Skip to main content

Redakcyjny piątek. W co zagramy w weekend?

Gonitwy za potworami i powroty do przeszłości.

Tydzień temu między innymi ogrywaliśmy Monster Hunter: World. Gra okazała się na tyle wciągająca, że większość naszych redaktorów nie potrafi się wręcz od niej oderwać. Gonitwy za potworami to jednak nie jedyna aktywność, jaką zaplanowaliśmy na weekend.

W co będziemy grać tym razem?


Łukasz Winkel

Nadchodzący weekend upłynie zdecydowanie pod znakiem szeregu aktywności poza domem. Wszak nie samymi grami człowiek żyje. Wiem jednak, że i tak znajdę moment na granie. Nie oszukujmy się - hobby trzeba pielęgnować.

Swego rodzaju regularnością stało się odwiedzanie świata Monster Hunter. Legendarne pancerze i bronie same się nie stworzą! Gra nawet po wielu godzinach nie budzi syndromu „obowiązku”, a jest wciąż dobrą zabawą z momentami nieprzewidywalnymi sytuacjami. To zabawne, gdy po tak długim czasie ktoś planuje jedną wyprawę, a kończy po kilku godzinach z nowym ekwipunkiem, celami do zrealizowania i kilkoma nowymi kontaktami wśród graczy-łowców.

W tym momencie John zdał sobie sprawę, że woli jednak zostać blibliotekarzem

Weekend to też idealny moment do obicia sobie twarzy, więc na posiniaczę wirtualne ciała w UFC 3. Najnowsza edycja ma sporo dodatkowych trybów zabawy lokalnej, więc chętnie pobiję się ze znajomymi, którzy wpadną wieczorem w odwiedziny.

Jeżeli jednak plany zostaną jakoś pokrzyżowane, ze spokojem uruchomię tryb kariery i spróbuję ponownie swoich sił na arenie zawodowej, w zupełnie innej kategorii wagowej niż poprzednio. Zawsze gram wagą piórkową, ale kariera w najcięższej wadze może być całkiem zabawna. Tam ludzie nie wyprowadzają ciosów - po prostu odwlekają w czasie nokauty. Każdy kopniak czy uderzenie w najcięższej klasie kończy się jakimś obrażeniem, więc walka zmienia nieco tempo z „kogucikowania” jakie zna się z lżejszych wag.


Marcin Dolata

Po pierwsze, Monster Hunter: World. Zapewne będzie to mój ostatni weekend jako łowca potworów, ale wpadnę jeszcze na kilka chwil do Nowego Świata, by ubić kilka poczwar. Gra po becie odrzuciła mnie, by już w pełnej wersji pochłonąć bez reszty. To tytuł, któremu zdecydowanie trzeba dać szansę i nie zniechęcać się po pierwszych godzinach. Jest może momentami frustrujący, szczególnie gdy po kilkudziesięciu minutach walki odnosimy porażkę, ale dzięki temu zwycięstwa nad bestiami smakują lepiej!

Po drugie, Steep wraz z dodatkiem Winter Games Edition. Jestem wielkim miłośnikiem oglądania dyscyplin olimpijskich. Niestety, tylko w wydaniu „januszowym”, czyli siedząc na kanapie. Dlatego zbliżające się igrzyska zimowe w Pjongczangu to doskonała okazja, aby trzymając pada w ręku i szusując po wirtualnym śniegu rozpocząć odliczanie czasu do rozpoczęcia igrzysk.

Śniegu za oknem brakuje, ale wiem, gdzie go znaleźć!

Po trzecie, Dark Souls 3 - jeśli pozwoli czas. Kiedy zobaczyłem aktualną ofertę Humble Monthly, nie mogłem się powstrzymać od zakupy gry. Co prawda jakiś czas temu ukończyłem na PS4 trzecią odsłonę hitu od FromSoftware - a także dwa dodatki - ale dlaczego nie rozpocząć przygody jeszcze raz? Tym razem zbuduję postać opartą na magii, a towarzyszyć mi będzie piękniejsza oprawa graficzna i - co ważniejsze - 60 FPSów.


Mateusz Zdanowicz

Najbliższy weekend to dla mnie mieszanka większych i mniejszych tytułów. Na początek Crossing Souls, o którym nie mogę jeszcze zbyt dużo powiedzieć... W każdym razie, to interesująca mieszanka „Goonies” z kolorową grą przygodową w niezłym stylu retro. Recenzja już za kilka dni!

Nie ma też jednak szansy, żebym nie wrócił do Monster Hunter: World, w które staram się grać w miarę regularnie. Ukończyłem już tryb fabularny i otworzyła się przede mną tak naprawdę druga gra - do upolowania czekają potwory, których nawet raz nie spotkałem przez 30 godzin przygody. Niesamowita sprawa.

Nowy SoulCalibur ukaże się już w tym roku!

Jeżeli zostanie jeszcze parę wolnych chwil, to znów uruchomię SoulCalibur 4. Tak jest, to gra na PlayStation 3, ale cóż poradzę, że odsłona cyklu na PS4 jeszcze się nie ukazała? Powrót do tej bijatyki przypomina, jak nietypowa - jak na gatunek - jest ta seria. Nacisk na korzystanie z broni białej zmienia podejście do potyczek, bardziej liczy się pozycjonowanie. No i nie ma tu szalenie długich kombosów, co też stanowi przyjemną odmianę.

Tak, tak - dobrze się domyślacie. Nie mogę się doczekać SoulCalibur 6.


Przemek Wańtuchowicz

W ten weekend zamierzam kolejny raz zmierzyć się z The Elder Scrolls V: Skyrim. Piszę „kolejny”, bo moje relacje z tym tytułem były do tej pory nieco… skomplikowane. Do hitu Bethesda Game Studios podchodziłem już co najmniej cztery razy i zawsze kończyło się na maksymalnie kilkunastu godzinach spędzonych na machaniu mieczem lub strzelaniu z łuku.

Podobna sytuacja wystąpiła przy okazji Fallouta 4 - dopiero po znalezieniu odpowiedniego stylu gry i pasującego mi zestawu broni, post-apokaliptyczna produkcja sprawiła mi mnóstwo radości. Wierzę więc, że podobnie będzie z przygodami Dovahkiina. Czeka mnie jeszcze wieczór pobierania modyfikacji, bo jak to tak - Skyrim bez modów?

Dovahkiin! Dovahkiin!

Wypróbuję też nowy nabytek - Tooth and Tail. Produkcja przyciągnęła mnie przede wszystkim pikselową warstwą graficzną, do której mam słabość. Wojny antropomorficznych zwierząt spodobały mi się też dlatego, że oferują niekonwencjonalne, uproszczone podejście do gatunku strategii czasu rzeczywistego, którego nie lubię w „standardowej” formie.


A w co Wy zagracie w weekend? Zapraszamy do dyskusji w komentarzach pod tekstem!

Zobacz także