Shenmue 3 niczym dziwactwo z przeszłości - gra nie rozczarowuje
Gra powolna, dziwna i w startym stylu Segi. Yu Suzuki powraca.
Uruchomienie wydanego niedawno dema Shenmue 3, jest jak natknięcie się na jakiś dziwny relikt - odkopany i wypolerowany przez ciekawskich, cyfrowych archeologów, starających się zrozumieć gry wideo z przełomu wieków.
Tempo jest tak wolne, że niekiedy zdaje się, że śnimy na jawie, gra aktorska jest jakby zapożyczona z innej planety, a ogólna skala projektu jest chyba ekstremalnie ograniczona. Nie mógłbym być z tego wszystkiego bardziej zadowolony.
Zacznijmy jednak od początku. Pierwszą niespodzianką, z którą trzeba sobie poradzić, jest fakt, że Shenmue 3 w ogóle istnieje, można je włączyć i grać przez kilka godzin. Drugim zaskoczeniem jest to, że po wszystkich problemach, Shemue 3 może być w rzeczywistości całkiem dobrą grą wideo. Jako fan, który przez ostatnie dwadzieścia lat właśnie na to czekał, niekiedy niecierpliwie, nie jestem ani trochę rozczarowany.
Warto zacząć od kontekstu. Z całą pewnością jestem fanem, wspierającym grę na Kickstarterze, a poza tym śledzącym wszelkie możliwe doniesienia - na poziomie raczej niezdrowej fascynacji. Dość powiedzieć, że wybrałem się na pielgrzymkę do Yokosuki, by na własne oczy zobaczyć miejsce akcji pierwszej części serii, a następnie śledziłem Yu Suzukiego po całym świecie, by połączyć kropki: od pierwszego pomysłu, aż do powstania tytułu.
Dlatego też mam dość osobiste zdanie na temat tego, co czyni tę serię tak świetną. Shenmue zawsze było produkcją skromną, co w mojej ocenie przekłada się po części na jej urok. Ekscytująca jest także sprzeczność dwóch poprzednich części od Segi, stawiających na miniaturowe wycinki świata, ale dostarczone przy ogromnej ambicji i sporym budżecie.
Istotne jest zatem, że nowy tytuł również stawia na podobną skromność, a także na podobne ambicje, ale przy znacznie mniejszych środkach finansowych. To opowieść o delikatnym wsłuchiwaniu się w odgłosy otoczenia, podczas gdy spacerujemy po cichej wiosce i zbieramy informacje od doświadczonych życiowo mieszkańców.
W przeszłości - zanim jeszcze Hideo Kojima zabrał się za coś podobnego - Suzuki nazwał gatunek, który pomagał tworzyć, jako „W Pełni Reagująca Rozrywka dla Oczu”. W dzisiejszych czasach mówimy raczej „otwarty świat”, ale to chyba nie o to chodzi.
W Shenmue kluczowe jest napawanie się detalami. W poprzednich odsłonach serii mogliśmy przyglądać się codziennym harmonogramom mieszkańców, czy też wybrać się do lokalnego sklepu zoologicznego, by kupić jedzenie dla znalezionego na ulicy kotka. Zwykłe, codzienne życie.
W Shenmue 3 jest identycznie. Początkowa wioska z wersji demonstracyjnej w pewnym sensie podejmuje akcję tam, gdzie zakończyło się Shenmue 2 i wszystko zostało wiernie odtworzone. Model Ryo wygląda tak, jak można było oczekiwać, podczas gdy mieszkańcy wioski otrzymali własne, nieco przerysowane sylwetki, jak w przeszłości. To jak powrót do epoki konsoli Dreamcast. Niektórzy mogą postrzegać to jako krytykę, ale dla takiej kontynuacji to idealne podejście.
Wioska ma styl Segi - kwieciste łąki równie dobrze mogłyby pojawić się w Out Run - a do tego jest nowa precyzja działania. Sterowanie nadal bywa nieco osobliwe (sprint na prawym spuście, swobodniejsza kamera na lewym, jak w przeszłości), ale otrzymało nieco więcej współczesnego zacięcia. Świat jest również pozbawiony ekranów ładowania podczas wchodzenia do budynków i eksplorowania, a dynamiczna pogoda może sprawić, że podczas spaceru natkniemy się na mżawkę.
Takie elementy w 2001 wyglądałyby jak magia. I nadal tak jest, jeśli umieścimy je w kontekście Shenmue 3, gdzie zachowano na przykład oryginalne menu, teraz rozszerzone, ale nadal z tymi samymi fontami, artefaktami i zdjęciami z poprzednich odsłon. To dobra magia rodem ze starej szkoły, a w przeróżnych mini-grach wciąż widać, że Yu Suzuki nie zatracił ducha showmana.
System walki też nawiązuje do przeszłości i przypomina w dużej mierze Virtua Fighter. Nie jest oczywiście tak zaawansowany i nadal nie jest to do końca idealna mechanika potyczek, ale jednocześnie nie brakuje płynności, gracji i ciężkości, które Suzuki zaprezentował w pierwszych trzech częściach Virtua Fighter.
Spojrzenie na ukończone Shenmue 3 będzie fascynujące. To bardzo dziwna gra, z tempem akcji i podejściem do produkcji, które dla współczesnych graczy będzie absolutnie obce. Dla fanów nowy projekt będzie jednak jak mana i dobrze widzieć, że deweloperzy nie tylko trzymają się dziwactw z przeszłości, ale także przygotowują grę z podobną dbałością o szczegóły, co kiedyś. To cyfrowa turystyka w najlepszym wydaniu i wydaje się, że Shenmue 3 może być kontynuacją, na którą seria zasługuje.