Skip to main content

Redakcyjne TOP 5 Gier 2017: Łukasz Winkel

Dla każdego coś nowego.

To był bardzo udany rok dla gier wideo. Subiektywne listy mają to do siebie, że wybierając konkretne tytuły czujemy wyrzuty sumienia, że jest tak wiele innych tytułów, które musimy pominąć. Gdybym tylko mógł, to najchętniej zrobiłbym listę 10 najlepszych gier tego roku.

Nie ma jednak takiej możliwości, więc pominę sporo, ale koniecznie muszę wspomnieć o dwóch tytułach. Zupełnie inne od swoich poprzedników Resident Evil 7 oraz The Legend of Zelda: Breath of the Wild to dwie kontynuacje, które eksperymentują z klasyczną konwencją i robią to dobrze.

Tego typu modyfikacje pozwalają odzyskać nadzieję w to, że powracające serie mają coś nowego do zaoferowania. Rok 2017 był również okresem mojego osobistego zawodu. Ukochana seria Mass Effect nie wróciła w blasku i chwale, a technologicznie rozwinięta Andromeda nie oczarowała opowieścią i dopracowaniem, jakiego oczekiwałem.

Na szczęście w tym roku nie można było narzekać na brak ciekawych produkcji. Poniżej znajdziecie wybrane tytuły, przy których spędziłem najwięcej czasu, bądź też grałem krótko, ale do teraz nie mogę zapomnieć jak dobrze się bawiłem.


1. Horizon Zero Dawn

Najmilsze zaskoczenie tego roku. Przygody Aloy okazały się niezwykle przyjemne, a sam świat urzekł detalami i ciekawymi nawiązaniami do tego, jak po wielkiej katastrofie nowe cywilizacje postrzegają relikty przeszłości.

Walka z mechanicznymi potworami jest dynamiczna, skłania do kombinowania i wykorzystywania wszystkich elementów ekwipunku oraz otoczenia, a co najważniejsze - zwycięstwo bardzo satysfakcjonuje.

Polowania to jeden z najlepszych elementów gry

Gdy najpierw skrupulatnie obmyślamy rozkład pułapek, potem przygotowujemy się na najlepszy moment zasadzki, a następnie cały plan się sypie, podczas gdy szybko adaptujemy się do nowych warunków - to zdecydowanie czuć wielką frajdę z rozgrywki i mnogości rozwiązań.

Dodatkowym atutem Horizon Zero Dawn jest fakt, że gra po prostu jest śliczna. Zdarzało mi się znacznie częściej zatrzymać i podziwiać krajobrazy, naturę i życie maszyn niż przychodziło mi to w Wiedźminie 3.

Świat Aloy ma w sobie coś wyjątkowego. Pokazuje, że Ziemia poradzi sobie świetnie, nawet gdy ludzi zabraknie. Nie jesteśmy potrzebni. Właściwie to tylko przeszkadzamy i komplikujemy plany matki natury.


2. Persona 5

Ze światem Persony jestem zaznajomiony dopiero od około dwóch lat. Sam się dziwię, jak mogłem tak długo omijać serię tak wyjątkową. Skrzyżowanie symulatora relacji społecznych z grą jRPG opartą na turowej walce i zbieractwie Person - niczym Pokemonów - jest absolutnie świetne.

System codziennej szkolnej rutyny może się niektórym nie podobać, ale kiedy zrozumiemy już sens tego elementu - i fakt, że rozwiązanie to nie jest banalne - to zdecydowanie można ze spokojem wsiąknąć w grę na ponad sto godzin.

Najbardziej stylowa gra roku

Dodatkowo całość okrasza jest idealnie stylizowaną na anime oprawą graficzną i oryginalną stylistyką - nawet interfejsu. Wszystko tu wręcz krzyczy: „artyzm!”, „styl!”, „szaleństwo!” i jestem w tym absolutnie zakochany. Nie bawiłem się tak dobrze w grze osadzonej we współczesnej alternatywnej rzeczywistości od czasów The World Ends With You na Nintendo DS.


3. Prey

Do zupełnie nowego konceptu gry Prey podchodziłem z pewnym dystansem. Z Jednej strony brakowało mi bardzo oryginalnego pomysłu z pierwszej części, ale z drugiej chciałem dać szansę nowości od studia, które cenię za serię Dishonored. Nowy Prey jest czymś zupełnie innym niż kolejną zwykłą strzelanką.

Kosmiczne tarapaty Morgana Yu stawia na nietypowy dla gier AAA projekt poziomów. Przeciwnicy i zamknięte wrota przestają być przeszkodami, a stają się łamigłówkami do rozwiązania.

Musimy liczyć każdy pocisk, gdyż amunicji jest w grze jak na lekarstwo, więc zaczynamy myśleć, jak wydostać się z tarapatów za pomocą otoczenia. Wykorzystujemy przedmioty, roboty, zmieniamy formę, udajemy turlające się kubki i strzelamy piankowymi pociskami, by wcisnąć guziki poza naszym zasięgiem. Bomba!

Mimiki czają się wszędzie

Dodatkowym atutem jest nieco horrorowa atmosfera połączona ze stylistyką zbliżoną do tej dobrze znanej z zakamarków podwodnego Rapture. Udające nieożywione obiekty Mimiki momentami potrafiły poważnie wystraszyć i doprowadzić do lekkiej paranoi, tak że na każdy przedmiot patrzyło się nieufnie.

Na święta kolega sprezentował mi kubek z tej gry - do dziś z niego nie piłem. To jedyne naczynie w szafce z przyklejoną żółtą kartką z napisem „To nie jest Mimik!”. Takie są efekty zbyt długiego tkwienia w opanowanej przez kosmitów stacji kosmicznej.


4. Assassin's Creed Origins

Egipskie przygody Bayeka to dowód na reinkarnację. Dla wielu fanów seria Assassin's Creed umarła kilka części temu, a film tylko przypieczętował koniec marki. Jak się jednak okazało, asasyn asasynowi nierówny.

Origins tak bardzo zmienia klasyczną formę, że z początku aż trudno się przyzwyczaić. Efekt jednak mija kilka chwil później, gdy już nie potrafimy sobie wyobrazić powrotu, chociażby do stylu walki, który od zawsze wydawał się nudny i rzadko kiedy oferował faktyczne wyzwanie.

Wprowadzenie elementów znanych z gier RPG sprawiło, że Egipt stał się kolejnym po Horizonie światem zbliżonym do Wiedźmina 3 - i to wcale nie jest zarzut, a pochwała za obranie kierunku, który angażuje!

Nie przypominam sobie kiedy ostatnio z taką chęcią podejmowałem się najbanalniejszych zadań i misji dotyczących zwykłych mieszkańców danego świata. W tej grze na serio czuć, że Bayek chce być obrońcą całego Egiptu, a dopiero na drugim miejscu jest jego zemsta.

W końcu angażujący system walki w Assassin's Creed

Sam Egipt jest po prostu przepiękny. Wszystko dookoła żyje, funkcjonuje, a widok z lotu ptaka powala wielkością obszaru, który możemy zwiedzić. Pustynny klimat zawsze był mi bliski i momentami czułem się ponownie jak za czasów pierwszej części Assasin's Creed, gdzie wszystko wydawało się nowe, wyjątkowe. Coś pięknego.

Dodatkowe atrakcje związane z eksploracją piramid i mistyczne wędrówki po mitologii starożytności sprawiają, że moja miłość do serii odżyła na nowo. Nie mogę się doczekać tego, co zaoferuje kolejna część.


5. Hellblade: Senua's Sacrifice

Hellblade to gra, której nie można pominąć - jest pewnego rodzaju eksperymentem na temat zaburzeń psychicznych i trudności funkcjonowania z nimi. Ciągle obecne głosy w głowie, halucynacje i walka z wewnętrznymi demonami to tak bardzo zagęszczające atmosferę elementy, że momentami trzeba robić sobie przerwę od gry.

Twórcom genialnie udało się zastosować kilka zagrywek i sztuczek pokazujących, jak myślimy w pewnych specyficznych momentach i co tkwi głęboko w sercu każdej osoby. Oczywiście poza wszystkimi mrocznymi elementami, obcujemy z naprawdę ciekawie wyglądającą grą w klimatach nordyckich. Przepiękna mimika bohaterki i wyjątkowe krajobrazy sprawiają, że Senua's Sacrifice jest czymś nowym, innym i godnym zapamiętania.

Walka również, mimo początkowej prostoty, okazuje się czymś innym, nietypowym i angażującym. Niekończące się komentarze w trakcie starć świetnie imitują burzę myśli pojawiającą się w sytuacji stresowej i dodają wyjątkowego wyrazu każdej scenie akcji.

Jeżeli ktoś jeszcze nie grał w Hellblade, to zdecydowanie zachęcam, gdyż takich gier jest mało i warto poznać dzieło, które niesie za sobą inne intencje niż tylko zaoferowanie tymczasowej rozrywki. Potrzeba więcej tego typu tytułów, by pokazać, że nie zawsze chodzi tylko o zabawę, ale i możliwość refleksji.

Przygoda w Hellblade jest niepowtarzalna

Tym pouczającym tonem, udając akademickiego profesora, zamykam moje Top 5 tego roku i polecam raz jeszcze każdą z wymienionych gier. Rok 2018 zapowiada się również bardzo ciekawie i nie mogę się już doczekać, co nowego przyjdzie mi poznać już niedługo.

Może zobaczymy w końcu Half-Life 3? Może w końcu dowiemy się, jak wygląda rozgrywka z Death Stranding? Kto wie - 12 miesięcy to sporo czasu i wszystko może się zdarzyć.

Do siego roku!

Zobacz także