Rime - Recenzja
Wspaniała podróż.
Rime potrafi jednocześnie zrelaksować, ale i rzucić idealne wyzwanie - niezbyt trudne, ale sprawiające satysfakcję, gdy sobie z nim poradzimy. Gra intryguje od początku i przyciąga przyjemną atmosferą.
Minimalizm jest odczuwalny zarówno w historii, jak i w rozgrywce, lecz absolutnie nie można uznać tego za wadę. Taka oszczędność formy doskonale pasuje do przedstawionego świata oraz formuły przygody.
Bohaterem jest chłopiec, który budzi się na plaży. Nie wiemy, jak tam trafił, choć przypuszczamy, że to rozbitek. Gdy tylko przejmujemy kontrolę nad postacią, odczuwamy wolność, jaką postanowili zaoferować deweloperzy. Nic jasno nie wskazuje tu celu i często możemy pójść tam, gdzie wcale iść nie musimy.
Lokacje są spore, ale nie za duże - rozmiar obszarów ustalono niemal perfekcyjnie. Nigdy nie czujemy się zagubieni, nawet gdy zboczymy gdzieś, by spróbować znaleźć jakiś sekret czy ukryte przejście. Do tego najważniejsze punkty orientacyjne czy miejsca, do których mamy dotrzeć, są zawsze widoczne lub wyróżniają się na tle reszty krajobrazu.
W ostateczności, gdy mamy problemy z nawigacją, pomaga nam magiczny lisek, naprowadzając czasem na odpowiednią drogę swoim charakterystycznym szczekaniem. Projekt plansz to ogromna siła gry, ponieważ twórcom udało się połączyć otwarte tereny z dobrym tempem eksploracji. Kolejne etapy są też zróżnicowane pod względem krajobrazu.
Fabułę musimy odkrywać sami i trzeba się postarać, by poznać wcześniejsze losy bohatera i tajemniczej krainy. Praktycznie nic nie jest przedstawione wprost, a szczątki informacji otrzymujemy z różnych znajdziek, a czasem z malowideł na ścianach. Najbardziej tradycyjnym narzędziem opowiadania historii w grze są sceny ukazujące pewne wydarzenia z przeszłości, ale nawet one są tajemnicze i zostawiają pole do interpretacji.
Takie podejście do narracji nie musi przypaść do gustu każdemu, ale bez dwóch zdań pięknie łączy się z enigmatycznym, nieco onirycznym światem otaczającym bohatera. Nic tu nie jest do końca jasne - nawet nasz ostateczny cel. Podążamy przez kolejne lokacje napędzani ciekawością i chęcią kontynuowania baśniowej podróży.
Rozgrywka sprowadza się do eksploracji, interakcji z elementami otoczenia i rozwiązywania zagadek, które nigdy nie są specjalnie trudne. W ciągu pierwszej godziny poznajemy możliwości bohatera - choćby fakt, że krzykiem możemy aktywować pewne obiekty - i nigdy nie zastanawiamy się zbyt długo, co mamy zrobić.
Zagadki stale ewoluują, więc nigdy nie nudzą. W większości manipulujemy elementami otoczenia, ale różne dodatkowe czynniki - zależne od lokacji - wpływają na sposób rozwiązania danego problemu. Tempo przygody nie jest zaburzone, ale jednocześnie nie mamy też wrażenia, że łamigłówki są banalne i niepotrzebne. Ponownie, wszystko pasuje do świata przedstawionego. Walka w ogóle nie występuje w Rime. Jeżeli spotykamy agresywną jednostkę, to jest zazwyczaj częścią konkretnego etapu i musimy jej unikać.
Wygląd świata od początku urzeka, a zmieniające się wraz z kolejnymi lokacjami rodzaje środowiska sprawiają, że prawie do końca zachwycamy się wspaniałymi widokami. Paletę barw dobrano bezbłędnie, a krajobrazy są świetnie zaprojektowane. Grafikę doskonale uzupełnia muzyka, która sprawia, że czasem po prostu przystajemy na chwilę, by patrzeć w dal - jak zahipnotyzowani.
Jedyną wadą gry jest optymalizacja - przynajmniej w wersji PC, którą recenzowaliśmy. Oprawa jest piękna, ale taki styl graficzny nie powinien być tak wymagający. W niektórych momentach mocno odczuwalne były spadki płynności. Choć w teorii na PC nie zastosowano ograniczenia liczby FPS, to trudno osiągnąć poziom 60 klatek.
Rime - po grach takich jak Podróż czy The Last Guardian - nie jest może wyjątkowe i oryginalne, ale to wciąż intrygująca, przyjemnie minimalistyczna i piękna przygoda, którą warto przeżyć. Jeden z najlepszych tytułów tego półrocza.