Skip to main content

Redakcyjne Top 5 Gier 2019: Przemysław Wańtuchowicz

Niespodzianki miłe i niemiłe.

Jeśli chodzi o gry, 2019 rok zdecydowanie był dla mnie okresem wielu niespodzianek. Produkcje, na które czekałem, okazywały się być co najwyżej średnie (patrzę na was, Rage 2 i Days Gone!), a tytuły, w które w ogóle nie planowałem zagrać, wciągały mnie na wiele godzin. Mam na myśli chociażby świetne The Division 2, logiczne Baba is You oraz Disco Elysium, z czego ostatnia pozycja znalazła się w tym zestawieniu.

Zawiodłem się też na kilku grach indie, od których oczekiwałem godnej konkurencji dla mojego ulubionego Night in the Woods, między innymi Mutazione oraz Afterparty od twórców Oxenfree. Szczególnie od deweloperów trzeciego tytułu wymagałem czegoś więcej, ale gra może się pochwalić tylko ciekawym pomysłem na miejsce akcji - piekłem.

O pozycję w moim zestawieniu bój toczyły dwie produkcje Capcomu, Resident Evil 2 i Devil May Cry 5. Ostatecznie postawiłem na ten drugi tytuł, co nie oznacza, że przy odświeżonym horrorze nie bawiłem się doskonale - dla mnie to wciąż jedna z najlepszych gier roku. Na wyróżnienie zasługują też The Division 2 (tak się robi loot shootera, Anthem!), A Plague Tale: Innocence, polskie Blair Witch, Gears 5 i Star Wars Jedi: Upadły Zakon.


1. Death Stranding

Praca postapokaliptycznego kuriera może się co prawda nieco znudzić w połowie przygody z Death Stranding, ale i tak uważam to za przełomowy projekt i jedną z najważniejszych gier w historii. Trzeba mieć odwagę, żeby z tak trywialnej czynności, jaką jest chodzenie, uczynić właściwie główną mechanikę gry. Brawo, Kojima.

Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio czułem, że gram w coś tak wyraźnie innego, podążającego własną drogą - nie licząc oczywiście produkcji niezależnych. To było prawdziwie odświeżające doświadczenie, które przypomniało mi, że w segmencie AAA też jest miejsce na innowację. Dochodzi do tego fakt, że ja po prostu lubię spacerować w grach. Planowanie drogi i omijanie trudnego terenu było dla mnie czystą przyjemnością.

Inaczej się Death Stranding ogląda, a inaczej się w nie gra

Nie brakuje też oczywiście fantastycznej gry aktorskiej i świetnie wyreżyserowanych przerywników filmowych, czyli elementów, które szczególnie cenię w grach. Zaskakująco spodobał mi się też system strand, który osobiście nazywam „multiplayerem lite”. To niespodzianka, bo oczekiwałem mechaniki dodanej na siłę, a otrzymałem naprawdę ciekawe urozmaicenie przygody.


2. Call of Duty: Modern Warfare

Wróciłem do serii po dość długiej przerwie i teraz wiem, że była to jedna z najlepszych decyzji w 2019 roku. Nieco bardziej przyziemna - choć nadal z typowym dla cyklu „przytupem” kampania była oczywiście świetna, ale dla mnie liczy się głównie tryb wieloosobowy.

To właśnie w multiplayerze oryginalnego Modern Warfare stawiałem pierwsze kroki w rozgrywce wieloosobowej gatunku FPS. Potem zdecydowanie bliżej mi było do serii Battlefield, która nauczyła mnie grać na bardziej otwartych, większych terenach. Przy okazji nowego Modern Warfare nostalgia uderzyła mnie niczym rozpędzony pociąg towarowy. Jest tak, jak sobie wymarzyłem.

Choć tempo nadal jest szalone, znalazło się miejsce na trochę realizmu, chociażby w sposobie obchodzenia się z bronią

Wojna naziemna to ciekawy dodatek do serii, ale ja okupuję głównie bardziej kameralne tryby, rozgrywające się na mapach, których infrastrukturę da się zapamiętać po kilku, maksymalnie kilkunastu meczach. Wysokie tempo rozgrywki, znajome wyposażenie i killstreaki, połączone z nowoczesną oprawą (animacje przeładowania są niesamowicie satysfakcjonujące!) i kilkoma świeżymi rozwiązaniami, sprawiły, że mam zamiar zostać przy Modern Warfare jeszcze na długo.


3. Disco Elysium

Dawno nie czytałem tak dobrej gry jak Disco Elysium. „Nie czytałem”, ponieważ to nietypowe RPG opiera się głównie na dialogach i wewnętrznych rozważaniach głównego bohatera. Nie ma tu nawet tradycyjnej walki, która zamiast tego przybiera postać szermierki słownej i zabawy w ostrożne dobieranie słów.

Kilkukrotnie zdarzało mi się wspominać ważne wydarzenia fabularne i rozmyślać nad tym, jak dalej potoczy się historia - przypominając sobie przy okazji, że wcale nie czytam książki. Szczególnie spodobała mi się swoboda w rozwiązywaniu problemów i świetna mechanika wewnętrznego dialogu. Różne części mózgu nieustannie „rozmawiają” z bohaterem, co może wydawać się nieco dziwne, ale w praktyce czyni grę wyjątkową. Tym bardziej że umysł, jak to w rzeczywistości, nie zawsze podpowiada dobrze.

Każda postać to wyrazisty charakter, częściowo uzupełniony głosem - fragmenty dialogów nagrano

Obecność Disco Elysium w moim zestawieniu jest o tyle nietypowa, że do tej pory nie było mi po drodze z przedstawicielami tradycyjnego nurtu RPG. Wysokie oceny skłoniły mnie jednak do podjęcia ryzyka i zdecydowanie się to opłaciło - obok tego spójnego, ciekawie skonstruowanego świata nie można przejść obojętnie. Z pozoru prosta opowieść o zagadce detektywistycznej na naszych oczach odsłania kolejne warstwy historii o biedzie, przemocy i społeczeństwie na skraju upadku.


4. Metro Exodus

Trochę się obawiałem, że przejście serii gier opartych na moim ulubionym postapokaliptycznym uniwersum do półotwartego świata nie wyjdzie jej na dobre, ale twórcy nie mogli chyba podjąć lepszej decyzji. Exodus zachowuje znakomity klimat poprzednich części, wprowadzając nieco świeżości, której potrzebował ten cykl.

Po części to zasługa tego, że wiele elementów się nie zmieniło - starzy, znajomi wrogowie, niemal takie samo wyposażenie, bronie, mechaniki, nieco ociężałe animacje, a nawet wydawałoby się tak trywialny aspekt jak identyczne dźwięki. Powróciły wspomnienia sprzed lat.

Udało się zachować ciężką, gęstą atmosferę

Największą wartością Exodus jest jednak zgrabne żonglowanie elementami typowego sandboxa i gry liniowej. Czujemy swobodę, ale jednocześnie po wejściu do budynków czy podziemi gra momentalnie przywodzi na myśl 2033 i Last Light, serwując korytarzowe lokacje. To sztuka, która nie udała się w tym roku twórcom Rage 2.


5. Devil May Cry 5

Slashery to nieco zapomniany gatunek, bo poza Bayonettą, Nier i właśnie Devil May Cry, nie ma za bardzo w czym przebierać. Nawet God of War porzucił tradycyjną formułę na rzecz bardziej narracyjnej i emocjonalnej - choć trzeba przyznać, że udanej - opowieści. Całe szczęście, że powrót serii o zmaganiach łowców demonów z piekielnymi siłami jest tak udany.

To spektakularna symfonia błysków, iskier i kolorów, podkręcona dodatkowo mocnymi brzmieniami ścieżki dźwiękowej. Do wymiennego ramienia Nero początkowo trudno było mi się przyzwyczaić, ale z czasem znalazłem swoje ulubione gadżety i masakrowanie przeciwników sprawiało jeszcze większą przyjemność. Kto nie cieszył się jak dziecko, latając na rakietowm Devil Breakerze jak na deskorolce, niech pierwszy rzuci kamieniem.

Prawdziwa uczta dla fanów dynamicznych systemów walki z combosami

Z całym szacunkiem dla Ninja Theory - walka w DMC z 2013 roku wciąż była całkiem niezła - ale tylko Capcom potrafi w pełni wykorzystać potencjał serii, dodatkowo mając odwagę na tak ciekawy dodatek, jak postać, która nie walczy bezpośrednio, a za pomocą magicznych pomagierów. Dodatkowo ujrzenie ulubionych postaci sprzed lat w tak nowoczesnej oprawie graficznej było w pewien sposób... wzruszające. Poczułem się jak ojciec, który zobaczył, na jakich wspaniałych ludzi wyrosły jego dzieci. Tak, to było bardzo dziwne.

Zobacz także