Skip to main content

Risen 3: Władcy Tytanów - wrażenia z wczesnej wersji

Bezimienny wraca do formy.

Utalentowane studio Piranha Bytes miewa słabsze okresy - stąd też nie do końca udany Gothic 3 czy Risen 2. Znamienne, że niemieccy deweloperzy nigdy nie tworzą dwóch bardzo przeciętnych produkcji z rzędu. Wygląda na to, że Władcy Tytanów będą potwierdzeniem tej niepisanej reguły.

Testowa wersja Risen 3, w którą miałem okazję zagrać, pozwoliła zwiedzić część wyspy Taranis - siedziby magów. Poznanie całego dostępnego obszaru zajęło niecałe cztery godziny. Wykonałem w tym czasie kilkanaście zadań, porozmawiałem z wieloma postaciami i zapoznałem się z systemem walki.

Niełatwo oceniać rozbudowaną grę RPG na podstawie małego wycinka, ale nawet taki fragment wystarczył, by przekonać, że grze bliżej do pierwszego Risena niż do kontynuacji z 2012 roku. Te odczucia pokrywają się zresztą z obietnicami deweloperów, którzy zapewniali o „powrocie do korzeni”.

Gracze trafią na Taranis po kilku godzinach rozgrywki. Nie mogłem przyjrzeć się początkom wędrówki Bezimiennego, do testów przygotowano „gotowca” - postać w pełni wyposażoną i w miarę silną.

Wystarczyło kilka rozmów, by poznać fabularne powody obecności bohatera na wyspie. Stara się zdobyć środki do pomocy w walce z tajemniczymi Cieniami. Pojawienie się tych istot stanowi zagrożenie dla całego kontynentu.

„Starcia potrafią być wymagające, szczególnie gdy mamy do czynienia z grupą kilku przeciwników.”

Zobacz na YouTube

Demo kończy się, gdy dołączamy do frakcji Strażników - to grupa wojowników potrafiących władać magią. Swego rodzaju zbrojne ramię gildii magów. Większość zadań wykonywanych na wyspie związana jest właśnie ze staraniami o zasilenie szeregów tej grupy. W pełnej wersji obecne będą jeszcze dwie frakcje. Sami zdecydujemy, do której wstąpi bohater - wybór ten wpłynie oczywiście na rozwój herosa. Gracze, którzy ominą gildię magów, będą mogli korzystać z czarów wyłącznie poprzez używanie jednorazowych zwojów.

Zwiedzanie udostępnionych terenów rozpocząłem w porcie. Szybko dostrzegłem, starając się znaleźć pierwsze zlecenia, że sceny dialogów brzmią i wyglądają lepiej, niż w Risen 2. Kamera nie sprawia dużych problemów, o ile nie ruszamy myszką w trakcie rozmowy. Zmiana kąta widzenia podczas konwersacji jest jeszcze niedopracowana.

Gra zdaje się wynagradzać eksplorację, a na pewno nie broni zbaczać z wyznaczonej ścieżki. Pewien żołnierz miał zaprowadzić mnie do fortecy magów, postanowiłem jednak wcześniej rozejrzeć się po okolicy. Trafiłem do jaskini, w której spotkałem strażnika pod wpływem halucynogennych grzybów. Uspokoiłem go, a następnie wytłumaczyłem małemu gnomowi, że chwilowo niepoczytalny osobnik odszedł. Wykonałem w ten sposób drobne, poboczne zadanie.

W przechadzkach przeszkadzają wrogowie. Na wyspie mamy do czynienia z jaszczurami, dzikimi ptakami, goblinami, szkieletami i demonami, a także dwoma golemami. System walki został usprawniony; bohater zachowuje się naturalniej, a uderzenia mieczem trafiają w cel, a nie powietrze. Animacje są dopracowane, choć wachlarz ciosów mógłby być większy - i nie wykluczone, że w finalnej wersji faktycznie będzie.

Jeżeli zobaczymy jakikolwiek budynek, na pewno możemy do niego dotrzeć

Starcia potrafią być wymagające, szczególnie gdy mamy do czynienia z grupą kilku przeciwników. Trzymanie przycisku odpowiedzialnego za blok nie wystarczy, trzeba też korzystać z uników. By skutecznie atakować, należy najpierw wyczuć schemat działań potwora i razić w odpowiednim momencie. Możemy sobie pomagać czarami lub bronią podręczną - pistoletem - albo ostrzami do rzucania.

Nieocenioną pomoc stanowi także nasz kompan. Mojemu Bezimiennemu towarzyszył duch niejakiego Mendozy, którego z pewnością skojarzą fani pierwszego Risena. Zadawał duże obrażenia i nieraz uratował skórę. Jego udział w walce jest naprawdę istotny.

Odniosłem wrażenie, że sojusznik jest nawet zbyt wytrzymały. Często ułatwiałem sobie życie oddalając się trochę od miejsca potyczki. Stwory zajmowały się Mendozą, a wtedy mogłem spokojnie atakować je od tyłu, nie narażając własnego zdrowia. Twórcy zaznaczyli, że balans rozgrywki nie jest finalny, jest więc szansa, że towarzysze nie będą tak mocarni w pełnej wersji.

Rozwój postaci przypomina rozwiązania z poprzedniej części serii, nawet interfejs jest bardzo podobny. Zdobywamy punkty chwały i zwiększamy wartości wybranych statystyk, które odpowiadają za biegłość bohatera w konkretnych dziedzinach. Standard. Zarządzanie ekwipunkiem również nie doczekało się rewolucyjnych zmian.

„Grze bliżej do pierwszego Risena niż do kontynuacji z 2012 roku.”

Magowie potrzebują cennych kryształów do efektywnego korzystania z czarów

Ograniczone zasoby złota nie pozwoliły mi na dogłębne poznanie systemu wytwarzania przedmiotów, miałem jednak okazję nauczyć się podstaw alchemii. Przygotowywanie mikstur opiera się na tradycyjnych zasadach - uczymy się kolejnych przepisów i możemy tworzyć różne napoje, o ile posiadamy składniki.

Misje, które udało się wykonać we wczesnej wersji z pewnością ilustrują postęp niemieckich projektantów. Nie mamy do czynienia z poziomem znanym z klasowych projektów, ale czuć, że scenarzyści starają się, by gracz pozostawał zaangażowany. Zadania nie były monotonne, niektóre okazały się naprawdę ciekawe, a nawet zabawne. Mam jednak nadzieję, że finalna wersja zaoferuje jeszcze większą różnorodność.

Graficznie, produkcja „Piranii” nie imponuje, chociaż dzięki temu nie jest wymagająca dla komputera. Widać, że niemłody już silnik osiągnął maksimum możliwości. Na szczęście, nie można powiedzieć, że mamy do czynienia z grą brzydką - kilka lokacji potrafi nawet przyciągnąć oko. Szkoda tylko, że zbyt często można zauważyć wykorzystywanie modeli obiektów czy stworów z poprzedniej części - znajomy widok to między innymi skrzynie i skoczne piaskowe diabły.

Risen 3: Władcy Tytanów zapowiada się na porządną przygodę i solidną grę RPG. Wolność eksploracji i angażujący system walki dają nadzieję, że końcowy produkt będzie przynajmniej równie dobry, co pierwsza odsłona cyklu.

Zobacz także