Skip to main content

Sanctum 2 - Recenzja

Połączenie strzelaniny i tower defense. Bez scenariusza, za to z interesującą rozgrywką.

Tower defense to popularny rodzaj gry, w której rozstawiamy obronne wieże i powstrzymujemy przeciwników przed atakowaniem konkretnego celu. Jak uczynić go nieco ciekawszym? Z tradycyjną formułą rozgrywki można połączyć pierwszoosobową strzelaninę. Efekt, jak udowadnia Sanctum 2, może być naprawdę interesujący.

Rozpoczynając kampanię dla jednego gracza trafiamy na planetę LOEK III. Naszym zadaniem jest obrona Rdzeni przed atakami kosmitów, którzy najwidoczniej nie lubią dużych świecących kul energii - właśnie tym są obiekty, których strzeżemy. O istnieniu jakiegokolwiek scenariusza przypominają tylko ręcznie rysowane plansze, będące zamiennikiem przerywników filmowych. Fabuła praktycznie nie istnieje, jest mało interesująca i bardzo szczątkowa. Szkoda, że twórcy nie przygotowali historii tak, by bardziej zainteresować konfliktem, w którym bierzemy udział.

W kooperacji tryb strzelaniny nabiera jeszcze większych rumieńców

Każda misja podzielona jest na kilka lub kilkanaście etapów - w zależności od tego, ile fal wrogów czeka w kolejce do ofensywy. Zanim horda ruszy do ataku, mamy czas na budowę ścian oraz wieżyczek. Dzięki nim wyznaczamy ścieżkę, którą podążać będą nieproszeni goście. Bardzo pomocnym rozwiązaniem jest możliwość usunięcia dowolnego elementu wraz ze zwrotem surowców, jakie zainwestowaliśmy. Nie musimy martwić się, kiedy przez przypadek postawimy coś w złym miejscu.

Kiedy faza przygotowań dobiega końca, rozpoczyna się zabawa wymagająca już nie tylko myślenia, ale też celnego oka i refleksu. Wyciągamy broń i pomagamy rozstawionym wcześniej działkom rozprawiać się z najeźdźcami. Najskuteczniejsze jest strzelanie we wrażliwe punkty, przy walce z maszkarami większego kalibru jest to wręcz niezbędne. Twórcom udało się w satysfakcjonujący sposób przedstawić działanie każdego elementu arsenału - kiedy używamy wyrzutni rakiet, czujemy, że naprawdę wystrzeliliśmy mocarny pocisk w kierunku wroga. Wrażenia związane z pociąganiem za spust wspomaga też fakt, że każda broń posiada dwa tryby strzału.

Żeby nie było zbyt łatwo, tylko niektórzy wrogowie bezmyślnie prą do celu, a reszta agresywnie reaguje na ostrzał. Nie możemy po prostu stać w miejscu i strzelać w co popadnie, musimy skupiać uwagę na przeciwnikach, którzy mogą najbardziej nam zagrozić. Śmierć zabiera bowiem cenne sekundy, podczas których Rdzeń pozostaje bezbronny.

„Największą nowością w stosunku do pierwszej odsłony jest możliwość wyboru jednej z czterech postaci.”

Estetyczna oprawa wizualna wpływa pozytywnie na odbiór rozgrywki

Największą nowością w stosunku do pierwszej odsłony jest możliwość wyboru jednej z czterech postaci. Każda dysponuje unikalną bronią i specyficznym atrybutem - jedna ma więcej punktów życia, inna używa amunicji podpalającej, a kolejna potrafi wyżej skakać. Rozwiązanie to wzmacnia różnorodność podczas rozgrywki, tym bardziej że nie jesteśmy ograniczeni do jednej klasy. Na każdą misję możemy zabrać innego bohatera. Nie ma to żadnych negatywnych skutków: zdobywane doświadczenie przechodzi na konto profilu, nie jest przypisywane każdej postaci z osobna.

Drugą pozytywną zmianą w stosunku do pierwowzoru jest wprowadzenie perków - pasywnych bonusów, które odblokowujemy w miarę postępów. Wpływają na siłę rażenia broni, mogą też sprawić, że uszkodzony Rdzeń będzie się systematycznie regenerował po każdej rundzie. Na początku zyskujemy jeden slot na taki bonus, z czasem kolejne dwa. Dzięki temu systemowi możemy w większym stopniu dopasować postać do naszego stylu rozgrywki.

Efekty walki w największym stopniu zależą od planowania. Jak w tradycyjnych grach tower defense, należy tak ustawić przeszkody, by wydłużyć przeciwnikom drogę do celu. To jednak nie zawsze załatwia sprawę - problemy mogą sprawić wrogowie potrafiący latać, a także pojawiający się co jakiś czas bossowie. Te masywne stwory posiadają umiejętność niszczenia naszych umocnień, które naprawić możemy dopiero po zakończeniu rundy - wprowadza to oczywiście chaos, ale też sprawia, że rozgrywka staje się na jakiś czas bardziej emocjonująca.

Chociaż momentami miałem problemy z obroną - szczególnie gdy napastnicy nacierali z trzech wejść jednocześnie, a do obrony miałem dwa Rdzenie - nie mogę powiedzieć, że poziom trudności jest zbyt wyśrubowany. Na szczęście, przed każdą misją możemy pokusić się o podkręcenie wybranych cech przeciwników. To ciekawe rozwiązanie, które nie zamyka nas w sztywnych ramach tradycyjnej skali poziomu trudności.

Oprócz opisywanej na początku kampanii, twórcy przygotowali dla nas tryb Survival. To znany z wielu innych gier tryb „hordy”, w którym ataki wrogów nie mają końca, celem natomiast jest jak najdłuższe przetrwanie.

W każdym z trybów możemy bawić się razem ze znajomymi - maksymalnie z trzema. Grać można też z przypadkowymi osobami, wystarczy przed dowolną misją zaznaczyć odpowiednią opcję, by nikt nie miał problemów z dołączeniem do naszej gry w każdym momencie. Nie da się ukryć, że rozgrywka w kooperacji jest nieco przyjemniejsza - w grupie zawsze raźniej, a i wyzwanie trochę większe.

Na odbiór gry pozytywnie wpływają przemyślane rozwiązania estetyczne. Jest kolorowo, lecz delikatnie bajkowo-komiksowa stylistyka nie jest przesadna. Zachowano styl pierwowzoru, więc weterani poczują się jak w domu.

Sanctum 2 to interesujące połączenie dwóch gatunków. Rozgrywka solowa trwa około sześciu godzin. Choć momentami pojawia się leciutkie znużenie, szybko dostrzegamy różnorodność zabawy - zarówno w odniesieniu do postaci, jak i projektu każdego z etapów.

7 / 10

Zobacz także