Skip to main content

Sacred Citadel - Recenzja

Chwyć broń, orkopodobne bestie nadchodzą.

Imperium Ashen przeżywa renesans. Państwo poszerza granice, co cieszy zarówno władców, jak i poddanych. Na ziemiach krainy mieści się tytułowa cytadela. Wewnątrz monumentalnej fortyfikacji, w mrocznych laboratoriach powstał potwór, który zagraża bezpieczeństwu świata.

Bestia, by mogła wydostać się z cytadeli potrzebuje większej mocy, którą mogą jej dać starożytne artefakty. Zwraca się więc do przypominającej orków rasy Grimmocs, która splądruje krainy Ashen w poszukiwaniu magicznych przedmiotów. Zielone bestie nie wiedzą, że ich szyki wkrótce pokrzyżuje grupa bohaterów, odpoczywających w pobliskiej tawernie. Płomienie już liżą jej ściany.

Istotnie, Sacred Citadel rozpoczyna się jak sesja RPG niezaprawionego w bojach mistrza gry. Nie szkodzi, w końcu wydarzenia rozgrywane w malowniczej krainie dają tylko pretekst do tego, by wyżynać w pień hordy potworów. Na szczęście dość prostą historię fabularną ozdabia humor sytuacyjny, który nie pozwala traktować przygody w świecie Ashen dostatecznie poważnie. Ścigany przez nas przywódca rasy Grimmocs potrafi uciec z pola walki pod pretekstem wezwania posiłków, gdy tylko zrobi się gorąco i przestanie panować nad sytuacją. To nie przeszkadzało mu kilkanaście minut wcześniej wydzierać się na swoich żołnierzy i zabijać ich za podanie złej odpowiedzi podczas rozmowy.

Widząc zagrożenie na horyzoncie, bez chwili namysłu, chwytamy za broń białą i ruszamy na odsiecz. Na początku wybieramy herosa, który może być wojownikiem, łucznikiem, magiem lub szamanem. Co ciekawe, każdy bohater walczy używając dwóch broni jednocześnie, na bliski dystans. Z daleka możemy specjalnym atakiem strzelać z łuku, rzucać zaklęcia lub wywijać ogromnym młotem. Dodatkowo, w trakcie widowiskowej walki ładujemy paski potężnych ataków, których wyprowadzanie kosztuje chwilę czasu, ale skutkuje zadaniem sporych obrażeń.

„Sacred Citadel rozpoczyna się jak sesja RPG niezaprawionego w bojach mistrza gry.”

Niestety, zadawanie mocniejszych ciosów jest zbyt powolne, przez co nieopłacalne. Zwykle, zanim dokończymy efektowną serię ataków - padniemy ranni na ziemię, bo ktoś z daleka ustrzeli nas z kuszy lub dosięgnie szpicem halabardy. Jest to szczególnie irytujące, gdy gramy w Sacred Citadel samotnie, bo w trójkę na jednym ekranie lub przez sieć zabawa jest odrobinę prostsza, gdy osłaniają nas inni gracze.

Krainę Imperium Ashen zwiedzamy pieszo lub dosiadając sporych rozmiarów wierzchowców. Podobnie jak w większości gier typu beat'em up, zabawa polega na przechodzeniu kolejnych etapów od lewej krawędzi ekranu do prawej. Po drodze szatkujemy na kawałki różnej maści zielonych potworów, przerośniętych wilków czy zdeformowane postacie humanoidalne. Od czasu do czasu na naszej drodze stają więksi przeciwnicy ledwo mieszczący się na polu walki oraz bossowie, którzy swoimi kończynami potrafią dosłownie zmiażdżyć naszych bohaterów.

Bestiariusz Sacred Citadel jest na tyle zróżnicowany, że rozgrywka nie przestaje się nudzić, mimo że przejście wszystkich czterech aktów gry zajmuje tylko kilka godzin. Chyba że w ramach dodatku DLC dokupicie piąty akt, dostępny już w dniu premiery, co wydaje mi się złośliwym żartem wydawcy, a nie atrakcyjną ofertą dla miłośników gry.

Na wachlarz podręcznego arsenału również nie można narzekać. W trakcie zabawy natrafimy na kilka rodzajów broni białej, w tym miecze i buławy, które dysponują także magicznymi właściwościami, takimi jak podpalanie przeciwników. Wyprowadzanie szybkich ataków z ich mocniejszymi odmianami sprawia ogromną frajdę, a jeszcze większą - oglądanie naszych herosów w akcji. Animacje bohaterów i ich przeciwników są płynne, a zadawanie ciosów efektowne. Najbardziej spodobało mi się łączenie błyskawicznego siekania przeciwników (także leżących!) mieczami połączone z potężnym uderzeniem młotem na zakończenie kombosa.

„Do walki warto wykorzystywać elementy otoczenia, choćby zwisającą z drzew kłodę z kolcami.”

W grze dostępnych jest kilka rodzajów wierzchowców i pojazdów, które beztrosko sieją spustoszenie na polu walki.

Do walki warto wykorzystywać elementy otoczenia, choćby zwisającą z drzew kłodę z kolcami. Gdy ją uderzymy, ta rozhuśta się i staranuje wszystko, co stanie jej na drodze. Problem w tym, że może uderzyć również nas, bo poruszanie się postacią bywa problematyczne. Bohaterowie wykonują podwójne skoki w powietrzu i lądują z impetem na ziemi, lecz jednocześnie nie potrafią szybko przeturlać się w dół lub w górę ekranu i trudno przychodzi manewrować nimi w powietrzu. Skoro to gra zręcznościowa, powinna być taka pełną gębą - sterowanie jest zwyczajnie toporne i niedopracowane.

Podczas walecznej podróży zbieramy złoto, mikstury wspomagające i żywność. Jedzenie regeneruje nasze zdrowie, podobnie mikstury uzupełniające pasek życia lub mocniejszych ciosów. Natomiast monety wydajemy w mieście, do którego możemy się udać między etapami. Wyposażamy się tam w lepszą broń, pancerz, dodatkowe mikstury lub podejmujemy się specjalnych wyzwań na czas. Pokonywane potwory przynoszą nam nie tylko chwałę i splendor, ale również punkty doświadczenia. Awansując na wyższe poziomy doświadczenia inwestujemy w rozwój siły, witalności, zwinności czy magicznych umiejętności bohatera. Choć naszych herosów opisują tylko cztery charakterystyczne punkty, to dość wyważony i sensowny system.

Zabawa najlepiej smakuje w kooperacji na jednym ekranie

Grafika i muzyka byłyby w stanie niemal całkowicie przyćmić niedoróbki techniczne gry, gdyby nie fakt, że na pecetach Sacred Citadel otwiera się w oknie 1600 x 900 pikseli, którego nie da się powiększyć w opcjach do trybu pełnoekranowego. Jedynym rozwiązaniem jest samodzielne grzebanie w plikach gry. Pozostawia to niesmak, a decyzja deweloperów jest niezrozumiała. Warto podkreślić, że na klawiaturze da się przejść całą grę, ale to rozwiązanie polecam tylko bardzo cierpliwym graczom, bo z czasem blokowanie ciosów przeciwników, atakowanie ich i jednoczesne podskakiwanie staje się wręcz niemożliwe. Wygodnie jest więc podłączyć pad.

Rozgrywka w Sacred Citadel upływa więc pod znakiem efektownej i satysfakcjonującej walki, urzekających widoków i niepotrzebnych bolączek pokroju niedokładnego sterowania, krótkiej i prostej historii oraz niewykorzystanego potencjału zróżnicowanych bohaterów i ich rozwoju. Niewiele dobrych produkcji typu beat'em up ukazuje się w ostatnim czasie, szczególnie na pecetach. Sacred Citadel z pewnością należy do gier, z którymi warto się zapoznać.

7 / 10

Zobacz także