Scenariusz i bohaterowie Wolfenstein: The New Order
Co zaskoczyło najbardziej w świetnej strzelance.
Wydany w 2014 roku Wolfenstein to świetna gra, której jedyną wadą jest fakt, że czasem na zbyt długo odbiera nam kontrolę nad Blazkowiczem i nie pozwala strzelać do nazistów. Wysoka jakość produkcji była dla wielu niespodzianką, biorąc pod uwagę, że to jednocześnie debiut studia MachineGames. The New Order najbardziej zaskoczył jednak przedstawieniem bohaterów.
Kiedy najważniejsze jest strzelanie, szczególnie w czysto zręcznościowym stylu i bez silenia się choćby na namiastkę realizmu, odbiorcy z zasady nie nastawiają się na interesującą opowieść czy też jej prezentację. Nowy Wolfenstein jest wyjątkiem i grą pod tym względem wyjątkową.
Sama fabuła nie jest ani oryginalna, ani wyjątkowo wciągająca, a jednak szybko w pełni angażujemy się w wydarzenia, w których bierzemy udział. Wszystko dzięki odpowiedniej narracji i bezbłędnemu scenariuszowi.
Warto przypomnieć, gdyż pojęcia te czasem są mylone rób zrównywane i traktowane jak synonimy: scenariusz nie jest tym samym, co historia. Można powiedzieć, że to coś ważniejszego, czyli sposób jej opowiedzenia i realizacji.
W The New Order scenarzystom doskonale udało się wykreować charaktery wszystkich postaci, a także nakreślić różnego rodzaju interakcje między bohaterami. Przede wszystkim chodzi tutaj o sojuszników Blazkowicza.
Kiedy po raz pierwszy trafiamy do bazy ruchu oporu, poznajemy wszystkich w mgnieniu oka. Wystarczy posłuchać kilku zdań i przyjrzeć się zachowaniu towarzyszy broni, by wszystkich rozgryźć - a także niemal od razu polubić. Atmosfera jest świetna, ponieważ jest naturalna. Czujemy się jak w domu, tak jak BJ wśród nowych znajomych.
W grze nie ma chyba ani jednej wypowiedzi, która brzmi sztucznie. Czy to powitanie Blazkowicza przez Caroline po długiej rozłące, czy niebezpiecznie zbliżona do zbyt dużego patosu scena śmierci fana Hendrixa, czy też wszelkiego rodzaju rozważania i przemyślenia głównego bohatera - wszystko ma sens i pasuje zarówno do sytuacji, jak też do konkretnej postaci.
Scenariusz lubi przeplatać powagę z humorem. Przedstawianie różnych wydarzeń z perspektywy BJ-a sprawia, że nieraz możemy się uśmiechnąć ze względu na jego prostolinijność i bezpośredniość, ale wprowadzenie w odpowiednich momentach innych postaci sprawia, że nagle zaczyna bardziej zależeć nam na powodzeniu misji. Twórcom udało się bowiem doskonale pokazać, że wszystkim sojusznikom bohatera na sobie zależy - to jedna, wielka rodzina.
The New Order oferuje też jeden z najlepszych wątków miłosnych w grach, co także jest niespodzianką. Romans Blazkowicza z Anyą jest potraktowany ze smakiem i subtelnie. Nawet kiedy w jednej ze scen gołąbki zamykają się w pokoju i uprawiają dosyć intensywną miłość, to nie jest to ani przez chwilę wulgarne, ani też nie wydaje się wprowadzone na siłę, „byle był jakiś seks”, jak to często w grach bywa.
Przeciwnicy nie są już tak interesujący, ale to wciąż wysoki poziom. Projektanci nie postawili na oryginalność - bo w końcu ile można wycisnąć ze złych nazistów. Zamiast tego skupiono się na budowaniu konkretnych scen, w których można odczuć szalone napięcie i mocno się zestresować. Tak jak w przypadku pamiętnego testu na aryjskość w pociągu.
Wolfenstein 2 ukaże się 27 października - czekamy więc nie tylko na kolejną porcję solidnej strzelanki w starym stylu, ale też na kolejne sceny czy dialogi w stylu tych, które tak dobrze zbudowały charakter i atmosferę pierwszej części.