Skip to main content

Rozstania i powroty. 5 gier, którym dałem drugą szansę

Wybaczyłem, ale nie zapomniałem.

FELIETON | Są gry, które od pierwszej tury, jednego headshota czy otwierającej scenki trafiają w sam środek serca gracza. Włączamy je i wiemy, że w tym wirtualnym świecie spędzimy dziesiątki godzin. Inne z kolei już na wstępie odrzucają nas przestarzałą grafiką, mało angażującą rozgrywką czy nudną fabułą. Bywa jednak, że nie pozwalają tak łatwo o sobie zapomnieć.

Oto więc pięć takich produkcji, od których odbiłem się, zniechęcony nie najlepszym pierwszym wrażeniem, a potem zdecydowałem się do nich powrócić. Niektóre z nich to dziś jedne z moich ulubionych gier.

Mafia III

Na trzecią część kultowej serii o amerykańskich gangsterach czekałem z wypiekami na twarzy. Jak wielkie było więc moje rozczarowanie, gdy Mafia III ukazała się w bardzo złym stanie technicznym. Sfrustrowany odinstalowałem grę z dysku i poprzysiągłem nigdy więcej w nią nie grać. Zrobiłem to jednak parę tygodni później, tym razem przymykając oko na niedociągnięcia techniczne. Niestety, o ile pod względem narracyjnym gra studia Hangar 13 to absolutny majstersztyk, różnorodność zadań była tak niewielka, że kilka razy zdarzyło mi się zasnąć z padem w dłoniach.

Dodatek Sign of the Times jest lepszy od samej podstawki

Kilka lat później kupiłem jednak definitywną edycję Mafii III i zacząłem od nowa. Tym razem skupiłem się na zadaniach głównych, a side questy robiłem tylko przy okazji, nie starając się usilnie czyścić mapy ze wszystkich znaczników. I zakochałem się. Grałem po kilkanaście godzin dziennie, a tytuł skończyłem w niespełna tydzień. Fabułę „trójki” uważam dziś za jedną z najlepszych historii opowiedzianych w grach akcji. Pomimo niezbyt przemyślanych systemów rozgrywki i uciążliwych błędów, warto było wrócić i poznać losy Lincolna Claya.


Firewatch

Niektóre gry muszą poleżeć na półce w oczekiwaniu na odpowiedni moment. Tak było w przypadku niezależnej produkcji Campo Santo - Firewatch. W okresie, w którym uruchomiłem ją po raz pierwszy, nie miałem wiele czasu na granie, a gdy już go znajdywałem, szukałem tytułów, które zaserwują mi solidny wystrzał adrenaliny. Tymczasem Firewatch okazał się powolnym „symulatorem spaceru”, na który zabrakło mi cierpliwości. Gdy jednak parę lat później wybuchła pandemia, a ja na długie tygodnie ugrzązłem w mieszkaniu, gra okazała się doskonale rezonować z moim ówczesnym stanem ducha.

Kolejna gra studia Campo Santo ma zostać wydana dopiero w 2029 roku - trzynaście lat po premierze FireWatcha. Ja czekam.

Gra opowiada historię mężczyzny, który postanawia wyjechać do parku Yellowstone, by spędzić czas w ciszy i samotności. Gdy tam trafia, za pośrednictwem krótkofalówki poznaje jednak kobietę imieniem Delilah, a ich znajomość przeradza się w silne uczucie. Pamiętam, że gdy i moje kontakty z konieczności przeniosły się „na łącza”, Firewatch przywracał mi wiarę w ich autentyczność. A fakt, że bohater również uparcie oczekiwał na możliwość spotkania się ze swoją sympatią twarzą w twarz, pozwoliło mi się z nim utożsamić bardziej, niż z jakimkolwiek innym bohaterem gry.


Fallout 4

Czwarta część postapokaliptycznego RPG-a była jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie produkcji. W poprzednich grach z tej serii spędziłem tysiące godzin, eksplorując pustkowia i walcząc z czyhającymi tam niebezpieczeństwami. Największą miłością darzyłem poboczną część serii - Fallout: New Vegas. Było to uczucie tak silne i bezwzględne, że uczyniło ze mnie niemal ortodoksyjnego wyznawcę tej gry.

Mam ciarki za każdym razem, gdy oglądam ten zwiastun. I nie są to ciarki wstydu.

Zmiany, na jakie zdecydowała się Bethesda w Fallout 4, były więc dla mnie nie do przyjęcia. Bardziej casualowy charakter i wyraźny skręt w stronę FPS-owej rozgrywki były silnym odejściem od utartej formuły. Odłożyłem więc „czwórkę” na półkę i wróciłem do New Vegas. Z czasem jednak moje podejście do gier się zmieniło. Przestałem darzyć je niezdrowym kultem, zamiast tego szukając w każdej ciekawych mechanik i wciągających historii, a przede wszystkim dobrej zabawy. W końcu wróciłem też do Fallota 4 i… przeszedłem go pięciokrotnie.


Alan Wake

Jako nastolatek lubiłem pisać opowiadania, a moim marzeniem było zostanie pisarzem grozy. Nic więc dziwnego, że bardzo chciałem zagrać w Alana Wake’a - grę o autorze bestellerowych horrorów, który pewnego dnia sam staje się bohaterem historii rodem z koszmaru. Niestety, mój ówczesny komputer nie poradził sobie z wyzwaniem rzuconym przez studio Remedy - gra wyświetlała się w kilku klatkach na sekundę, co skutecznie odebrało mi chęć do zabawy. Wytrwałem jednak blisko dwie godziny.

To już pewne - Alan Wake powróci

Lata później uruchomiłem Alana Wake’a na Xboxie 360 i tym razem bez problemów ją ukończyłem. Wyjątkowy klimat i oryginalny sposób snucia opowieści totalnie rozkochały mnie w tytule. A w związku z tym, że w tym roku ma ukazać się kontynuacja przygód pechowego pisarza, zaczynam już rozbudowywać swojego PC-ta, by nie powtórzyła się historia sprzed lat.


Cyberpunk 2077

Chociaż wiele wskazywało na to, że starogeneracyjna wersja produkcji RED-ów może mieć spore problemy, ja do samego końca wierzyłem w udany debiut na konsoli PlayStation 4. Fatalny stan techniczny gry w zderzeniu z dużymi oczekiwaniami skutecznie odebrały mi jednak chęć do grania. Dwutygodniowy urlop, który wziąłem na przejście Cyberpunka 2077, spędziłem, nadrabiając zaległe lektury.

U dołu obrazka ja, gdy zobaczyłem stan techniczny Cyberpunka 2077 na PlayStation 4

Gdy półtora roku później ukazała się łatka nowogeneracyjna, od razu postanowiłem dać polskiej megaprodukcji drugą szansę. A to, co zobaczyłem, przerosło moje najśmielsze oczekiwania. NPC-e lewitujący nad ulicami. Jeszcze inni z oczami, ale bez głów. Natknąłem się nawet na całą osadę ludzi przesiadujących na niewidocznych krzesłach, relaksujących się na nieistniających dachach samochodów i wdrapujących się po schodach donikąd. A mimo tego zmusiłem się, by ukończyć Cyberpunka 2077, wierząc, że obroni się dobrze opowiedzianą historią. I w ten oto sposób jedna gra rozczarowała mnie aż trzykrotnie.

Pomimo przygody z grą RED-ów wciąż mam w planach jeszcze kilka takich powrotów. Jeśli tylko uda mi się wygospodarować trochę czasu, w pierwszej kolejności chciałbym spróbować ponownie sił w Elden Ringu. Mimo że gry FromSoftware nie wybaczają pomyłek, ja jestem już gotowy puścić nasze pierwsze spotkanie w niepamięć.

Zobacz także