ShootMania Storm - Recenzja
Prosta, klasyczna sieciowa strzelanka okazuje się miłym powiewem świeżości.
Wraz ze zmianą tematyki z wirtualnych wyścigów na sieciową strzelaninę, francuskie studio Nadeo ani myśli zwalniać szalonego tempa. ShootMania Storm opiera się na sprawdzonym modelu. Jest prosto, szybko i przyjemnie.
Projektanci ShootManii wybrali zupełnie inną drogę niż autorzy głośnych odsłon serii Battlefield czy Call of Duty. W ich grze nie ma ani kolorowych osiągnięć, ani poziomów postaci, czy nawet stopniowo odblokowywanego arsenału. Wprost przeciwnie - postawiono na totalny minimalizm. W naszych rękach znajduje się zaledwie jedna broń, której nie tylko nie możemy ulepszyć, ale nawet zmienić.
Co prawda, na mapach są miejsca, gdzie standardowy miotacz plazmy, z czterema ciągle odnawianymi pociskami, przemieni się na chwilę choćby w laserowe działko, ale jego użycie jest możliwe tylko w określonym obszarze. Prostota dotyczy także pancerza. Każdy gracz może przyjąć na siebie maksymalnie dwa lub w przypadku początkujących trzy pociski. Wówczas bohater rozpływa się w eterze, a zabawa rozpoczyna się w punkcie odrodzenia.
Twórcy stworzyli równe szanse dla wszystkich. Ta sama broń, ten sam pancerz. Bez względu na to, ile myszek zdążyliśmy ukatrupić, jedynym wyznacznikiem naszych umiejętności staje się refleks i prawdziwe doświadczenie, zgromadzone w trakcie kolejnych starć, a nie nabijane statystyki. Idea otwiera produkcję nie tylko na osoby, które znudziła pogoń za lepszym sprzętem i osiągnięciami, ale też graczy, pamiętających znakomite potyczki ze starszych odsłon serii Quake czy Unreal Tournament.
Zresztą mecze w ShootManii zostały zaprojektowane w taki sposób, by nikt nawet nie zdążył pomyśleć o dodatkowym wyposażeniu. Starcia na mapach są żywiołowe, a ich dynamizm zawdzięczamy zarówno nieziemskiej szybkości, jak i oczywiście konstrukcji map. Na planszach często można bowiem skorzystać z wyrzucających nas do góry katapult czy też jeszcze przyspieszających bieg ścieżek.
Przygotowano też kilka różnych trybów rozgrywki. Zamiast tradycyjnego Capture the Flag jest drużynowe przejmowanie masztów, a samotne wilki mogą próbować sił w odpowiedniku klasycznego Last Man Standing. Ten ostatni tryb jest zresztą o tyle interesujący, że poza walką do określonej liczby zgonów, jest też wariacja polegająca na jak najdłuższym utrzymaniu się przy życiu w obliczu ciągle zbliżającej się energetycznej burzy.
Twórcy udostępnili także zapożyczony ze swej wyścigowej TrackManii edytor plansz. Znajdują się tu narzędzia w dwóch nieco odmiennych wersjach. Pierwsza umożliwia zaprojektowanie poziomu przy użyciu zaledwie podstawowych elementów. Drugą przygotowano z myślą o bardziej wymagających graczach. Każdy budulec występuje tu w kilku odmianach. W trakcie zabawy w edytorze możemy w dowolnej chwili samemu przetestować mapę, by po jednym kliknięciu szybko wrócić do dalszej edycji.
Gra broni się skutecznie od strony audiowizualnej. Być może oprawa graficzna nie powala na kolana, lecz wszystko wygląda bardzo przyzwoicie - niezależnie od tego, czy chcemy pobiegać po częściowo zalanej wysepce, czy też pomiędzy wielkimi, kamiennymi blokami. Całość jest dobrze zoptymalizowana, dzięki czemu tytuł, z obniżonym poziomem detali, działa płynnie na kilkuletnich komputerach.
ShootMania Storm wychodzi naprzeciw rozbudowanym strzelankom sieciowym i fantastycznie wypełnia lukę po starych, dynamicznych shooterach, znanych z kafejek internetowych. Koncentracja na autentycznej zręczności gracza i minimalizm są niczym powiew świeżego powietrza w mocno już wyeksploatowanym temacie.
Nie wszystkim to podejście może przypaść do gustu. Bieganie przez kilkadziesiąt godzin z jedną bronią i bez żadnych nowych umiejętności zniechęci osoby przyzwyczajone do osiągnięć i bajerów. Jednak gracze, którzy lubią prostą zabawę, wyzwania i ciągłe doskonalenie się, odnajdą w ShootManii dokładnie to, czego szukają.