Skip to main content

Redakcyjne środy: Najciekawsze zadanie poboczne w grze RPG

Małe historie, wielkie wspomnienia.

Jeden temat kontra redakcja i czytelnicy. W poprzednim tygodniu rozmawialiśmy o najbardziej zadziwiającej lokacji w grze wideo. Tym razem rzecz jest nieco trudniejsza: „Najciekawsze zadanie poboczne w grze RPG”.

Ponownie wyzwaniem i sztuką okazał się już sam wybór tego jedynego zadania - wszak ciekawych questów nie brakuje, a każdy z nas zwraca uwagę na inne detale i w nawet najprostszej misji pobocznej możemy znaleźć coś wartościowego dla siebie.

Zapraszamy do lektury i oczywiście do dalszej dyskusji. Czy jest jakieś poboczne zadanie, które spodobało Wam się w sposób szczególny?

*

W przypadkowej jaskini trafiłem na Norda, który opowiedział mi niezwykle smutną historię o poszukiwaniach tajemniczego Sovngardu, siedziby legendarnych bohaterów. Człowiek ten był postacią tragiczną - stracił wszystko, łącznie z zamienionymi w kamień przyjaciółmi, ale nie porzucał nadziei i kontynuował poszukiwania. Poprosił mnie o pomoc, a ja po prostu się zgodziłem, choć nawet nie miałem pojęcia, co mogę zrobić w tej sprawie.

Kilka godzin później, gdy już zapomniałem o spotkaniu z Nordem, trafiłem w pewnym domu na książkę, która zawierała odpowiedź na pytanie zagubionego biedaka. Okazało się, że miejsce, którego szukał przez całe życie, to twierdza w zaświatach, do której trafiają wojownicy po śmierci. Musiałem mu o tym powiedzieć i było mi po prostu przykro.

Niby nic, niby prosta, nieskomplikowana rzecz. Ale zawsze, gdy myślę o The Elder Scrolls, myślę o tego typu misjach pobocznych. Pojawiają się znikąd, nagle, a okazują się interesującymi, małymi historiami i zawsze wyjątkowym doświadczeniem.

Twierdza Sovngard

*

Wchodzimy na pokład. W powietrzu unosi się jakaś tajemnica, a na ręku czujemy gęsią skórkę. Uważnie badamy kolejne pomieszczenia, wymieniając przy tym kilka zdawkowych zdań. Szybko uświadamiamy sobie, że statek pełny jest rozmaitych pułapek, ale wciąż nie ma oznak życia. „Co tu się stało?” Odpowiedzi przychodzą chwilę później. Najpierw w stacji badawczej natrafiamy na terminal z logami lekarza pokładowego.

Dowiadujemy się, że mężczyzna o imieniu Jacob, po tym jak jego mózg został uszkodzony na skutek braku tlenu, wykazuje jedynie podstawowe funkcje życiowe i został podłączony do aparatury podtrzymującej życie. Z logów wynika, że lekarz i kapitan statku postanawiają odłączyć sprzęt. Kategorycznie sprzeciwia się temu Julia - członkini załogi - która popada w silną depresję.

Niemniej, chwilę potem natrafiamy na Jacoba, wciąż podłączonego do działającej aparatury!

Kroczymy dalej, kierując się w stronę dziobu, lecz przemierzając kajuty załogi odnajdujemy kolejny log. To Julia. Jest zdesperowana i gotowa zrobić wszystko, by chronić Jacoba. Ruszamy dalej. Wreszcie docieramy do kabiny pilota. Z pozostawionych zapisków wynika, że kapitan postanowił odłączyć Jacoba w tajemnicy przed Julią. Słyszymy jednak, jak kobieta wdziera się do kajuty i zabija najpierw kapitana, a potem prawdopodobnie całą załogę.

Wychodzimy i nagle spotykamy Julię, która jednak od razu atakuje Sheparda i jego kompanów. Nie mamy wyjścia - musimy zastrzelić kobietę.

Zadanie wydaje się zakończone. Pozostał jednak Jacob. Możemy odłączyć go od aparatury lub pozostawić przy niej na wieczność. Niezwykłe jest to, że bez względu na podjętą decyzję, nie otrzymamy ani punktów Idealisty, ani punktów Renegata. Twórcy nie wartościują, który wybór jest właściwy. To sprawa naszego sumienia. Tak jak w życiu.

Misja „Zaginiony frachtowiec” pojawia się w Mass Effect 1

*

Zwłaszcza, gdy masz możliwość wybrać niewłaściwą osobę i skazać ją na śmierć. Cały ten wachlarz przeżyć znajduje się w zadaniu „To za moją małą” w Fallout: New Vegas. Po dotarciu do małej mieściny Novac możemy w paszczy wielkiego, sztucznego dinozaura spotkać snajpera o imieniu Boone.

W trakcie rozmowy strzelec opowiada, że ktoś z wioski wydał jego żonę na pewną śmierć ugrupowaniu Legion. Naszym zadaniem jest wskazanie tej osoby i przybycie z nią w okolice dinozaura. Po założeniu przez bohatera beretu Boone odstrzeli towarzyszącą nam postać.

I tutaj zaczyna się prawdziwa zabawa. Osób do przesłuchania jest sporo i początkowo trudno wysnuć wnioski, kto może być rzeczywistym winowajcą. Możemy do tego dotrzeć drogą dedukcji lub poprzez przeszukanie okolicy i znalezienie dowodów. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, aby wskazać osobę na „chybił trafił” i podesłać ją Boone'owi do zabicia.

Śledztwo nie jest może szczególnie rozbudowane i długie, ale bardzo ciekawe oraz oferujące kilka interesujących rozwiązań sytuacji. I chociaż od misję ukończyłem kilka lat temu, to nadal mam ją świeżo w pamięci.

W zadaniu „To za moją małą” stajemy się detektywem. Ofiara z góry skazana jest na karę śmierci. Dinozaur nie przebacza.

*

Zadanie poboczne jest wyjątkowo proste i mało rozbudowane, ale mimo to zapadło mi w pamięć. We współczesnych grach zadania poboczne najczęściej polegają na dostarczeniu określonego przedmiotu z punktu A do punktu B lub po prostu na zabiciu określonego przeciwnika.

Niewiele więc trzeba, by zadanie stało się charakterystyczne: wystarczy nieco zmienić podejście, dodać nieco humoru i z pozornie bezsensownego zadania powstaje coś specjalnego, nawet bez popularnych „wyborów moralnych” i wspaniałych nagród. Kto dziś pamięta szczegóły ratowania galaktyki w Mass Effect? Za to Odrina pamięta każdy, o ile zainteresował się poszukiwaniami.

Pochwały należą się także twórcom: za sprytne wkomponowanie pozornie mało istotnego questa w jedno z głównych zadań, co stanowi świetną nagrodę dla gracza, za świetnie podłożony głos Odrina w obu wersjach językowych oraz za uchwycenie nieco słowiańskiego klimatu, choćby tylko poprzez postać pijaka. Trudno się nie utożsamiać z biednym Odrinem.

Zobacz na YouTube

*

Nie chodzi jednak o samo składanie samochodu. Pierwsze, co zrobiłem, to ruszyłem na wycieczkę „nowym” dwuśladem do New Reno. Niestety, nie udało mi się zbajerować tym cacuszkiem przedstawicielek płci przeciwnej, gdyż po powrocie z kasyna okazało się, że ktoś najzwyczajniej w świecie ukradł mój krążownik szos!

Głośno parsknąłem śmiechem - ubawił mnie fakt, że zapomniałem jak dużej wartości może być sprawne auto na pustkowiach. Następnie ruszyłem na poszukiwanie rabusiów. Chłopak kręcący się nieopodal zaprowadził mnie do dziupli, gdzie T-Ray i jego ekipa przetrzymywali moją dziecinkę.

Miałem kilka możliwości rozwiązania tej sytuacji, ale żadna z pokojowych mnie nie interesowała. Nikt nie będzie traktował mojego samochodu jak swojej własności! Ta banda rabusiów przywłaszczyła sobie moje mienie i myślała, że ujdzie im to na sucho? Odstrzeliłem wszystkich złodziejaszków, wsiadłem do machiny i odjechałem w dal... czyli gdzieś w okolice San Francisco.

Do dziś nie kojarzę samochodu w grze komputerowej, do którego byłbym tak przywiązany.

Banda ukradła auto? Banda musi zginąć.

*

Twórcy nie zostawili żadnego drogowskazu z napisem „tędy do wielkiego, nieumarłego smoka”. Najpierw trzeba go znaleźć, a później przekonać się, że nie wszystko jest tak proste, jak w innych grach.

Walkę można bowiem stoczyć na dwa sposoby. Pokonanie Ur-Dragon poza siecią jest bardziej standardowe i po wielu godzinach spędzonych z grą, by do niego dotrzeć, niezbyt trudne. Pokonanie go w sieci, to zupełnie inne wyzwanie.

Dość szybko przekonujemy się, że smok posiada znacznie więcej punktów zdrowia, a my ledwo co mu ich uszczuplamy. Wszystko dlatego, że z tym samym stworzeniem walczą jednocześnie gracze z całego świata.

Każdy cios w jedno z serc Ur-Dragon, choć z naszego punktu widzenia wydaje się niewiele robić, jest tak naprawdę kolejną cegiełką, która przełoży się w końcu do jego upadku.

Walka może trwać nawet kilka dni, a z każdą śmiercią smok staje się coraz silniejszy. Choć nie trzeba grać bez przerwy, osoby zadające ostatnie ciosy otrzymają nagrody nieporównywalnie lepszej jakości niż reszta.

Czy wspomniałem, że ustawiałem budzik, by zadać smokowi jeszcze trochę obrażeń, bo wiedziałem, że padnie późną nocą? Prawdziwie epickie zadanie.

Zobacz na YouTube

*

Z nielichym rozbawieniem wspominać będę quest „Na kacu” z drugiej części Wiedźmina. Po ostrym piciu i hulankach do białego rana, Geralt obudził się prawie bez niczego. Najważniejsze w tym wszystkim było jednak to, że nie posiadał broni.

Pół biedy, że nie ocknął się wieczorem i nie zaatakował go jakiś potwór. Białego Wilka zaczepił jedynie wieśniak, który dał złotą radę - jeśli chce dowiedzieć się, jaki przebieg miał wczorajszy wieczór, powinien udać się do... burdelu. To ci dopiero!

To jednak był dopiero początek wstydu, którym obficie najadł się tego dnia Geralt. Okazało się, że w burdelu wiedźmin szukał wrażeń raczej odmiennych od oferowanych przez przybytek uciech. Dobrotliwe kobieciny miały posłużyć do przetransportowania wesołej ekipy do domów, na własnych grzbietach. Na dodatek okazało się, że Biały Wilk zyskał tatuaż na szyi. Jak to dobrze, że sam nigdy nie miałem przygód takiego kalibru...

Zobacz na YouTube

*

Hej, a Ty? Jaki jest Twój ulubiony quest w grze RPG?

Zobacz także