Remake The Last of Us udowodnił mi, że nawet nowe gry zasługują na reedycję
Trzeba dać im szansę.
Krążące od ponad roku plotki o remake'u pierwszej części The Last of Us potwierdziły się z początkiem czerwca, kiedy to Sony i Naughty Dog ogłosiło prace nad nową wersją gry. Sama idea odświeżenia podzieliła graczy. Mi natomiast uświadomiła coś innego: praktycznie każdy tytuł, nieważne, czy wydany dwa, czy dwadzieścia lat temu, zasługuje na reedycję.
Wieść o remake'u podzieliła graczy na dwa obozy. Część z entuzjazmem przyjęła zapowiedź nowej oprawy graficznej i mechanik z „dwójki”, a część - być może nie bardziej liczna, ale zdecydowanie głośniejsza - zachowała chłodniejsze podejście.
Najczęściej przytaczanym argumentem przeciw remake'owi jest fakt, że szata graficzna się nie postarzała i na trailerach Part I nie wygldąda dużo lepiej od oryginału. Nie należy jednak odbierać tego jako zarzut, a raczej pochwałę pierwowzoru, który dziesięć lat po premierze wciąż wygląda bardzo dobrze. Bezpośrednie porównanie obu gier pokazuje jednak skok jakościowy w oprawie: środowisko zyskało mnóstwo detali, modele są o wiele bardziej szczegółowe, a dynamiczne oświetlenie nadaje znanym scenom zupełnie nowego wyrazu.
Dyskusja wokół słuszności podjęcia prac na reamke'iem The Last of Us skłoniła mnie do przemysleń. Gdzie stawiamy cenzus, po przekroczeniu którego akceptowalne jest odświeżenie - graficzne bądź mechaniczne - gry? Czy na reedycję załugują tylko tytuły sprzed dwóch dekad, nieprzystające do dzisiejszych standardów oprawy?
W naszych dyskusjach o słuszności odświeżania klasycznych gier zbyt często skupiamy na się na oryginale, nie zatrzymując się nad tym, co może zaoferować nam nowa edycja. Wiemy, że oryginalna wersja The Last of Us wygląda świetnie, nie przykładając uwagi do kunsztu oprawy remake'u. Premierze Final Fantasy 7 Remake towarzyszyły liczne słowa krytyki nowego systemu walki, która charakteryzowała się dużą odmiennością od tego znanego z oryginału.
Zazwyczaj przyjmujemy pierwszą, oryginalną wersję jako tę najlepszą. Jest to znany błąd poznawczy i dotyczy nie tylko gier, ale ogólnie szeroko pojętej kultury („ten zespół skończył się po drugiej płycie studyjnej”, „pierwszy sezon tego serialu był najlepszy”). Wszyscy ulegamy temu złudzeniu, znanemu w psychologii jako efekt pozytywnej retrospekcji. Bardzo łatwo jest go przezwyciężyć - wystarczy, że przestaniemy oceniać nowe teksty kultury, do których gry się zaliczają, przez pryzmat oryginału.
Skupmy się zamiast tego na zaletach, jakie niesie z sobą odświeżanie gier, nawet tych niedawno wydanych. Po pierwsze - poprawiona oprawa graficzna, dostosowana do współczesnych standardów. Niecałe dwa lata temu doszło do wymiany generacyjnej na rynku konsol, ale dopiero teraz otrzymujemy gry, które w pełni czerpią z mocy Playstation 5 i Xbox Series X. Tytuły wydawane na PS4 i Xbox One, które w momencie premiery prezentowały się świetnie, na nowych platformach mogą wyglądać po prostu lepiej. Kto z nas nie chciałby zobaczyć Red Dead Redemption 2 w pełni wykorzystujące moc nowych sprzętów?
Kolejnym argumentem jest możliwość udoskonalenia twórczości przez autorów. Niekoniecznie musi chodzić tu o aspekty technczne, takie jak eliminacja bugów, a wprowadzenie mechanik, które w momencie premiery, czy to z powodu ograniczeń czasowych, bądź sprzętowych, były niemożliwe do zaimplementowania. Nowe wersje znanych gier mogą ten problem wyeliminować.
Warto zauważyć, że remake'i, nawet jeżeli nie stanowią mechanicznego odświeżenia gry, często stanowią najlepszą dostępną jej wersję. Niech za przykład posłuży tutaj trylogia Mass Effect, zawierająca poza ulepszoną warstwą graficzną liczne poprawki techniczne, zapewniające nowym graczom doświadczenie kosmicznej epopei BioWare w najatrakcyjniejszej wersji. Podobnie zapowiada się przygotowywany przez Electronic Arts remake Dead Space, który poza zmianami w oprawie, wprowadzi też modyfikacje historii, lepiej komponujące się z fabułą serii.
Nie oznacza to oczywiście, że do remake'ów należy podchodzić bezkrytycznie. Jednak warto je traktować jako nowe produkty, a nie analizować przez pryzmat pierwowzorów. Oceniajmy gry na podstawie tego, czym są - a nie tego, czym różnią się od oryginału.