Salvation Prophecy - Recenzja
Podbój kosmosu i wielka przepowiednia.
Salvation Prophecy zmienia się w trakcie zabawy. Gra najpierw jest frustrująca, następnie robi się ciekawa, a na koniec nudna. Wszystko przez nadmiar pomysłów, także tych dobrych.
Produkcja studia Freedance Games łączy kilka gatunków - grę akcji, przygodowówkę i strategię. Wcielamy się w szeregowego żołnierza jednej z czterech skonfliktowanych frakcji, i sukcesywnie pniemy się w górę drabinki dowodzenia, by ostatecznie objąć dowództwo nad swoimi ludźmi. Po drodze toczymy bitwy kosmiczne, uczestniczymy w inwazjach na kolonie wroga i składamy w całość fragmenty starożytnej przepowiedni.
Po ukończeniu samouczka gra rzuca nas na głęboką wodę. Mając do dyspozycji trochę pieniędzy na zakup podstawowego wyposażenia i kilku apteczek, lądujemy na stacji bojowej, w której otrzymujemy pierwsze zadanie - desant na planetę kontrolowaną przez wroga. Wraz z dwudziestoma innymi szczęśliwcami możemy przypuścić szturm na ufortyfikowanego przeciwnika.
Mimo że bitwy prezentują się dość chaotycznie, gra skutecznie buduje wrażenie, że uczestniczymy w czymś większym od nas, że jesteśmy tylko trybikiem w dużej machinie. Jest to szczególnie widoczne, kiedy siadamy za sterami myśliwca - podczas potyczek w kosmosie musimy unikać zbłąkanych laserów i zderzeń z innymi pilotami. Przebieg starć nie jest oskryptowany i zależy w pełni od skuteczności żołnierzy po naszej stronie, przez co każde zwycięstwo daje sporą satysfakcję.
Na uwagę zasługuje ciekawie skonstruowany świat gry. Frakcje walczą o kontrolę nad galaktyką, nie zważając, czym my zajmujemy się w danym momencie. Zdarza się, że stacja bojowa, z której wyruszyliśmy na misję, pod naszą nieobecność zmieniła właściciela. Atakujący wróg, gdy na resztkach tarcz próbujemy dostać się do bazy, potrafi dostarczyć sporo emocji.
Po macoszemu potraktowana została także fabuła. W ciągu kilkunastu godzin zabawy zadania wątku głównego to, co najwyżej, trzy kwadranse gry.
„Na uwagę zasługuje ciekawie skonstruowany świat gry.”
Wykonując zlecone przez dowództwo misje, otrzymujemy pieniądze i punkty prestiżu, dzięki którym pniemy się w górę w hierarchii naszej frakcji. Awansując, odblokowujemy nowe możliwości, takie jak polowania na piratów czy dostęp do eksperymentalnych technologii. Co pewien czas otrzymujemy też zadania specjalne, powiązane z główną linią fabularną. Badamy wówczas odległe planety, zawierające informacje dotyczące tytułowej przepowiedni. Z każdej wyprawy wracamy bogatsi o nową umiejętność, taką jak zatrzymywanie czasu czy możliwość przywołania wielkiego dinozaura.
Kiedy osiągniemy wreszcie status dowódcy frakcji, otwiera się przed nami zupełnie nowy aspekt gry: zarządzanie zasobami, planowanie podbojów i dyplomacja. Choć w teorii pomysł prezentuje się całkiem nieźle, w praktyce nie mamy zbyt wiele do roboty. Większość zadań możemy zautomatyzować i nie przejmować się brakami wśród obrońców naszych planet i stacji, a ponadto -niezależnie od tego, jak duże siły mamy do dyspozycji - nie jesteśmy w stanie atakować jednocześnie więcej niż jednego celu.
System rozwoju postaci jest dość okrojony - szesnaście punktów, których potrzebujemy na wykupienie wszystkich możliwych umiejętności zdobywamy jeszcze przed osiągnięciem statusu dowódcy. Również talenty, które możemy wykupić, mają zastosowanie tylko na powierzchni planet - skuteczność naszego myśliwca możemy podnieść jedynie za pieniądze.
Twórcy dość nietypowo podeszli do kwestii uzbrojenia statku. Poza ograniczoną liczbą rakiet i ładunków, służących do rozbrajania torped przeciwnika, także nasze tarcze regenerują się tylko do pewnego momentu, co zmusza nas do bardzo ostrożnego dysponowania ładunkami. Jeśli będziemy zbyt rozrzutni, droga powrotna z zakończonej sukcesem misji, może okazać się kłopotliwa.
Nasz statek jest w stanie samodzielnie skakać między różnymi punktami w ramach jednego układu gwiezdnego. By przenieść się do sąsiedniego, musimy przelecieć przez specjalne wrota. Podróżując w ten sposób musimy zachować czujność, gdyż zderzenia z wyładowaniami elektrycznymi podczas skoków oraz z krawędziami korytarzy między układami, powodują utratę energii tarcz.
Na pierwszy rzut oka frakcje, do których możemy dołączyć różnią się między sobą dość znacząco: ciężkie roboty Unity preferują walkę wręcz, podczas gdy szybkie i zwinne przedstawicielki Salvation robią, co mogą, by trzymać wrogów na dystans. Pomiędzy tymi skrajnymi stylami rozgrywki, znajdziemy jeszcze całkiem zwyczajnie wyglądających ludzi i Wyr - rasę szalonych maszyn, zafascynowanych wysadzaniem rzeczy w powietrze.
Jednostki i budynki poszczególnych frakcji różnią się między sobą wizualnie, jednak ich zachowanie jest podobne. Podczas walk w przestrzeni myśliwce wszystkich stron zatrzymują się, gdy nie są pod ostrzałem, przez co eliminowanie ich staje się bardzo proste. Kiedy próbujemy podbić wrogą kolonię, przeciwnicy przechodzą do walki wręcz, nawet jeżeli druga strona jest słabsza na dystans.
Sprawia to, że w późniejszych etapach gry, gdy stacje kosmiczne i kolonie są dobrze bronione, bitwy dochodzą do punktu, w którym sami musimy stawić czoła kilkunastu wrogom. Twórcy tłumaczą, że rozwiązanie to wprowadzono celowo, by zrównoważyć zdobyte przez nas specjalne zdolności i ekwipunek. Jednak kompletnie niszczone jest w ten sposób wrażenie, że uczestniczymy w prawdziwej wojnie. Nasz bohater staje się samotną, niszczycielską siłą, zdolną równać z ziemią całe kolonie.
W końcowych fazach rozgrywki wsparcie innych żołnierzy ponownie staje się do czegoś przydatne, jednak na tym etapie starcia stają się już nieco nudne i schematyczne.
Salvation Prophecy to dość oryginalny projekt. Zawiera wiele ciekawych pomysłów, jednak rozgrywka zmienia się zbyt często, byśmy mogli w pełni je docenić.