Skip to main content

Rysunkowe strzelanie w Drawn to Death

Graliśmy w nietypową produkcję Davida Jaffe na PS4.

Nowa gra Davida Jaffe - twórcy God of War i Twisted Metal - to ciekawy powrót do przeszłości, do czasów, gdy najpopularniejszym gatunkiem strzelanek były tak zwane „arena shooters” typu Quake'a 3.

Drawn to Death rzuca na jedną mapę czterech graczy, którzy muszą rywalizować w zręcznościowej, brutalnej bitwie. Postać obserwujemy zza pleców - jeżeli chodzi o kamerę i sterowanie, to tradycyjna produkcja TPP.

Grę wyróżnia przede wszystkim wyjątkowy styl graficzny. Trudno ten tytuł z czymkolwiek pomylić. Potyczki toczą się w zeszycie nastolatka, więc wszystko wygląda tak, jakby było narysowane długopisem. Dotyczy to wojowników, wybuchów i różnych obiektów.

Lokacje to natomiast sporo bieli - dokładnie widzimy linie kartek, a powierzchnie to głównie kontury. Oprawa wydaje się z początku lekko nieczytelna, ale pod koniec pierwszego meczu na PSN Digital Showcase w Londynie przyzwyczailiśmy się już do specyficznej kreski.

Motyw bazgrołów w zeszycie pozwolił też twórcom wprowadzić najpotężniejszy rodzaj talentów, czyli interwencję dzieciaka. Jego palce mogą pojawić się nad mapą, by jednym ruchem zlikwidować wskazanego nieszczęśnika.

Zobacz na YouTube

Ważniejsza od grafiki jest jednak rozgrywka, która okazuje się po prostu porządna. Model strzelania nie jest szczególnie satysfakcjonujący, ale gra nadrabia to pomysłowymi zdolnościami.

Przed meczem wybieramy bohatera z kilku dostępnych. Wszyscy dysponują innymi umiejętnościami. Możemy na przykład wcielić się w gitarzystę z irokezem, który może powalić przeciwnika ciosem instrumentem, albo stopniowo zadawać obrażenia obszarowe grając rockowe riffy.

Specjalne akcje i ciosy to świetny dodatek urozmaicający zabawę, wprowadzający odpowiednią dozę różnorodności postaci. Jednak nie możemy z nich korzystać bez przerwy, a szkoda. W porównaniu do kultowych arena shooterów - takich jak Unreal Tournament - podstawowy arsenał jest raczej mało oryginalny. Zwyczajny karabin, strzelba, wyrzutnia rakiet. Możliwe, że pełna wersja zaoferuje ciekawszą broń.

Momentami trudno też utrzymać dynamiczne tempo, przez obecność wyłącznie czwórki graczy. Lokacje nie są wielkie, ale zdarza się, że nie mamy do kogo strzelać. Zwiększenie liczby uczestników choćby do sześciu byłoby mile widziane.

Oprawa jest na tyle specyficzna, że wzbudzi zapewne skrajne odczucia

Mapom nie można nic zarzucić. Są wielopoziomowe, w różnych miejscach znajdujemy wyskocznie, dzięki którym wybijamy się na wielkie wysokości. W konkretnych punktach leżą też bronie oraz bonusy - zwiększenie siły strzału czy dodatkowy pancerz.

To właśnie projekt lokacji najbardziej przywodzi na myśl klasyczne strzelanki, szczególnie gdy po wybiciu się w powietrze lecimy na drugi koniec planszy, by opaść wprost za plecy oponenta i poczęstować go kilkoma seriami z karabinu.

Drawn to Death oferuje z jednej strony szalenie pomysłową oprawę i zdolności, ale z drugiej - podstawowe uzbrojenie nie jest szczególnie oryginalne, a ograniczenie maksymalnej liczby uczestników do czterech wydaje się dziwną decyzją.

Pełna wersja gry ma ukazać się przed końcem roku. Twórcy zapowiedzieli już jakiś czas temu, że zdecydowali się na model Free to Play.

Zobacz także