Redakcyjny piątek. W co zagramy w weekend?
Wyścigi, nietypowe koncepcje i odrobina nostalgii.
Za oknem pojawiły się pierwsze większe przymrozki, ale styczniowa aura wciąż bardziej przypomina wiosenną, a nie zimową. Pogoda jednak nie zachęca do aktywności na zewnątrz i wciąż nie opłaca się wyciągać z piwnicy sanek lub nart. Decydujemy się więc na pozostanie w domach i nadrabianie kolejnych zaległości.
Tydzień temu ogrywaliśmy między innymi PUBG i Bloodborne. Chociaż mijający tydzień - oprócz małego "beepnięcia" - nie przyniósł zbyt wiele ekscytujących wieści ze świata gier wideo czy premier, tak mamy swoje plany dotyczące weekendowego grania. Nie tylko zresztą w nowości, co można było zauważyć już w zestawieniu z poprzedniego tygodnia.
Na jakie gry zdecydowaliśmy się tym razem?
Jerzy Daniłko
Na początku tego tygodnia coś mnie podkusiło, by uruchomić Need for Speed: Payback. O ile z najnowszymi wyścigami od EA nie było mi do końca po drodze, o czym zresztą wspominałem w recenzji, tak chyba muszę dać Paybackowi drugą szansę.
Uruchomieniu gry po dłuższej przerwie towarzyszyła konieczność ściągnięcia większej aktualizacji. Zaraz potem przeszedłem do konkretów i wczytałem zapis z moją drugą, rozpoczętą niedawno karierą.
Po kilku wyścigach z nieukrywaną radością stwierdziłem, że szybciej było mnie stać na ulepszenia i nowy samochód. Czyżby zostały naniesione poprawki do otrzymywanych kredytów za wygrane wyścigi? Jeśli tak, chętnie przyjrzę się grze raz jeszcze i dam jej drugą szansę.
Grać w weekend - wyjątkowo - nie zamierzam jednak zbyt dużo. Tak się składa, że obchodzę dziś swoje 30. urodziny, a więc znajduję się w perfekcyjnym momencie do pewnych podsumowań i dłuższego zastanowienia się nad tym, co w życiu udało mi się osiągnąć, a co jeszcze przede mną. Nie należę jednak do osób szczególnie sentymentalnych - przede wszystkim w weekend zamierzam się więc dobrze bawić!
Mateusz Zdanowicz
Pora wrócić do Rainbow Six Siege - a początek nowego roku to idealna okazja. Tym bardziej, że ponoć jeszcze przed końcem stycznia twórcy wprowadzą do gry nowy tryb, prawdopodobnie kooperacyjny. Warto więc potrenować celność.
Zresztą, powroty do Siege są zawsze ekscytujące, bo muszę po części uczyć się gry na nowo. Na szczęście raz zapamiętane najlepsze ścieżki i pozycje na wszystkich mapach nie wypadają z głowy. Rywalizacja natomiast niezmiennie sprawia mnóstwo satysfakcji. Wydaje mi się, że to najlepiej rozwijana gra Ubisoftu od lat.
Prawdopodobnie w czytniku PS4 wyląduje też płyta z Gran Turismo Sport. W końcu nie sprawdziłem jeszcze w ogóle zawartości, którą wprowadzono w grudniu - a przecież to tryb kariery, no i Nissan Skyline!
Jeżeli wystarczy czasu, spędzę też godzinkę czy dwie w najnowszej części Marvel vs. Capcom, by trochę przygotować się i rozgrzać przed premierą Dragon Ball FighterZ. Poćwiczyłbym też w Street Fighter 5, ale niestety z niewyjaśnionych przyczyn mój arcade stick nagle postanowił... przestać działać na PC. No cóż, bywa.
Daniel Kłosiński
Ciąg dalszy nadrabiania zaległości z ubiegłego roku to nietypowa gra logiczna Gorogoa, projekt ilustratora Jasona Robertsa i firmy wydawniczej Annapurna Interactive. Rozgrywka polega na przekładaniu kolorowych plansz, co brzmi raczej mało atrakcyjnie, lecz zachwyty w sieci i wysokie oceny w recenzjach rysują całkiem inny obraz. Trzeba sprawdzić samemu.
Idąc dalej, nadal nie zdołałem jeszcze włączyć Wolfenstein 2: The New Colossus, co mam nadzieję zrobić w weekend. Poprzednia część była moim zdaniem jedną z najlepszych strzelanek ostatnich latach, więc bezpośrednia kontynuacja zapewne też nie zawiedzie.
Jest też zaległe Assassin's Creed Origins. Osiągnąłem maksymalny poziom doświadczenia i niemal „wyczyściłem” już mapę ze wszystkich znaczników, lecz fabuła pozostaje niemal nietknięta. Już wkrótce pierwszy dodatek fabularny, więc warto byłoby do tego czasu zapoznać się z opowieścią.
Michał Basta
Weekend staram się traktować raczej jako czas odpoczynku od gier, z którymi mam do czynienia niemal na co dzień. Nie oznacza to jednak, że nie lubię od czasu do czasu przysiąść do jakiegoś lubianego tytułu zupełnie na spokojnie, bez tygodniowego zgiełku. W takich przypadkach od zawsze świetnie sprawdzała się seria Heroes of Might & Magic.
W tym przypadku prawdopodobnie odpalę starą, dobrą „dwójkę”. W trzeciej części cyklu spędziłem już tyle godzin, że z chęcią od niej odpocznę i wrócę do wydanego w 1996 roku pierwowzoru. Zawsze lubiłem wcześniejsze odsłony serii zwłaszcza za ich niepowtarzalną, rysunkową oprawą graficzną, która zawsze przyciągała mnie do siebie żywymi kolorami i baśniowym klimatem.
Nie bez znaczenia jest też sposób prowadzenia rozgrywki. Zamiast spędzać kilka godzin pod rząd na intensywnym katowaniu pada mogę bez zobowiązań rozegrać kilka rund, w międzyczasie zrobić coś innego, a potem wrócić do komputera, żeby wykonać następnych parę ruchów. W przeszłości wielokrotnie wpadałem w pułapkę syndromu „jeszcze jednej tury” i jestem ciekaw czy tym razem będzie podobnie.
Zbigniew Jankowski
Po rozpoczęciu w święta zabawy ze Star Wars: Knights of the Old Republic, przygoda wciąż trwa. To zaskakujące, jak dobrze mi się gra w ten tytuł po latach. Inna sprawa, że we wszystkich pomysłach i systemach czuć późniejszą pierwszą część Mass Effecta.
KOTOR to znakomita odskocznia od największych gier, z którymi miałem do czynienia w ostatnich miesiącach ubiegłego roku. Taki oddech był mi bardzo potrzebny, by nabrać odrobiny dystansu do bieżących wydarzeń na rynku.
Najbliższy weekend to pierwsza od dłuższego czasu szansa na nadrobienie niektórych zaległości. Mój wybór padnie prawdopodobnie na Prey, do którego przymierzam się już od jakiegoś czasu. Mam nadzieję, że faktycznie jest to rzecz z polotem, ze sznytem artystycznym, z jakąś tajemnicą, ale jednak z dobrze zaprojektowaną rozgrywką - w takie gry mam ochotę obecnie grać.
A w co Wy zagracie w weekend? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach pod tekstem!