Skip to main content

Ronin - Recenzja

Współczesny ninja.

Pozornie nieskomplikowana produkcja okazuje się nie tylko wciągająca, ale i wymagająca.

W grze Tomasza Wacławka wszystko jest proste. Historia to opowieść o zemście. Rozgrywka sprowadza się głównie do skakania i machanie kataną, a do sterowania postacią używamy przede wszystkim myszy. Elementy te połączone w jedną całość dają złożoną i wymagającą produkcję, od której trudno się oderwać.

Ronin nie oferuje długiego wprowadzenia fabularnego - mamy motocyklowy kask, samurajski miecz w dłoni i pięciu współpracowników zamordowanego ojca do wyeliminowania. Droga do każdego z bossów usiana jest zastępami jego popleczników, których musimy poszatkować, oszczędzając jedynie przewijających się gdzieniegdzie cywilów. Podpowiedzi na każdym kroku przypominają, że nie trzeba bawić się w skradanie, a żaden wróg nie powinien przeżyć spotkania z bohaterką.

To się nazywa sytuacja bez wyjścia

Gra podzielona jest na piętnaście poziomów. W każdym zbieramy informacje o jednym z naszych celów lub przebijamy się przez pokoje pełne przeciwników, by dokonać egzekucji. Akcję obserwujemy z boku - w czasie rzeczywistym podczas eksploracji i w turach, gdy dochodzi do walki. Także sterowanie ulega zmianie w zależności od tego, co robimy. Podczas skradania się korzystamy z klawiatury, a w trakcie starć używamy myszy, by wykonywać skoki i zadawać ciosy. Możemy także korzystać z kontrolera.

Esencją Ronina jest walka - dynamiczna i widowiskowa. Niczym w filmach akcji skaczemy od wroga do wroga unikając strzałów, przewracając lub zabijając kolejne ofiary. Z początku wchodząc do pomieszczenia musimy uderzyć jedną czy dwie osoby, z czasem jednak, gdy pojawia się więcej oponentów, każdy ruch staje się niezwykle ważny.

W najtrudniejszych momentach gra zaczyna przypominać skomplikowaną łamigłówkę, zmuszając nas do planowania kilku skoków z wyprzedzeniem. Z pomocą przychodzą rozmaite gadżety, odblokowywane po ukończeniu kolejnych misji. Odwracający uwagę wrogów hologram, możliwość rzucania mieczem czy zdolność teleportacji czynią starcia jeszcze bardziej widowiskowymi i pozwalają kontrolować nawet duże pola bitwy. Żadna ze sztuczek nie jest nieprzydatna, dla każdej prędzej czy później znajdziemy zastosowanie. Tak dobrze przemyślany projekt gry zdecydowanie zasługuje na pochwałę.

Czasem jesteśmy w stanie pozbyś się kilku przeciwników zanim gra przejdzie w tryb turowy, jeżeli pozostaniemy poza zasięgiem wzroku innych zbirów. W takich sytuacjach spore znaczenie ma refleks, bowiem zatrzymanie akcji w odpowiednim momencie pozwala nam zabić przeciwnika i odsunąć się, zanim pozostali zorientują się co się dzieje. Takie momenty są niesamowicie satysfakcjonujące.

Produkcja prezentuje się całkiem nieźle od strony wizualnej - jak na grę w stylu retro. To jednak ścieżka dźwiękowa zasługuje na szczególną uwagę. Muzyka świetnie buduje atmosferę podczas długich, często skomplikowanych manewrów, sprawiając, że z napięciem czekamy na rozstrzygnięcie każdej kolejnej akcji.

Zobacz na YouTube

Nie wszystko jest jednak idealne. Ronin niepozbawiony jest błędów, które czasem sprawiają, że przeskakujemy przez wrogów, wpadamy w ściany czy zostajemy wyrzuceni z gry do pulpitu. Chociaż poziomy nie są na tyle długie, by odczuwać poważną frustrację, gdy musimy zaczynać etap od nowa, to na dłuższą metę jest to męczące. Zaskakuje także dość pewien błąd językowy w polskiej wersji, potęgujący wrażenie, że zabrakło ostatniego szlifu.

Ronin to naprawdę udana niezależna produkcja. Dobrze przemyślana mechanika, wymagająca rozgrywka i miła oprawa audiowizualna sprawiają, że trudno oderwać się od komputera, a ciekawe zakończenie wywołuje uśmiech zadowolenia.

8 / 10

Zobacz także