Skip to main content

Redakcyjne TOP 5 Gier 2017: Artur Cnotalski

Niech żyją mniejsze budżety.

Rok 2017 był strasznie dziwny. Valve przebudziło się z trwającego lata zimowego snu, by ogłosić, że pracuje nad szeregiem projektów, a potem ponownie zamilknąć, psując tylko jeszcze bardziej swoją platformę i ogłaszając, że gdzieś na horyzoncie czeka na nas nowa karcianka w uniwersum Doty.

Duzi wydawcy pokazali naprawdę fenomenalnie wyglądające gry, takie jak Shadow of War czy Battlefront 2, by obrzydzić je potem graczom w okolicach premiery mikrotransakcjami - obie produkcje były niesamowicie przyjemne podczas pokazów, a od latania i strzelania w wielkiej gwiezdnowojennej batalii trudno było mi się oderwać na targach Gamescom.

Prey też okazał się świetny

W tej ponurej sytuacji dwie firmy naprawdę stanęły na wysokości zadania - Bethesda zarówno za sprawą Prey'a, jak i Wolfensteina 2, zapewniła mi sporo zabawy, a jeśli wierzyć Mateuszowi, nie najgorsze jest także The Evil Within 2.

Humorystyczna kampania #SavePlayer1 daje nadzieję, że mimo braku oszałamiających wyników sprzedażowych dla nowych gier (a nie zdziwiłbym się, gdyby największym sukcesem tego roku był Skyrim na Switcha), firma jest zdecydowana dalej wspierać i tworzyć duże, ciekawe produkcje bez trybu dla wielu graczy i mikropłatności.

Drugim, znacznie bardziej niespodziewanym „zwycięzcą” tego roku jest Ubisoft, który zrobił niemal wszystko bez zarzutu. Chociaż w obszarze gier sieciowych nic poza Rainbow Six Siege nie wychodzi francuskiemu koncernowi za dobrze, to Mario+Rabbids, nowy South Park i Assassin's Creed Origins są bardzo solidnymi produkcjami, a nadchodzące The Crew 2 zdaje się sugerować, że Ubi nie boi się dłubać w formule istniejących produkcji, jeśli nie wszystko działa jak trzeba.

Zobacz: Ranking Gier 2017 - najlepsze gry roku

Największym zawodem tego roku było dla mnie jednak The Game Awards. Aspirująca do miana „Oskarów gier komputerowych” impreza trwała ponad trzy godziny i była tak przepełniona reklamami, że jedynie część nagród przyznano z należytą pompą, podczas gdy wiele przeskoczono, by zostawić więcej miejsca na promocje z E-Bay i zachęcanie do zamawiania z McDonalda przez Uber Eats.

Przy wszystkich swoich wadach, nagrody Akademii Filmowej więcej uwagi poświęcają celebrowaniu nagradzanych filmów i twórców, podczas gdy tegoroczne TGA przypominało bardziej przecinane reklamami oglądanie trailerów nadchodzących produkcji.

Ale wystarczy już tego podsumowania - pora na moją 5 najlepszych gier roku.


1. Hellblade: Senua's Sacrifice

Hellblade był jedną z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie gier tego roku - zarówno ze względu na wykorzystywaną technologię, jak i historię. Z dużym zainteresowaniem obserwuję, jak rozwijany jest Unreal Engine 4, a oglądanie produkcji, która jest jednym ze szczytowych osiągnięć tego silnika, to przyjemność sama w sobie.

Senua's Sacrifice to świetnie zrealizowana i bardzo dobrze opowiedziana historia, po raz kolejny po DmC i Enslaved pokazująca, jak dobrzy w opowiadaniu za pomocą obrazu są goście z Ninja Theory.

Melina Juergens użyczająca twarzy i głosu głównej bohaterce w pełni zasłużyła na nagrodę dla najlepszego aktora w grze komputerowej, bo serwuje wiarygodną i pełną emocji rolę, jakiej w wielu innych grach można ze świecą szukać.

Niektóre widoki robią ogromne wrażenie

Oczywiście produkcja nie jest bez wad, a sama walka nie sprawia nawet w połowie tyle przyjemności, co przeżywanie opowieści, ale Hellblade jest zdecydowanie grą, obok której nie można przejść obojętnie. Doceniam też fakt, że jednego dnia w październiku twórcy przekazywali przychody ze sprzedaży na organizacje pomagające walczyć z zaburzeniami psychicznymi - wtedy zresztą kupiłem swoją kopię.


2. Everspace

Everspace odhacza wszystko, co lubię - kosmos, gry roguelite i przyzwoite, ale nie przesadzone wyzwanie. Zwiedzanie kolejnych sektorów pełnych wraków po wielkiej wojnie między ludzkością a obcymi, zbieranie zasobów, które pozwolą przejść dalej i dozbroić się na silniejszych przeciwników to zabawa na długie godziny, a ciekawa fabuła dodaje wszystkiemu smaku.

Everspace powala wizualnie. Wszystko, od kosmicznych krajobrazów, przez mgławice czy chmury plazmy, po wizualną stronę kosmicznych starć robi wrażenie i trudno się dziwić, że twórcy dodali możliwość zatrzymania akcji i zrobienia screenshota z dowolnej perspektywy.

To jedna z piękniejszych gier tego roku

Wydany w październiku dodatek zwiększa liczbę przygód i pogłębia nieco rozgrywkę, a tryb hardkorowy jest świetnym rozwiązaniem dla masochistów, którzy lubią, gdy gra ogranicza ich na każdym kroku.


3. Divinity: Original Sin 2

Do momentu premiery pierwszego Divinity: Original Sin nie szalałem przesadnie za grami studia Larian - Ego Draconis było raczej średniakiem, a Dragon Commander, choć bardzo oryginalny, nie przypadł mi do gustu wcale.

Humorystyczny Grzech Pierworodny świetnie sprawdzał się jako gra do kooperacji i dawał radę kiedy graliśmy samemu, ale to „dwójka” pokazała pełnię możliwości studia. Dostajemy poważniejszy ton, świetną walkę, która wykorzystuje żywioły (ale przesadza trochę z ogniem) i naprawdę dobrze opowiedzianą historię.

Sto godzin spędzonych w świecie Original Sin 2 było jedną z najprzyjemniejszych przygód tego roku, a wybory zamykające pewne linie fabularne oraz możliwość rozwiązywania zadań na wiele sposobów sprawia, że chcę usiąść do gry jeszcze raz, być może tym razem w co-opie, gdzie nawet bez fajnego systemu kłócenia się doświadczenie może wyglądać naprawdę inaczej.

W Original Sin 3 poproszę o odrobinę mniej ognia

4. Pyre

Odpalając Pyre miałem sporo wątpliwości - czy naprawdę spodoba mi się sport w w grze RPG? Czy dziwna piłka ręczna zamiast tradycyjnej walki jest dobrym pomysłem? Te myśli zniknęły po jakichś piętnastu minutach spędzonych w magicznym świecie.

Sprytny pomysł na osadzenie gracza w rozgrywce sprawił, że bardzo szybko wciągnąłem się w zabawę i zżyłem z bohaterami. Magia Supergiant Games zadziałała na mnie po raz trzeci.

Z mojej perspektywy to jedna z najbardziej niedocenionych gier tego roku, obok innej produkcji, będącej aliteracją Pyre - Prey. Po Bastionie i Transistorze dostajemy wyraźnie inną produkcję, jednocześnie wciąż mocno nasyconą artystycznym mistrzostwem twórców, doskonale dobierających głosy i styl artystyczny do opowiadanej historii.

Świat Pyre zachwyca pod każdym względem

Zachwyca też Darren Korb, którego soundtrack rzuca na kolana zarówno różnorodnością, jak i dopasowaniem do tego, co dzieje się na ekranie. Muzyczny smaczek, jaki dostajemy na koniec gry, jest zwieńczeniem wszystkiego, co dzieje się wcześniej, a kilka utworów ze ścieżki dźwiękowej Pyre zagościło w moim codziennym życiu i zostanie w nim raczej na stałe.


5. Hand of Fate 2

Hand of Fate 2 na początku trochę mnie odrzuciło - liczyłem, że gra będzie troszkę bardziej wierna oryginałowi pod względem kreowania świata, a tu Rozdający jest znacznie milszy, bohater dużo bardziej dookreślony, a cała przygoda jest znacznie bardziej fabularyzowana niż jedynka, którą kończyłem parę miesięcy przed premierą sequela.

To było jednak tylko pierwsze wrażenie - po spędzeniu z nowym, nieco bardziej poobijanym przez los Rozdającym paru godzin czułem, że wszystko jest na swoim miejscu, a w miarę zbliżania się do celu i odkrywania nowych elementów rozgrywki coraz bardziej doceniałem wprowadzone zmiany.

Hand of Fate jest unikalne - zwiedzamy w nim zbudowane z kart lochy i całe krainy, odkrywamy ułożone w losowej kolejności przygody i staramy się przeżyć wbrew stawianym przez los przeciwnościom.

Rozdający ponownie intryguje

Hand of Fate 2 robi to wszystko i jeszcze więcej, dodając nowe mini-gry, rozbudowując i zmieniając elementy, które były w pierwszej części lekko problematyczne i wreszcie polerując nieco stronę wizualną. Szkoda tylko, że walka wciąż pozostaje tak toporna jak w pierwszej iteracji.

Zobacz także