Skip to main content

Rozczarowujący 2019 rok? Mimo kilku perełek, zabrakło gigantycznej premiery

W oczekiwaniu na GTA 6.

W mijającym roku ukazało się kilka solidnych, rześkich perełek dla miłośników klasycznych, dużych gier wysokobudżetowych. Gdy jednak spoglądamy na kalendarz, zabrakło choćby jednego prawdziwego blockbustera. Killera rynku. Gry, o której mówiłby dosłownie każdy, w którą bez względu na gatunkowe zainteresowania każdy chciałby zagrać, i którą byśmy zapamiętali na lata.

To sytuacja teoretycznie zwyczajna, gdy chodzi o zmierzch generacji. Zwykle to właśnie nie w roku poprzedzającym debiut nowych konsol, ale w ostatnich miesiącach ukazują się gigantyczne projekty, wieńczące generację. W ubiegłej było to GTA 5, wydane na ostatnią chwilę, tuż przed premierą PS4 i Xbox One. Z kolei w 2020 roku jeszcze na obecnych konsolach ukaże się oczekiwany Cyberpunk 2077, ale również Dying Light 2, a być może jeszcze jeden, nieogłoszony obecnie tytuł.

Chyba jedno z największych rozczarowań tego roku - Anthem zapowiadało się świetnie, ale BioWare zbyt wysoko zawiesiło sobie poprzeczkę

Bez względu na okoliczności, trudno 2019 rok uznać za całkowicie udany. Początek roku miał błyszczeć w światłach głośno zapowiadanego Anthem, którego premiera - chyba można to dziś powiedzieć - zakończyła się szeroko komentowaną porażką. BioWare miało wrócić z wielkim przytupem po Andromedzie, ale finalnie projekt tworzony pod dyktando mody i tabelek nie sprostał oczekiwaniom graczy i recenzentów.

Wkrótce ukazał się jednak tytuł, który - na przekór wspomnianej modzie - stawiał gracza w centrum jednoosobowych zmagań. Spędziłem w tym roku z Sekiro: Shadows Die Twice niezapomniane chwile i z pewnością jest to dla mnie jedna z najważniejszych i najciekawszych gier ostatnich lat. Znów jednak: tytuł znakomity, ale nie dla wszystkich. Tytuł wyjątkowy, ale nie klasyczny blockbuster, który bez mrugnięcia oka wskazalibyśmy na grę roku.

Sekiro - jedna z najlepszych gier ostatnich lat, ale ze względu na poziom trudności, nie jest tytułem dla wszystkich

Mijający rok nie był pozbawiony pewnej świeżości, a nawet świeżości ubranej w nieco przestarzałe szaty. Warto wspomnieć o fascynującym Control - grze, ze względu na budżet, trudno było jednak przebić się marketingowo, ale i tak spotkała się z wyjątkowo ciepłym przyjęciem.

Innym projektem, o podobnej skali, było The Outer Worlds, czyli stare dobre RPG, tym razem w kosmosie. Bardziej doświadczeni miłośnicy gier docenili tutaj sprawne dialogi i archaiczną rozgrywkę, a „budżetowa” oprawa graficzna jedynie wzmacniała sentymentalny wydźwięk - dla pozostałych tytuł mógł okazać się zbyt staromodny, a po kilku godzinach nawet nudny.

Przyglądając się kalendarzowi premier z mijających dwunastu miesięcy, dostrzegamy jeszcze kilka naprawdę niezłych gier, jak choćby Metro Exodus, Days Gone, Borderlands 3 czy Call of Duty: Modern Warfare.

Death Stranding to ciekawy eksperyment - artystyczna, niezależna wizja uznanego twórcy w opakowaniu gry wysokobudżetowej

Ale to w listopadzie ukazały się dwa tytuły, które uratowały całościowy obraz rynku wysokobudżetowych gier tego roku. Pierwszy to Death Stranding, zabawnie określony symulatorem kuriera. Gra z rodzaju: kochaj albo rzuć. Bez żadnych półśrodków. Projekt, który w zasadzie nie powinien się ukazać w czasach, gdy każda produkcja z bardzo dużym budżetem musi zostać zrealizowana w mniej niezależny sposób, by spodobać się jak najszerszej publiczności.

Drugi tytuł to Star Wars Jedi: Upadły Zakon - mistrzowskie połączenie sprawdzonych elementów i pomysłów. Nie tyle gra perfekcyjna, co najzwyczajniej w świecie magnetyzująca swoją rozgrywką, znanym uniwersum i oprawą wizualną. Znamienne, że zarówno Death Stranding, jak i Star Wars to wysokobudżetowe gry single-player - a do tego z entuzjazmem przyjęte przez graczy, prasę, a nawet samych wydawców.

Podobnie jak wiele lat temu Dead Space, tak teraz Star Wars Jedi: Upadły Zakon wchodzi do portfolio Electronic Arts jako silny, znakomity tytuł dla jednego gracza

Wszystko to jednak prowadzi do wniosku, że w tym roku nie uświadczyliśmy choćby jednej gry pokroju GTA 5, Skyrima, Red Dead Redemption 2 czy Wiedźmina 3. Jest jednak i pozytywna nuta. Jeśli spojrzeć na wydane w minionych miesiącach tytuły, o których mówi się obecnie najwięcej, są to przede wszystkim produkcje skierowane do jednego gracza - bez zbędnych rozpraszaczy, na siłę dodawanych battle royalów i innych wynalazków mijającej generacji.

Jeśli więc wierzyć, że we wszystkich aspektach życia wciąż zataczamy koło, to być może również na rynku gier wracamy do tego, co było zawsze największą siłą wysokobudżetowych przebojów: rozgrywka, opowieść, grafika i świat.

Zobacz także