Reżyser „The Last of Us” żałuje, że tego elementu serialu zabrakło w grze
Może to i lepiej.
Wiemy już, że serial „The Last of Us” jest wierną adaptacją gry studia Naughty Dog. Okazuje się jednak, że w ekranizacji znajdziemy pomysły, których - zdaniem reżysera - zabrakło w pierwowzorze.
Mowa konkretnie o zachowaniu klikaczy, czyli charakterystycznego rodzaju zainfekowanych. Serialowa wersja potworów zdaje się być o wiele lepiej skomunikowana od ich growego odpowiednika, co zauważa sam Neil Druckmann w wywiadzie dla serwisu Variety.
„Kolejną rzeczą jest związek między zainfekowanymi, który widać w drugim odcinku. Klikacze komunikują się między sobą i to jest absolutnie przerażające, gdy wydaje się, że działają wspólnie, a nie jako jednostki. Dotknięcie jednego może doprowadzić do sprowadzenia do ciebie innych, którzy są całkiem daleko” - wyjaśnia reżyser.
„To sprawia, że świat jest jeszcze straszniejszy. Zawsze mówię Craigowi: »Ty skurczybyku, to jedna z tych rzeczy, które znacznie urozmaiciłyby rozgrywkę. Chciałbym, żebyśmy mieli to w grze«” - dodał.
Motyw współpracujących ze sobą klikaczy z pewnością urozmaiciłby już i tak całkiem emocjonującą rozgrywkę The Last of Us. Pytanie tylko, czy mechanika przeciwników alarmujących się nawzajem po całej mapie wpłynęłaby pozytywnie na zabawę płynącą z gry.
Przypomnijmy, że wspomniany drugi odcinek serialu jest już dostępny do obejrzenia na HBO Max. Zgodnie z rozkładem platformy, kontynuację historii poznamy 30 stycznia, a więc w przyszły poniedziałek. Tych, którzy są z opowieścią na bieżąco, zachęcamy do zapoznania się z naszym podsumowaniem 2. odcinka.