Redakcyjne środy: Najśmieszniejszy błąd, z jakim spotkałem się w grze
Dłuuuga szyja. I co jeszcze?
Błędy, problemy techniczne i śmieszna fizyka - wszystko to spotykamy w grach wideo. Czasami, pochłonięci fabułą lub wciągnięci w walkę, nawet nie zauważamy, że coś jest nie tak, że świat został skrzywiony niczym pamiętna łyżka w Matriksie.
Czasami jednak, szczególnie w mniej widowiskowych momentach, pojawiają się błędy, które dostrzegamy od razu - często nas śmieszą, często też irytują, psując odbiór lub też - jak to się ładnie dziś mówi - immersję.
Jeden temat kontra Czytelnicy i Redakcja! Poniżej kilka przykładów, wprost z naszej pamięci, lecz z pewnością każdy z Was zna wiele innych. Zachęcamy więc do wrzucania obrazków i filmików w komentarzach. A co tam - pośmiejmy się razem!
Wszystkie redakcyjne środy znajdziecie tutaj, a tymczasem zaczynamy!
*
Przemierzając ulice Bostonu natrafiłem na pracownika fizycznego, który wbijał młotkiem gwoździe umacniające drewniany budynek. Problem w tym, że postać stała na środku ulicy, opierała się ręką o niewidzialną ścianę i przybijała niewidoczny gwóźdź w budynek widmo!
Cały ten obraz przypominał jakiś dziwny występ pantomimy. Skoro do podstawowych trików mima należą: „przeciąganie liny”, „zamknięcie w niewidzialnym pudle”, to czemu i nie pokaz w stylu „budowa niewidocznego domostwa”?
Zdążyłem nawet całe zajście udokumentować telefonem komórkowym, co możecie zobaczyć poniżej.
*
Medal of Honor: Wojna na Pacyfiku. Końcówka 2004 roku. Całkiem sympatyczna, widowiskowa strzelanka. I ten Japończyk - samobójca. Przemierzałem skąpany we mgle las. Rozglądałem się i za pewną drewnianą chatką natrafiłem na objuczonego jegomościa. Stał, równiutko, po żołniersku. Nie reagował na moją obecność. Zacząłem skakać przy nim, machać bronią, wreszcie posłałem pół magazynka. Nic.
Po krótkie zabawie - przy sporym śmiechu - ruszyłem dalej w busz. Nagle słyszę krzyki, odwracam się: leci do mnie pan wesoły, co to przed chwilą stał jak posąg, i strzela na oślep. Cóż poradzić, że w szczególny sposób zapamiętałem tę dziwaczną scenę.
Może dlatego, że w Wojnie na Pacyfiku więcej było dziwów i magii. Raz nawet na polu walki chyba pojawił się Gandalf, bo przedmioty unosiły się, niczym zaczarowane, a wraz z nimi nawet wrogowie.
Za marną jakość przepraszam - wygrzebałem z najstarszego, dyskowego archiwum.
*
Zwłaszcza ten ostatni element zapada w pamięć. „Awaria” szkieletu powoduje, że modele stają się dziwacznie powyciągane i poruszają się w niestandardowy sposób, co często jest materiałem jakby żywcem wyciągniętym z horrorów.
Na swój sposób problem rozwiązali twórcy ze studia Volition w Saints Row 4. Seria słynie z humorystycznego podejście i nie inaczej jest w najnowszej odsłonie. Myślałem, że mam do czynienia z błędem, gdy po raz pierwszy zobaczyłem jeżdżące do góry pojazdy i demoniczne modele postaci. Ba! Zresetowałem nawet grę, by pozbyć się problemu.
Zdziwiłem się, gdy nawet taki zabiegł nie pomógł. „To jakiś poważny błąd!” - krzyczałem w myślach. Okazało się jednak, że dałem się po prostu nabrać na żart programistów, a postacie zostały celowo „zepsute”, co zresztą idealnie wpisuje się w wizję świata - symulacji komputerowej.
*
Kobietę osła można było odnaleźć we wczesnych wersjach gry. Nie tylko miała głowę tego zwierzęcia, ale również identycznie ryczała. Co więcej, główny bohater mógł ją złapać na lasso, a nawet ujeżdżać. Nie wiem, czy były to pozostałości zabawy grafików, jednak efekt tak czy owak daje do myślenia.
*
Istotnym elementem The Elder Scrolls V: Skyrim, jak pewnie wiecie, są smoki. W pierwszych godzinach rozgrywki zachwycałem się tymi majestatycznymi stworzeniami, obserwując je z daleka. Później jednak, przyzwyczaiłem się do nich, nie były już niczym specjalnym. Do czasu ostatecznej walki z Alduinem.
Finałowe starcie miało być poważnym wydarzeniem, pełnym napięcia, poczucia niebezpieczeństwa. Bardzo trudno jednak było powstrzymać śmiech, widząc Pożeracza Światów... latającego tyłem. Trochę przeszkadzało mu to w walce, a sposób, w jaki zawracał, był szczególnie imponujący. Co ciekawe, od tamtej chwili, aż do oficjalnej aktualizacji gry, wszystkie smoki zachowywały się tak samo.
Do dziś żałuję, że nie nagrałem całego zajścia. Podłożyłbym muzykę z Benny Hilla, lekko przyspieszył akcję - byłby z tego hit. Chyba.
*
Dobra, wyjątkiem jest seria Fifa, która niejednokrotnie zadziwiała mnie zachowaniem piłkarzy, głównie po tym, gdy zawodnicy wpadali na siebie z impetem. W ostatnim czasie dość zabawne okazały się również upadki głównych bohaterów z GTA 5 i towarzyszące temu odgłosy plaskania.
Skupić się jednak chcę najbardziej na... grze, w którą nie miałem okazji jeszcze zagrać, a to ze względu na jej xboksowy rodowód. Mowa o Skate 3. Natrafiłem na poniższy filmik, który jest kompilacją kompletnie absurdalnych obliczeń fizycznych. Będę szczery, te osiem minut różnych scen z tej gry rozbawiły mnie do łez, o wiele bardziej niż większość polskich komedii ostatnich lat.
Nie musicie lubić deskorolki, nie musicie nawet lubić gier - po prostu poświęćcie tych kilka minut na obejrzenie latających skejtów, wbijających się w ludzi deskorolek i kuriozalnych fikołków ze schodów. Do mnie, moja desko!
*
Jednakże nie dało się nie uśmiechnąć pod nosem, gdy podczas grania w The Last of Us, Ellie zamieniła się w człekokształtną postać. Siedziała sobie na koniu tuż za Joelem wyglądając wprost przezabawnie. Co i rusz podrywała się w powietrze, niczym napełniony helem balon.
Trzeba przyznać, że choć kontrastowało to z atmosferą grozy, skutecznie psując nastrój, to jednak wspominam ten błąd zawsze z nieskrywaną radością.
*
Gdy wchodziło się naszym żołnierzem w pozycje leżącą, nic nadzwyczajnego nie działo się z perspektywy grającego. To dlaczego wszyscy dookoła płakali ze śmiechu? Może dlatego, że z perspektywy pozostałych graczy wyglądaliśmy jak człowiek z tak długą szyją, że można by nas pomylić z człowiekiem - żyrafą. Ewentualnie żółwiem. Zależy jak na to spojrzeć.
Gdybym nie wiedział, że w grach, a w szczególności betach pojawiają się tego typu kwiatki powiedziałbym, że DICE chciało w ten sposób złożyć hołd japońskiej sztuce animacji (konkretnie 286. odcinkowi „One Piece”).
*
Jednak najciekawsza sytuacja zdarzyła mi się w gildii magów w Balmorze. Miałem właśnie do ukończenia jakieś ważne zadanie i biegłem sobie korytarzem, kiedy niespodziewanie... spadłem. Przez dłuższą chwilę leciałem w dół w szarej, pustej przestrzeni, a następnie przeleciałem przez sufit i uderzyłem o podłogę w miejscu, z którego wyruszyłem. Martwy.