedzam po dziś dzień.
*
Nicość. Oślepiający blask słońca, żar lejący się z nieba i wszędobylski piasek. Niby banał, bo czym może zadziwić pustynia? A jednak. Lądujemy w miejscu nam nieznanym, jesteśmy zagubieni, a los chciał, że to właśnie te pustkowie staje się początkiem fantastycznej opowieści. Historii w jednej z najbardziej urzekających i oryginalnych gier odchodzącej generacji konsol.
Wydaje się, że tylko przesypujący się przez palce stóp piasek towarzyszy naszemu dzielnemu odkrywcy. Pustynia jest świadkiem jego wzlotów i upadków. Ukazuje przed nim swoje tajemnice, dając nadzieję na przetrwanie i szczęśliwy koniec podróży. Osamotnienie podsycane niesamowitą muzyką oraz ta chwila, kiedy na swojej drodze spotykamy innego zagubionego wędrowca, po prostu wzruszają. I to wszystko na pustyni, będącej w moich oczach wirtualnym dziełem sztuki.
*
Wyniki ankiety z poprzedniego tygodnia
- Najbardziej oczekiwana gra Czytelników: Grand Theft Auto 5 (46% głosów)
- Druga najbardziej oczekiwana gra: Watch Dogs (31% głosów)
Kilka najciekawszych wypowiedzi:
revulsion wybrał GTA V i napisał:
„Świat GTA to istne szaleństwo, tętniące własnym życiem, kierujące się własnymi zasadami, uniwersum pełne niesamowitych i charakterystycznych postaci. To także nieobliczalne misje i rubaszny humor. Nie mówiąc już o niesamowitych smaczkach i wielu tygodniach ich poznawania, dzień po dniu. GTA to matrix świata realnego. Odskocznia od codziennych problemów i możliwość bezkarnego wyżycia się przechodniach z gry. ;)”
szmh wybrał Watch Dogs i napisał:
„Myślę, że Watch Dogs będzie tutaj najlepszym wyborem. GTA V szczyt swoich możliwości osiągnie dopiero na konsolach nowej generacji oraz PC (miejmy nadzieję). A dlaczego Watch Dogs? Dlatego, że to coś nowego; coś, czego nigdy nie było. Ubisoft prawdopodobnie wie, że trzeba szukać nowych rozwiązań, innowacji. Jedyne co im pozostało to wcielić ten pomysł w życie, zrobić to dobrze. Oni zyskają dobrą markę, my dobrą grę.”
wrh wybrał GTA V i napisał:
„Nie będę oryginalny jak napiszę, że ta premiera mrozi mi krew w żyłach. Na kolejną odsłonę GTA czeka się latami, a im bliżej wydania, tym mam większe rumieńce i skoki ciśnienia. Ta seria już na stałe wryła się w moje serce i weszła w krwiobieg. Emocje związane z każdym screenem, zwiastunem, informacją są niezapomniane. Tak już mam, to poprostu GTA...”
Macio25 wybrał Sherlock Holmes: Crimes and Punishments i napisał:
„Wybory moralne, badanie miejsc zbrodni i ładna grafika. Czego chcieć więcej?”
Tromax wybrał South Park: The Stick of Truth i napisał:
„South Parka oglądam od lat, pamiętam jak zagrywałem się w South Park Rally i teraz, mam nadzieje, że - grzecznie mówiąc - The Stick of Truth will blow my mind out of my ass. :)”
Kalten80 wybrał Gran Turismo 6 i napisał:
„Jestem fanem sportów motorowych i gier samochodowych. Gran Turismo 5 mimo kilku niedociągnięć to dla mnie najlepsza gra wyścigowa. Spędziłem z nią mnóstwo czasu. Mam nadzieję, że szóstka zostanie maksymalnie dopieszczona i będę się w nią zagrywał jeszcze dłużej niż w poprzedniczkę. Już nie mogę się doczekać ścigania on-line ze znajomymi. :)”
TheKamiloos wybrał Batman: Arkham Origins i napisał:
„Ponieważ jestem wielkim fanem Batmana. Wierzę, że Warner Bros. Montreal nie zepsuje dzieła Rocksteady i gra będzie umilała mi czas jak poprzednie części.”
Ja007 wybrał DriveClub i napisał:
„Jestem ciekawy, co wymyśli Sony w grze zapowiadanej jako społecznościowa samochodówka. Liczę na tryb bicia rekordów znajomych na poszczególnych trasach. Taki społecznościowy Time Trial.”
Yebisu wybrał Final Fantasy 14: A Realm Reborn i napisał:
„Grałem w betę FFXIV: A Realm Reborn i bardzo mi się podobała. Square włożyło dużo wysiłku, żeby poprawić takie rzeczy, jak interfejs czy system klas, po stabilność gry, która poprzednio, w momencie premiery, cięła nieludzko na high-endowym PC. No i oczywiście będzie można być znowu summonerem, a to chyba najważniejsza zmiana. :)”
Alucard_PPB wybrał Beyond: Dwie Dusze i napisał:
„Zapowiada się świetna, bardzo intrygująca i nieszablonowa historia, a producent przyzwyczaił już do produkcji na bardzo wysokim poziomie, więc raczej nie ma co się martwić o jakość.”
*
Hmm, a Ty? Co lubisz zjeść na obiad?