Redakcyjne Top 7 Gier Generacji: Michał Basta
Obfite lata.
Pamiętam, jak jeszcze niedawno cieszyłem się z Pegasusa, którego otrzymałem pod choinkę. Dziś na naszych oczach następuje kolejny, generacyjny przełom. Z jednej strony świetnie, że gry i sprzęt nadal idą do przodu, dzięki czemu możliwe jest prezentowanie wspaniałych światów pokroju Cyberpunka 2077, co na starszych maszynach bywa już kłopotliwe. Z drugiej strony trochę szkoda, że do historii odchodzi kolejny rozdział wypełniony wspaniałymi tytułami.
Dla mnie dużym pocieszeniem są wszelkiego rodzaju remake'i i remastery, z naciskiem na te pierwsze. Ktoś zapyta po co sięgać, po rzeczy, które już były. A dla mnie to właśnie rewelacyjny powrót do przeszłości w odświeżonej Mafii czy możliwość spróbowania i zachwycenia się Resident Evil 2, który wcześniej zwyczajnie przepadł w zalewie innych gier.
Odchodząca w przeszłość generacja będzie mi się również kojarzyć z mniej lub bardziej udanymi kontynuacjami, pokroju Mass Effecta (Andromeda) czy kolejną częścią mojego ulubionego Mortal Kombat. To także czas zupełnie nowych pozycji, często z mniejszym budżetem, ale wypełnionych pasją autorów, czego najlepszymi przykładami są Kingdom Come: Deliverance, Frostpunk czy Disco Elysium. Żałuję tylko, że po raz kolejny nie starczyło czasu na zapoznanie się z produkcjami Nintendo pokroju The Legend of Zelda: Breath of the Wild czy Super Mario Odyssey.
Koniec przemyśleń, czas przejść do konkretów, czyli siedmiu tytułów, które z odchodzącej generacji wspominam najlepiej. Już samo ułożenie listy było nie lada wyzwaniem, a przydzielanie miejsc okazało się ponad moje siły. Dlatego poniższy zestaw został ułożony w porządku alfabetycznym.
1. Divinity: Original Sin II
Według mnie Divinity: Original Sin II stanowi idealną kontynuację i przykład ewolucji klasycznych gier fabularnych. Sama seria doczekała się już siedmiu części, w tym jednej oryginalnej strategii. Jednak to właśnie dwa ostatnie tytuły zyskały ogromną popularność i wyniosły na piedestał Larian Studios.
Fani starszych cRPG-ów poczują się jak w domu już w momencie kreowania postaci, oferującej szeroki wybór wyglądu, zdolności czy atrybutów. Obok klasycznych ras pokroju ludzi, elfów czy krasnoludów możemy zdecydować się na egzotyczne jaszczury czy nieumarłych. Fajnie poczuć, że różnice nie ograniczają się jedynie do aparycji czy statystyk, ale również wysublimowanych rozwiązań. Przykładowo nieumarli mogą korzystać ze swoich palców, jak z wytrychów, a jeśli nie ukryjemy ich czaszek pod jakąś osłoną, to napotkane postacie mogą zareagować strachem lub agresją.
Pod warstwą ładnej i kolorowej oprawy graficznej ukrywa się rozbudowana gra cRPG z najlepszymi cechami gatunku. Ogromnym światem, masą ciekawych zadań do wykonania oraz interesująco nakreślonymi bohaterami. Całość została okraszona specyficznym humorem, którego tym razem jest nieco mniej, niż w przypadku części pierwszej, gdzie pojawiał się dosłownie na każdym kroku. Możliwość wykonywania zadań na wiele różnych sposobów, w zależności od umiejętności naszej drużyny, oraz wciągająca i efektowna walka w turach, sprawiły, że Original Sin II okazał się dla mnie prawdziwym hitem, nad którym spędziłem kilkadziesiąt satysfakcjonujących godzin.
2. DOOM: Eternal
Do dzisiaj mam przed oczami pierwsze uruchomienie oryginalnego DOOM-a. Mroczny klimat, niesamowita ścieżka dźwiękowa, niepowtarzalni wrogowie oraz niezwykle miodna rozgrywka. Chociaż od premiery minęło ponad ćwierć wieku, to nadal lubię powrócić do starszych odsłon serii. Twórcy najnowszego DOOM-a chyba również, ponieważ w nowocześnie zaprojektowanej grze na każdym kroku czuć ducha oryginału.
Na pierwszy plan wysuwa się niepowtarzalna mechanika, rozkręcająca się od pierwszych sekund zabawy. Nie ma tu miejsca na długie chowanie się za osłonami i oddawanie pojedynczych strzałów. Zamiast tego mamy niczym nieskrępowany żywioł, który z misji na misję przybiera na sile. Tytuł nie nagradza jednak bezmyślnej rozwałki, tylko graczy potrafiących finezyjnie korzystać ze zróżnicowanego arsenału i wykorzystywać słabe punkty poszczególnych przeciwników.
Uroku całości dodaje brutalna i niezwykle dopracowana oprawa graficzna oraz genialna ścieżka dźwiękowa łącząca muzykę elektroniczną i metalową. Do tego rewelacyjnie zaprojektowane poziomy i przemyślane sekrety. W przeciwieństwie do wielu innych tytułów nie są to czasowe zapychacze, ale przedmioty kolekcjonerskie i elementy wpływające na rozgrywkę, których aż chce się szukać. Dla fanów dynamicznych strzelanin pozycja obowiązkowa.
3. God of War
Kratos od zawsze fascynował mnie jako bohater. Nieczęsto się zdarza sterować postacią, która w krwawy sposób rozprawiła się z całym panteonem mitologicznych bogów. Niestety z różnych przyczyn nigdy nie udało mi się sięgnąć po wcześniejsze odsłony serii, ale najnowszy God of War przypominał, co to znaczy świetne połączenie gry akcji z krwawym hack'n'slashem.
Chociaż początek wydaje się nieco spokojny, to wątek główny dość szybko zaczyna się rozkręcać. Kolejne przygody oczarowały mnie nie tylko samą fabułą i pięknymi, zapadającymi w pamięć, miejscami, ale przede wszystkim rozwijającą się relacją między Kratosem i jego synem Atreusem. Przed premierą wydawało mi się, że dołączenie chłopaka do tego krwawego świata i umiejscowienie go przy bezwzględnym ojcu spali na panewce, a tymczasem okazało się jednym z mocniejszych punktów produkcji.
Jednak nie tylko sposób poprowadzenia narracji czy wspaniale zaprojektowany świat sprawiły, że God of War jest rewelacyjnym tytułem. To również niezwykła mechanika gry, łącząca w sobie wyjątkowo satysfakcjonującą walkę i rozwój umiejętności oraz zagadki i sposoby eksploracji napotkanych krain. Grając w God of War po prostu chcemy zajrzeć w każdy kąt, spróbować wszystkich możliwości i sprawdzić się w walce ze wszystkimi rywalami.
4. Nier: Automata
W dniu premiery Nier: Automata w ogóle nie znajdował się w kręgu moich zainteresowań. Na tytuł trafiłem nieco przypadkowo podczas próby wypełnienia któregoś z sezonów ogórkowych. I szybko okazało się, że lepiej wybrać nie mogłem.
Początkowo walka ludzkości z inteligentnymi maszynami, które opanowały Ziemię, nie wydała mi się szczególnie fascynująca. Z każdą mijającą minutą wsiąkałem jednak w dystpoijny świat, coraz bardziej doceniając pracę wykonaną przez grafików, muzyków oraz scenarzystów. Wielowątkowa fabuła i sposób poprowadzenia narracji do dziś pozostają w moim odczuciu jednymi z lepszych rozwiązań, z jakimi spotkałem się w grach wideo. Tego tytułu po prostu nie można nie przejść kilka razy.
Podobnie jest z samą rozgrywką, która zaskoczyła mnie ilością stylów. Zaczyna się od klasycznego shoot 'em upa, gdzie efektownie rozprawiamy się z nadlatującymi z góry ekranu maszynami przeciwnika. Po chwili przechodzimy do niezwykle dynamicznego hack'n'slasha, po czym płynnie przeskakujemy do dwuwymiarowej platformówki. I to wszystko w ciągu zaledwie kilku minut. Nie jest to jednak nieplanowany chaos, a przemyślana, wręcz intrygująca mechanika, przy której kilkadziesiąt godzin zabawy mija w błyskawicznym tempie.
5. Red Dead Redemption 2
Westerny niestety nie cieszą się zbyt dużym powodzeniem u autorów gier wideo. Wprawdzie w przeszłości pojawiały się dobre produkcje w postaci strategicznego Desperados czy rodzimego Call of Juarez, jednak dopiero za sprawą Rockstara i Red Dead Redemption, można było zacząć mówić o grze na dzikim zachodzie stworzonej z dużym rozmachem.
Red Dead Redemption 2 okazał się świetnym tytułem dla fanów pierwowzoru i synonimem nudy dla graczy nastawionych na szybką akcję. Wprawdzie dynamicznych momentów w grze Rockstara nie brakuje, jednak nie da się ukryć, że to właśnie przemierzanie rozległego i rozbudowanego świata, wypełnionego całą masą aktywności dodatkowych, stanowi prawdziwy urok zabawy.
Gdybym zasiadł do Red Dead Redemption 2 z myślą o szybko rozkręcającej się fabule i przechodzenia z jednej strzelaniny do drugiej, to na pewno mocno bym się zawiódł. Tytuł ogrywałem jednak na spokojnie, w momencie, gdy nic mnie nie poganiało i chyba jeszcze nigdy nie czerpałem takiej przyjemności z przejażdżek konnych, łowienia ryb oraz wypełniania klasycznych zadań pokroju napadu na pociąg. Nie jest to na pewno tytuł dla każdego, ale jeśli chodzi o westerny, to dzieło Rockstara po prostu mnie oczarowało.
6. The Last of Us 2
Nie jestem osobą, która śledzi przed i popremierowe burze wokół różnych, zazwyczaj głośnych tytułów. Nie inaczej było w przypadku The Last of Us Part II. Być może przed wydaniem produkcji nie przebierałem nogami również dlatego, że nie miałem do czynienia z pierwszą częścią.
Nie wiem, czy miało to wpływ na ogrywanie kontynuacji, ale ta okazała się jedną z mocniejszych gier, z jakimi przyszło mi się zmierzyć. Już sam początek wywraca wszystko do góry nogami, a kłębiące się w człowieku uczucia trudno opisać. Sposób poprowadzenia fabuły i narracji okazały się niezwykle emocjonalne i dla mnie stanowiły ogromny plus produkcji. Można się spierać czy wszystkie decyzje podjęte przez autorów były słuszne czy też nie, ale dla mnie była to prawdziwa jazda bez trzymanki, do której wracam myślami do dziś. I według mnie już samo to stanowi o sile produkcji.
Wrażenia nie byłyby jednak tak mocne, gdyby nie świetnie zrealizowany świat i sama mechanika gry. Nie można zaprzeczać, że tytuł bazuje głównie na zamkniętych i liniowych lokacjach, ale kunszt ich wykonania wywołuje niesamowite wrażenie. Kiedy bohaterowie widzą w oddali punkt do którego trzeba dotrzeć, to aż czuć ciężar drogi i niebezpieczeństw, jakie na niej czyhają. Jak dla mnie prawdziwy majstersztyk, po którym z chęcią sięgnąłem po równie dobrą część pierwszą.
7. Wiedźmin 3
Pisząc o Wiedźminie 3 zastanawiam się czy pominie go któryś z redakcyjnych kolegów. Ba, myślę czy przeglądając różnego rodzaju „topki" znalazłem jakąś, która pominęłaby produkcję CD Projekt Red. I w sumie się temu nie dziwię, bo na samą myśl o Geralcie, Jaskrze, pięknych krainach oraz niepowtarzalnych przygodach, buzia sama zaczyna się uśmiechać.
Do dziś pamiętam pierwsze uruchomienie Wiedźmina 3. Dopracowane i klimatyczne intro, początki w Kaer Morhen i Dzikim Sadzie i w końcu ogromna swoboda w Velen. Jeździłem od jednego miejsca do drugiego, rozkoszując się widokami oraz najdrobniejszymi czynnościami. W końcu pojawiły się pierwsze poważniejsze misje, a dokonywane w ich trakcie wybory tkwią mi w pamięci do dzisiaj.
Do tego niepowtarzalny klimat tworzony przez napotykane postacie - zarówno te związane z wątkiem głównym, jak i zadaniami pobocznymi, a nawet zwykłymi mieszkańcami. Jeszcze w żadnej wirtualnej karczmie nie czułem się tak swojsko, jak w Wiedźminie. Oczywiście całość została okraszona specyficznym, często rubasznym humorem, tak charakterystycznym dla książek Andrzeja Sapkowskiego. Dopiero po zakończeniu przygody zaczęły nachodzić mnie myśli, że rozwój postaci mógłby być ciekawszy, a decyzje składające się na zakończenie ważniejsze. Wystarczy jednak odpalić Wiedźmina po raz kolejny, żeby zapomnieć o tych drobnych bolączkach i po raz kolejny ekscytować się wspaniałą przygodą.