Skip to main content

Redakcyjne Top 7 Gier Generacji: Przemek Wańtuchowicz

Emocjonalny rollercoaster.

Przymierzając się do przygotowania zestawienia i formułując listę kandydatów zdałem sobie sprawę, że od gier równie mocno oczekuję dobrego gameplayu, jak i silnych emocji. To może być wzruszenie, empatia, a nawet strach. Ale najmocniej pamiętam i najlepiej wspominam właśnie tytuły, które w pewien sposób mną poruszyły. Najwyraźniejszym przykładem jest The Last of Us 2, ale nie tylko. Ósma generacja sprzętowa pokazuje, że gry dojrzewają i stają się nie tylko zabawą, ale i okazją do zadumy.

Nie samymi emocjami jednak człowiek żyje, więc są tu też produkcje, które dawały mi czystą radość i zastrzyk adrenaliny, jak Overwatch, który uznaję za strzelankę generacji, czy Wiedźmin 3, który był dla mnie nie tylko grą, ale i interaktywnym filmem ze świetnymi dialogami.

Gdyby lista mogła być dłuższa, znalazłoby się tu jeszcze kilka mocnych tytułów: God of War, które zachwyca narracją poprowadzoną bez cięć, Death Stranding, czyli jeden z najciekawszych eksperymentów generacji, fantastyczne Resident Evil 7 i remake RE2, Obcy: Izolacja, Forza Horizon 4, Disco Elysium czy Metro Exodus. Trzeba było jednak zdecydować się na siedem pozycji, więc przejdźmy do rzeczy:


1. The Last of Us 2

Nawet teraz, gdy minęło już pół roku od premiery, wciąż trudno mi w prostych słowach przekazać, jak gigantyczne emocje wywołało u mnie The Last of Us 2. Po tylu miesiącach, kiedy wiem, że nie jest to tylko „pierwsze wrażenie”, mogę za to z pełną stanowczością powiedzieć, że stanu emocjonalnego, który przeżyłem po ukończeniu fabuły, nie doświadczyłem jeszcze nigdy w życiu - a przynajmniej nie w kontekście gier.

Połączenie odważnej, trudnej i ciężkiej fabuły ze świetnym gameplayem, niespotykaną w grach brutalnością i przepięknym światem, który wyciskał ostatnie soki z PlayStation 4. Komu mogła się udać ta sztuka, jak nie Naughty Dog? Mogę tylko powiedzieć: brawo, chcę więcej. Na pewno będzie to jeden z nielicznych tytułów, który przejdę więcej niż raz.

Pozostało czekać na wersję na PS5

Smutne jest oczywiście to, jak tytaniczną pracą musiało zostać okupione to dzieło. Wiedza o długich miesiącach crunchu w studiu, które hołduje kulturze perfekcjonizmu, wywołuje wewnętrzny konflikt i każe zastanowić się, czy można płacić tak wysoką cenę za grę doskonałą. Chyba nie jestem jeszcze gotowy odpowiedzieć na to pytanie. Może za kolejne pół roku.


2. Wiedźmin 3

Nie trzeba długo szukać, by w pierwszym światowym hicie CD Projekt Red dostrzec niedociągnięcia czy elementy zrealizowane co najwyżej poprawnie. Brakuje tu chociażby balansu umiejętności, walka jest dość płytka, a dodatki są pod wieloma względami ciekawsze niż „podstawka”.

Dziki Gon oczarował mnie jednak przede wszystkim dialogami. To gra, która pokazała, że każda wymiana zdań głównego bohatera z NPC może być wciągająca, zarówno wizualnie, poprzez animacje i pracę kamery, jak i świetnie napisany scenariusz. Tej sztuki nie udało się powtórzyć już żadnej grze, i odczuwam to wyraźnie, gdy uwierają mnie statyczne dialogi w innych grach RPG. Mam wrażenie, że to zbyt mało doceniany aspekt trzeciej części sagi o Białym Wilku.

Geralt szuka Płotki - pewnie znowu się gdzieś zablokowała

Wiedźmina 3 przeszedłem tylko raz, ale spędzając w nim ok. 140 godzin, właściwie cały czas mając u boku moją - wtedy jeszcze - dziewczynę. Być może również dlatego tak ciepło wspominam przygodę z wiedźminem, ale tu musi chodzić o coś więcej. Teraz bowiem, grając w Cyberpunka, mam wrażenie, że grze brakuje jednak tej niesamowitej magii, którą raczył mnie Dziki Gon. Czekam, kiedy za kilka lat zatęsknię za tym światem na tyle, by odważyć się skonfrontować moje nostalgiczne wspomnienia z rzeczywistością. Oby nie okazała się brutalna.


3. The Legend of Zelda: Breath of The Wild

Breath of The Wild to doświadczenie, którego próżno szukać wśród pozostałych gier z otwartym światem. Dominuje tutaj poczucie przygody, ale nie oskryptowanej, zaplanowanej przez twórców. To opowieść, którą pisze sam gracz. Najnowszą Zeldę cenię właśnie za to, że przez większość czasu jest spokojna i relaksująca.

W niewielu przypadkach tytuł gry tak świetnie odzwierciedla jej naturę. Breath of The Wild to w bardzo dużej mierze właśnie „oddech dziczy” - spacer po rozciągających się po horyzont polach, nurkowanie pod wodospadem w celu zdobycia skarbu, smażenie szaszłyka w terenie, podmuch wiatru, ryk grzmotu i mróz zamieci. BoTW spełnia marzenia o byciu poszukiwaczem przygód, którego domem jest po prostu świat. To niesamowite uczucie, którego brakuje w „gęstszych” sandboxach.

Długa wspinaczka, a potem szybowanie lotnią - to nieodłączny element gry

Wolałbym, żeby bronie niszczyły się nieco wolniej (a najlepiej wcale), ale zmyślne mechaniki gry, niezła walka, a także zachęcanie do eksploracji i eksperymentowania wynagrodziły mi tę niedogodność.


4. Overwatch

W przeciągu ósmej generacji sprzętowej grałem w sporo strzelanek sieciowych, ale postanowiłem wybrać tę, do której regularnie wracam po dłuższych lub krótszych okresach przerwy. W Overwatch zacząłem grać stosunkowo późno, ale szybko wciągnąłem się w ten kolorowy świat Blizzarda, wcielając się w postacie z prawdopodobnie najrzadziej wybieranej klasy - wsparcia.

Lubię strzelać, ale chyba jeszcze bardziej lubię leczyć pozostałych graczy, utrzymywać ich przy życiu podczas intensywnej walki i udzielać im pomocy na różne inne sposoby. Nie ma nic lepszego niż wiadomość „Dobra robota, medycy” na czacie tekstowym po meczu. Ostatnio jako medyk tak dobrze - i tak długo - bawiłem się w Team Fortress 2.

Takiego projektu postaci nie powstydziłby się Pixar

Overwatch trafia też w moje zamiłowanie do starannie przygotowanych animacji i interesującego projektu postaci. Za designem bohaterów tej gry stoi sztab specjalistów, którzy zwracają uwagę na najdrobniejsze szczegóły, w wyniku czego każda czynność, poza czy element wyglądu aż kipi osobowością danej postaci. Myślę, że większość graczy podświadomie zdaje sobie sprawę z tych detali, tylko nie potrafi ich nazwać. To jednak wielka sztuka, której nie udało się przykładowo studiu Respawn Entertainment przy Apex Legends.


5. Inside

Studio PlayDead ma niesamowity talent do kreowania opowieści bez wypowiedzenia czy choćby napisania nawet jednego słowa. Deweloperzy udowodnili to już przy okazji Limbo, ale Inside podniosło poprzeczkę jeszcze wyżej. To wizualny i skłaniający do przemyśleń spektakl.

Mam wrażenie, że nie ma osoby, której Inside nie zaszokuje przynajmniej kilka razy podczas rozgrywki. Czy to minimalistycznym podejściem do przedstawienia fabuły, czy to przeszywającą głębokim niepokojem atmosferą, czy wreszcie zakończeniem, które zapada w pamięć na długie lata i jest podmiotem wielu interpretacji na forach internetowych.

Im dalej, tym mroczniej. Inside wciąga w czarną toń tajemnicy

Wszystko to jest oczywiście okraszone świetnym gameplayem i - muszę na to zwrócić uwagę - cudownymi animacjami głównego bohatera. Fascynujące, ile frajdy może dać tak wypłukany z kolorów i przygnębiający świat.


6. Celeste

Stwierdzić, że nie przepadam za trudnymi grami, to lekkie niedopowiedzenie, a jednak w mojej „topce” znajduje się Celeste, jedna z najtrudniejszych platformówek generacji. Jej obecność w zestawieniu to więc fenomen prawie tak wielki, jak sama gra.

Przygoda zaczyna się niewinnie, ale z czasem poziomy stają się naprawdę wymagające, wręcz masochistyczne. Cały ten trud jest jednak wpisany w fabułę, która opowiada o Madeline, dziewczynie, pragnącej dostać się na sam szczyt ogromnego wzgórza.

Grafika jest niewinna, ale gra wymaga małpiej zręczności. Całe szczęście, że nie frustruje

Pod płaszczem nerwów, przekleństw i głębokich westchnięć po trzydziestej nieudanej próbie z rzędu znalazłem jednak piękną opowieść o walce z depresją, lękiem i niskim poczuciem własnej wartości. To była nasza wspólna przygoda, moja i Madeline. Oboje mieliśmy do pokonania własne słabości, i obojgu nam się udało. Piona, Madeline.


7. Red Dead Redemption 2

Zabawne - początkowo w tym miejscu mojej listy znajdowało się Dishonored 2, które doceniłem za świetną atmosferę, miasto i po prostu bezbłędnie zrealizowany gameplay. Los jednak sprawił, że uruchomiłem potem Red Dead Online. Zdałem sobie sprawę, że mimo przestarzałego systemu strzelania i staromodnego podejścia do projektu misji - aspekty, przez które początkowo zabrakło RDR2 w zestawieniu - nie mogę jednak pominąć tej produkcji. Trudno nie zakochać się w westernie Rockstara.

Red Dead Redemption 2 wyniósł dbałość o szczegóły i wiarygodność świata na tak wysoki poziom, że właściwie żadnej grze nie udało się go jeszcze doścignąć. Każdy metr kwadratowy został przygotowany w przemyślany sposób, a do tego możemy jeszcze podziwiać żyjącą faunę (ok. 200 gatunków zwierząt!), zachowującą się w realistyczny sposób. Ta gra z powodzeniem mogłaby być symulatorem przyrodnika czy myśliwego, tyle że w pakiecie otrzymujemy też świetną historię, wartką akcję, jak zwykle świetnie wyreżyserowane przerywniki filmowe i bohatera, z którym gracze naprawdę mogą się utożsamić.

RDR2 to świetna aplikacja do tworzenia pocztówek

Nawet elementy, które wydają się nieco upierdliwe - jak wyziębienie postaci w przypadku źle dobranego ubioru - z perspektywy czasu mają jednak specyficzny urok. Do tego wprost niesamowita grafika i wrażenia wizualne spotęgowane przez niespotykane w grach efekty pogodowe. Spacer mglistym porankiem czy galop na koniu w trakcie burzy to w Red Dead Redemption 2 prawdziwe przeżycia, a zwykłe screeny z rozgrywki często wyglądają jak materiały promocyjne. Sorry, Dishonored 2, ale RDR2 nie pozostawiło mi wyboru.

Zobacz także