Shadow Warrior - Recenzja
Przyjemność w starym stylu.
Lo Wang znów tnie wrogów bez wytchnienia. Polskie studio Flying Wild Hog postanowiło zmierzyć się z klasyką z 1997 roku - grą Shadow Warrior od 3D Realms. Twórcy nie ograniczyli się wyłącznie do odświeżenia oprawy graficznej. Napisali inną historię, dzięki czemu trafiamy w nieznane z pierwowzoru miejsca, ale krwawe starcia z hordami demonów to nadal świetna zabawa.
Siła gry tkwi w systemie walki, co w dużej mierze jest zasługą katany. Samurajski miecz mamy pod ręką od początku rozgrywki, a wraz z rozwojem fabuły, zyskujemy ulepszone wersje ostrza. Jego obsługa jest intuicyjna i prosta, a przy tym niezwykle satysfakcjonująca. Możemy zadawać cięcia lekkie oraz mocne, zyskujemy też dostęp do ataków wspomaganych magią.
Połączenie tego wszystkiego z efektownym rozczłonkowywaniem wrogów na części pierwsze sprawia, że - jak na strzelaninę z perspektywy pierwszej osoby - Shadow Warrior oferuje niemal idealny model walki bronią białą.
Nie tylko katana została oddana do naszej dyspozycji. Poza mieczem, twórcy przygotowali sześć bardziej tradycyjnych broni, między innymi strzelbę, pistolet maszynowy, kuszę i wyrzutnię rakiet. Co najważniejsze, wszystkie możemy nosić przy sobie jednocześnie, a to wpływa pozytywnie na różnorodność potyczek.
Każde śmiercionośne narzędzie posiada system ulepszeń, dzięki któremu zwiększamy moc i celność, zmieniamy wygląd, a także dodajemy drugi tryb ognia. Szkoda tylko, że na zapoznanie się z pełnią możliwości każdej broni musimy poczekać. Przez pierwsze dwie, trzy godziny rozgrywki bardzo rzadko pojawia się potrzeba zastąpienia miecza inną zabawką. Twórcy zdecydowali się również na wprowadzenie dwóch dosyć niestandardowych - znanych z oryginału - przedmiotów, które wykorzystujemy w walce: serca oraz głowy demona.
Walka sprawia przyjemność nie tylko dlatego, że bardzo dobrze zaprojektowano moc każdego rodzaju broni, przez co naprawdę ją czujemy. Pozytywny wpływ ma również udany system poruszania się, wzbogacony o szybkie uskoki w dowolnym kierunku, co wykorzystujemy zarówno w ofensywie, jak też w celu uniknięcia ciosu. Podczas eksterminacji potworów lub ludzi możemy pozostawać w ciągłym ruchu.
„Shadow Warrior ma bardzo ciekawy scenariusz.”
Gra oferuje różnorodne lokacje. Przemierzamy wiśniowe ogrody, ulice miasteczek, bambusowe lasy, mokradła, dzielnicę portową, kanały, trafiamy nawet do piekła. Większość miejsc jest na tyle rozległa, że zawsze mamy duże pole do popisu, nigdy nie czujemy się zakleszczeni w jednym punkcie. Jest to też zasługą tego, że produkcja motywuje do radosnego wbijania się w tłum wrogów - choćby przez wypadające z nich dusze, służące za apteczki.
Pewien problem pojawia się, kiedy w niektórych miejscach musimy znaleźć ukryte latarnie - ich zniszczenie jest czasem niezbędne do kontynuowania przygody. Zdarza się, że poszukiwania zajmują więcej czasu niż powinny, co negatywnie wpływa na ciągłość dobrze utrzymanego przez resztę rozgrywki, odpowiedniego tempa zabawy.
Shadow Warrior ma bardzo ciekawy scenariusz. Chociaż w głównej mierze opowieść stanowi tylko pretekst do rzucania w naszym kierunku kolejnych fal przeciwników, to nie można jej potraktować jak zbędnego dodatku. Opowieść rozkręca się całkiem interesująco, a smaczku dodają dobrze napisane, krótkie dialogi między Lo Wangiem a towarzyszącym mu, złośliwym demonem. Dobrnięcie do końca historii zajmuje ponad dziewięć godzin na normalnym poziomie trudności.
System rozwoju postaci także zasługuje na uwagę. Nie otrzymaliśmy wyłącznie wyboru pasywnych bonusów, zwiększających naszą „wydajność”. Możemy uczyć się magicznych mocy - na przykład fali uderzeniowej - oraz potężnych ataków kataną, aktywowanych konkretną kombinacją klawiszy.
Gra nie została jednak odpowiednio doszlifowana. Pod względem wydajności sprawuje się nieco gorzej niż inne, najnowsze produkcje. Po optymalizacji tytułu, wydanego wyłącznie na pecety, można było oczekiwać więcej. Twórcy nie ustrzegli się też błędów technicznych - a to tekstura się nie doczyta, a to ciało wroga zawiśnie dziwacznie w powietrzu. W pewnym momencie kluczowy dla akcji przedmiot w ogóle się nie pojawił, na szczęście z tego typu sytuacją spotkałem się tylko raz.
Studio Flying Wild Hog już grą Hard Reset udowodniło, że potrafi tworzyć świetne, dynamiczne strzelanki. Shadow Warrior, choć boryka się z kilkoma niedociągnięciami, okazuje się bardzo przyjemną, brutalną i efektowną zabawą. Oryginał doczekał się godnego następcy. Warto!