Sid Meier's Starships - Recenzja
Podbój kosmosu.
Nowa produkcja Sida Meyera jest co prawda spokrewniona z serią Civilization, mamy jednak do czynienia z dość daleką rodziną. Osadzona w kosmosie strategia skupia się na taktycznych bitwach i szybkim podboju kolejnych planet, spychając na drugi plan kwestie takie jak ekonomia czy wynajdywanie nowych technologii.
Początek Starships wygląda znajomo: wybieramy lidera oraz jedną z trzech, znanych z Civilization: Beyond Earth ścieżek rozwoju ludzkości. O ile każdy z przywódców oferuje naszemu imperium konkretne bonusy, nie ma on większego znaczenia dla rozgrywki - jest pozbawioną charakteru twarzą na ekranie, w dodatku nie zawsze to, co mówi pokrywa się z wyświetlanym na ekranie tekstem.
Właściwą zabawę zaczynamy od pojedynczej planety i dwóch statków - naszej floty. Podstawowym zajęciem w każdej turze jest przesuwanie okrętów na sąsiednie światy i wykonywanie na nich misji, zachęcając tym samym mieszkańców, by dołączyli do naszego imperium. Kolejne ruchy zmniejszają stopień wypoczęcia załogi, aż w końcu ogłaszamy przerwę na odzyskanie sił, oddając możliwość działania przeciwnikom.
Centralnym elementem rozgrywki są taktyczne bitwy, które toczymy próbując odbić planety z rąk innych graczy lub wykonując zlecone przez niezależne światy misje. Podczas gdy pierwszy rodzaj potyczek sprowadza się zazwyczaj do zniszczenia floty przeciwnika przy jak najmniejszych stratach własnych, zadania różnią się pod względem celów.
Część zadań przypomina zwykłe bitwy - musimy zniszczyć wskazany statek nim dotrze do określonego punktu lub wyeliminować zagrażającego planecie molocha, który wymknął się spod kontroli. Inne misje, jak choćby te polegające na pokonaniu pola asteroid w określoną liczbę tur, nie wymagają oddania pojedynczego strzału.
Bitwy toczymy na dwuwymiarowej planszy usianej asteroidami, planetami i zagięciami w przestrzeni, teleportujących nas w losowe miejsca na mapie. Manewrując statkami musimy szukać miejsc, z których jesteśmy w stanie zadać jak najwięcej szkód, kryjąc się jednocześnie za przeszkodami.
Dzięki pomocy torped, pól maskujących i eskadr myśliwców zmuszamy przeciwnika do pozostawania w ciągłym ruchu i osłaniania najbardziej narażonych na obrażenia, tylnych sekcji swoich okrętów.
Co ciekawe, nawet w przypadku miażdżącej porażki nie tracimy naszych statków, choć musimy zainwestować środki w ich naprawę. Podczas gry dysponujemy tylko jedną flotą, którą ciągle rozbudowujemy i ulepszamy montując na poszczególnych statkach lepszy pancerz, broń czy specjalistyczne systemy, zwiększające nasz arsenał sztuczek podczas bitwy.
Starships nie zmusza do ograniczenia się do jednej, zwycięskiej strategii. Wspomniane wcześniej torpedy pozwalają wykurzyć zamaskowanych wrogów równie skutecznie, co zaawansowane skanery, a inwestycja w silniejsze lasery jest równie opłacalna, co wprowadzenie na statek kilku dodatkowych eskadr myśliwców.
W obliczu mnogości taktyk, jakie możemy zastosować, zawodzi nieco sztuczna inteligencja. Komputerowy przeciwnik nie zawsze radzi sobie z omijaniem torped, mimo że w każdej turze przesuwają się one o ograniczoną liczbę pól.
Często też skupia się na podgryzających go myśliwcach, pozwalając większym i groźniejszym statkom prowadzić ostrzał z dużej odległości. Sprawia to, że wysiłek, jaki wkładamy w stworzenie jak najbardziej uniwersalnej floty marnuje się, o ile nie gramy na wyższych poziomach trudności.
Świat gry nie kończy się jednak na statkach i kosmicznych bitwach, a aspekty rozwoju naszego imperium, choć znacząco ograniczone w porównaniu z serią Civilization, wciąż są obecne. Każda z planet produkuje kilka surowców, za które możemy ulepszać flotę, odkrywać nowe technologie, zwiększać populację czy tworzyć cuda świata mające znaczący wpływ na możliwości naszych okrętów.
Z początku musimy uważnie kalkulować, kiedy i na co wydać dostępne zasoby, jednak wraz z postępami w grze nasze światy wręcz zasypują nas surowcami, przez co rozbudowa infrastruktury traci na znaczeniu - chyba że próbujemy wygrać inaczej, niż podbijając wszystkich przeciwników.
Nowa produkcja Sida Meyera daje nam kilka alternatywnych dróg do zwycięstwa - jeśli nie interesuje nas eliminacja wrogich cywilizacji, możemy próbować prześcignąć je pod względem odkrytych technologii, zbudować siedem cudów wszechświata lub zebrać pod naszym sztandarem ponad połowę populacji galaktyki. O ile każdy z warunków wygranej da się osiągnąć, mocny nacisk na walkę sprawia, że wiele z nich sztucznie wydłuża czas gry.
Do minimum ograniczono także dyplomację - kontakt z innymi cywilizacjami nawiązujemy zazwyczaj, gdy chcemy zawrzeć pokój lub wypowiedzieć wojnę. Zdarza się co prawda, że przeciwnicy oferują nam surowce lub technologie, jednak dzieje się to tylko wtedy, gdy atakujemy innego gracza. Rozbudowany zazwyczaj ekran relacji między imperiami w Starships zastępuje prosta tabelka, wypełniona uśmiechniętymi lub smutnymi buźkami i pacyfkami.
Sid Meyer's Starships to lekka i przyjemna gra, w której nad pojedynczą partią spędzamy dwie, trzy godziny. Mimo powtarzających się scenariuszy zadań i działającej dość chaotycznie sztucznej inteligencji, podbijając kosmos czujemy powiew świeżości, jakiego zabrakło w Beyond Earth.