Redakcyjne TOP 5 Gier 2017: Marcin Dolata
Kontynuacje i dodatki.
Jak co roku na rynku gier wysokobudżetowych mamy do czynienia z wydawaniem nowych odsłon znanych marek. Jest to bezpieczne podejście do biznesu, jakie preferują światowi wydawcy. Całkiem nowych tytułów jest jak na lekarstwo, ale można tu wymienić warte uwagi For Honor czy też Horizon Zero Dawn.
Jednak czy to źle, że twórcy eksplorują popularne serie, wydając cyklicznie te same tytuły z kolejnym numerkiem? Niekoniecznie, jeśli nowe części są lepsze od swoich poprzedniczek, wprowadzając szereg nowości i usprawnień.
Tak właśnie jest w tym roku. Najnowsze odsłony popularnych marek często oferowały powiew świeżości. Wydawcy zaczęli dostrzegać, że nie mogą w kółko odgrzewać tego samego kotleta. Tym razem postanowili przebić poprzedników, usprawniając istotne elementy, które wcześniej były wybrakowane. Jest więc ciekawiej opowiadana fabuła w Destiny 2 czy nowy system walki w Assassin's Creed Origins.
Nowy Wolfenstein, The Evil Within, Śródziemie, Call of Duty, Divinity: Original Sin czy nawet nasz polski Sniper Ghost Warrior także wprowadziły zawartość, która znacząco wyróżnia je na tle poprzednich odsłon. Nawet krytykowany przez graczy - za system mikrotransakcji - Star Wars Battlefront 2 doczekał się kampanii fabularnej, czego próżno było szukać w pierwszej części.
Obecny rok to również progres w kwestii rozwoju dodatków do wydanych wcześniej gier. Mam na myśli tutaj duże DLC, które albo wprowadziły nowy wątek fabularny, albo znacząco rozszerzyły zawartość podstawowej wersji gry. Nie sposób nie wspomnieć o samodzielnym rozszerzeniu do Dishonored 2, dodatku do Horizon Zero Dawn - The Frozen Wilds, wymagającym The Ringed City do Darks Souls 3 czy niezłym Zaginionym Dziedzictwie, opowiadającym odrębną historię w świecie Uncharted.
Niestety - podobnie jak wielu graczy - nie miałem okazji sprawdzić każdej wartej uwagi tegorocznej premiery. Cały czas spoglądają na mnie leżące na biurku z pudełka z grami, z Nier: Automata i The Evil Within 2 na czele, czekające na odpowiedni czas.
1. Assassin's Creed Origins
Król - a w zasadzie Faraon - może być tylko jeden. Zdecydowanie najlepsza gra 2017 roku! Ubisoft stworzył wspaniały świat pełen starożytnych miejsc i przepięknych widoków. Na pierwszy rzut oka wydawać by się mogło, że pustynny krajobraz nie będzie dobrym tłem w grze o ukrytych ostrzach. A jednak! Do tego warto dodać niezłą historię i ciekawe zadania poboczne.
Wszystko to powinno wciągnąć, jeśli nie przeszkadzają nam czynności powtarzalne, gdyż nowy Asasyn - podobnie jak poprzednie - jest pełen aktywności, które wykonujemy seryjnie. Dla mnie to żaden problem, ponieważ w Origins zdobywanie fortów, szukanie skarbów czy pomaganie lokalnej społeczności w walce z ciemiężycielami nie nudziło ani przez moment. Ubisoft wykonał te elementy doskonale, motywując gracza do częstego odwiedzania grobowców, kryjówek bandytów i rozwiązywaniu zagadek zapisanych w papirusach.
Dawno tak dobrze nie bawiłem się czyszcząc mapę z każdego napotkanego znaku zapytania. Ostatni raz doświadczyłem tego w... Assassin's Creed 4: Black Flag. Zresztą to nie jedyne porównanie tych dwóch odsłon cyklu. Historia walki Asasynów z Templariuszami została tutaj zepchnięta na boczny tor, co nie jest jednak żadną wadą, choć warto zauważyć, że fani klasycznych części mogą być zawiedzeni.
Bez problemu mógłbym napisać jeszcze więcej o nowej cześci Assassin's Creed, ale wybaczcie - Egipt czeka!
2. Destiny 2
Destiny 2 zachwyca od pierwszego uruchomienia. Epicki początek gry nie pozwala oderwać wzroku od komputera. To wręcz filmowe doświadczenie świetnie wprowadza gracza w fabułę. Faktem jest, że historia opowiadana w drugiej części przygód Strażników nie jest innowacyjna. Ot, kolejna opowieść o ratowaniu świata. Jednak sposób jej przedstawienia potrafi zaangażować na długie godziny.
Nowe Destiny wyróżnia się przepiękną grafiką. To obok Assassin's Creed'a Origins najładniejsza gra tego roku, choć działa zdecydowanie płynniej niż dzieło Ubisoftu. Studio Vicarious Visions, odpowiedzialne za port na PC, odwaliło kawał dobrej roboty. Poprzednia część Destiny kojarzyła się tylko i wyłącznie z konsolami. Druga za to została potraktowała komputery stacjonarne z należytym szacunkiem.
Destiny 2 to gra kompletna. Oprócz kampanii fabularnej, którą również można rozegrać w kooperacji, Bungie przygotowało komponent sieciowej współpracy. Szturmy, tryby PvP, a także inne aktywności multiplayerowe nie pozwalają się nudzić, a jednocześnie motywują do pozostania w świecie Strażników na dłużej.
3. Wolfenstein 2: The New Colossus
Świetna gra na maksymalnie dwugodzinne sesje, gdyż dłuższe mogą już lekko nudzić. Jako strzelanka gra sprawdza się nieźle. Zabijanie nazistów jeszcze nigdy nie było tak przyjemne. Jednak samo strzelanie nie wyróżnia nowego Wolfensteina na tle konkurencji, gdyż w tym elemencie twórcy z MachineGames nie przygotowali nic zaskakujące.
Najlepsza w The New Colossus jest jednak fabuła, a w zasadzie jej sposób przedstawienia. Długie - co nie znaczy, że nużące - cut-scenki ogląda się jak dobry film. Reżyseria stoi tu na najwyższym poziomie, choć docenią ją osoby, którym nie przeszkadza momentami wulgarny humor i luźne podejście do poważnych tematów. Pod tym względem zdecydowanie nie jest to gra dla wszystkich.
Do tego należy dodać świetnie wykreowane postacie, z jeszcze lepszym dubbingiem. Bohaterowie na długo zapadają w pamięć. Miasto Roswell - a w zasadzie te dwie ulice, które twórcy udostępnili w grze - to mistrzostwo świata. Pełne barw i szczegółów amerykańskiego stylu życia w połączeniu charakterystycznymi dla nazistów elementami, nie pozwala przejść obojętnie obok mieszkańców toczących rozmowy z okupantami.
4. Battlefield 1: Nie przejdą (DLC)
Jeżeli kryterium do wybrania najlepszej gry roku miałaby być liczba godzin spędzonych przy danej produkcji, to wygrałby pierwszy dodatek do Battlefield 1. Mimo że to tylko DLC - ale za to jakie!
Pieczołowicie przygotowane mapy francuskiego rozszerzenia robią wielkie wrażenie. Szczególnie fenomenalnie wykonane Wzgórza Verdun otoczone łuną ognia czy też świetnie zaprojektowany Fort de Vaux, w którym poruszamy się głównie w ciasnych korytarzach sporej fortecy.
Co więcej, DICE przygotowało na potrzeby DLC nowy tryb gry, który jeszcze bardziej uatrakcyjnia sieciową rywalizację. Obok Operacji jest to mój ulubiony rodzaj rozgrywki, przy którym spędzam najwięcej czasu. Zacięte walki mogą trwać nawet 45 minut, a pamiętam starcia ciągnące się prawie dwie godzinny, zanim deweloperzy nie ustawili limitu czasowego.
DICE udowadnia, że potrafi znakomicie wspierać swoje gry po premierze. W przypadku francuskiego DLC warto dodać, że zamiast standardowych czterech map, otrzymaliśmy łącznie sześć. Dwie wyszły jakiś czas po premierze, pomimo że twórcy nie byli zobligowani do takiego rozwiązania.
Jeżeli frekwencja na serwerach nie przestanie dopisywać, a szwedzkie studio nadal dostarczałoby tak dobrych dodatków, to nowy Battlefield - który ma zadebiutować w 2018 roku - nie byłby mi do szczęścia potrzebny.
5. For Honor
Jedyny tytuł w zestawieniu, który nie jest kontynuacją czy grą związaną ze znaną marką. For Honor wiele rzeczy robi dobrze, ale niestety na wielu polach trochę kuleje. Nawet mimo to, z czystym sumieniem umieściłem tę grę Ubisoftu na liście pięciu najlepszych gier 2017 roku.
Przeciętna kampania fabularna, niezbyt angażujące tryby multiplayer i słaba infrastruktura sieciowa w okresie premiery - to wszystko mogło zniechęcić wielu odbiorców i być głównym powodem, by nie zatrzymać ich na dłużej w grze.
Jednakże tym, co odróżnia For Honor od innych gier stawiających na komponent sieciowy, jest świetny pomysł na rozgrywkę. Starcia na arenie bronią białą w pojedynkach jeden na jednego oraz przemyślany system walki musi się podobać i wywoływać dreszczyk emocji - i tak w rzeczywistości jest. Każda walka może potoczyć się inaczej, wymuszając zmianę taktyki pomiędzy rundami.
Cały czas planuje wrócić do For Honor i rozwijać mojego Drottinna, by walczyć w honorowych walkach na śmierć i życie. Tym bardziej, że niedawno Ubisoft w końcu zdecydowało się na wprowadzenie serwerów dedykowanych. Tylko jak znaleźć na to wszystko czas?